Ławeczka pod sklepem: usiąść łatwo, ale niejeden już nie wstaje
„Daj odważne świadectwo, że trzeźwość jest fundamentem prawdy, piękna i dobra” – brzmi jedno ze zdań apelu bpa Tadeusza Bronakowskiego, Przewodniczącego Zespołu KEP ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych, na tegoroczny miesiąc abstynencji. Usłyszałem te słowa w kościele w ubiegłą, pierwszą niedzielę sierpnia. Zostały ze mną do teraz. Ale te słowa warto przeczytać także… od końca.
Słowa apelu bpa Bronakowskiego wzbudziły we mnie poczucie odpowiedzialności, aby zwrócić uwagę, że nie tylko trzeźwość jest fundamentem prawdy i dobra, ale i w drugą stronę – te same wartości muszą być podstawą trzeźwości. Jeżeli więc gruntem trzeźwości jest prawda, to wyrażajmy ją także o alkoholu i tych, którzy w nim szukają ukojenia w poczuciu bezsensu życia. Możemy ograniczyć się wyłącznie do powtarzania, że alkoholizm jest zły i śledzenia medialnych doniesień o kolejnych nietrzeźwych kierowcach czy rodzinnych tragediach spowodowanych uzależnieniami. Trzeba jednak uczciwie zadać sobie pytanie: czy to wystarczy? Te problemy były, są i będą dramatem pokoleń. Najbardziej przygnębiający jest jednak fakt, że choć wszyscy doskonale o tym wiemy, w ogólnym rozrachunku zmienia się naprawdę niewiele.
Trzeźwość istotnie jest fundamentem prawdy, dobra i piękna, ale samo zaproszenie do rezygnacji z używek nie uleczy serca człowieka poranionego, który utracił resztki nadziei i sensu życia. „Przestań pić” już dzisiaj nie wystarczy, o ile kiedykolwiek wystarczało. Potrzeba za to ogromnego wysiłku, aby przekonać zagubionego człowieka, że jego człowieczeństwo ma wartość, że świat go nie przekreślił, że jeszcze może być inaczej. Trzeźwość zaczyna się tam, gdzie pojawia się nadzieja - z wysłuchania, zrozumienia, relacji, akceptacji i wsparcia. Nie raz jednak najtrudniejsze jest przekonanie drugiego człowieka, że jego problem jest prawdziwy.
Jakiś czas temu w mediach pojawiły się zapowiedzi powrotu na ekrany kultowego serialu „Ranczo”. Można powiedzieć: zwykły serial – ale to właśnie ta produkcja wyjątkowo trafnie ukazuje życie polskiej społeczności w krzywym zwierciadle. Mimo iż przekaz przybiera głównie humorystyczną formę, wyraża zarazem wiele bolesnych prawd, które bez radosnej melodii w tle mogłyby przyprawić wielu odbiorców o gorzkie łzy.
Ranczo bardzo często porusza temat problemu z alkoholem – najdobitniej w postaci Kusego, który wychodzi z nałogu i z czasem, po wielu wzlotach i upadkach, zostaje abstynentem. Jaka jest przyczyna jego nałogu? Chociaż jest człowiekiem ponadprzeciętnie inteligentnym, wykształconym i artystycznie uzdolnionym, życie go nie rozpieszczało. Przeżył pożar domu, który sam nieumyślnie wzniecił, ale najdotkliwiej odczuł śmierć pierwszej żony. Od tamtej chwili bohater przechodzi coraz większe załamanie, przestaje uprawiać malarstwo i popada w alkoholizm. Pojawia się jednak światełko w tunelu. Kusy poznaje przybyłą do Wilkowyj Amerykankę, Lucy, która postanawia wyciągnąć go z dramatu, w którym tkwi od lat. Jak wszyscy wiemy, po ciężkich bojach wreszcie udaje mu się wyjść na prostą.
Problemem Kusego nie był alkohol sam w sobie, ale trudność pogodzenia jego wyjątkowej wrażliwości z rzeczywistością, z którą los kazał mu się zmierzyć. Ucieczką od konfrontacji stał się alkohol. Sam nazywał siebie „wrakiem”, „zerem”, „kuternogą”, wyrażając tym samym brak wiary w przemianę własnego życia, brak nadziei na lepsze jutro i poczucie odrzucenia przez świat. A wszystko zmienia jedna osoba – kobieta, która dostrzega w nim wartość i tak naprawdę robi tylko jedno – przywraca nadzieję. Momentem zwrotnym stają się słowa, w których bohater wyraża pragnienie zmiany, bo właśnie ona „jedna nie przestała w niego wierzyć”.
Innym przykładem problemu z alkoholizmem są kultowi panowie z ławeczki, którzy niemałą część życia spędzają pod sklepem, konsumując lokalne trunki. Ich rozmowy są pełne humoru, pozornie pozytywnego spojrzenia na świat, ale znacznie głębiej również kryje się brak perspektyw zmiany. Od Kusego różni ich przede wszystkim jedna zasadnicza kwestia: nie są świadomi swojego problemu. W jednym z odcinków nowy wikary postanawia zapytać, jaka jest przyczyna ich nałogu i oferuje pomoc. Otrzymuje jednak odpowiedź, że ich „hobby” wcale nie jest wynikiem nieszczęścia, ale zupełnie przeciwnie. Innym razem ten sam ksiądz zaprasza ich na spotkanie koła Anonimowych Alkoholików, co spotyka się z wielkim zaskoczeniem. „Alkoholików chce z nas zrobić” – mówi z oburzeniem Solejuk, jeden ze stałych bywalców ławeczki. Te sceny dobitnie pokazują kluczowy problem wielu osób zmagających się z nałogami – wszyscy widzą ich problem, oprócz nich samych. A może już zapomnieli?
Z tych dwóch serialowych przypadków można wyciągnąć wiele wniosków dotyczących prawdziwego życia. Trzeba zwrócić uwagę, że problemy z nałogami nie zależą od wykształcenia i statusu społecznego. Nieraz to właśnie wśród osób majętnych, ambitnych czy osiągających godne podziwu sukcesy naukowe, artystyczne czy zawodowe kryje się ogromny ból, którego na co dzień nie widać. Jako społeczeństwo najczęściej dostrzegamy tych, którzy - tak jak wspomniani bohaterowie spod sklepu – uwidaczniają swoje uzależnienie. O wielu uzależnionych zupełnie nie mamy pojęcia, ponieważ cierpią w ukryciu i samotności.
Ławeczka pod sklepem to coś więcej niż miejsce, w którym spożywa się alkohol. To symbol utknięcia w problemie, szukania bliskości drugiego człowieka i poczucia, że ktoś dzieli te same rozterki. Łatwo jest uciec od codzienności i usiąść na ławeczce, która stworzy iluzję szczęścia, dobra i piękna, ale po czasie może się okazać, że utknęło się w martwym punkcie i zabraknie sił, by wstać. Wiele osób pogrążonych w chorobie alkoholowej już zapomniało, jaka jest przyczyna ich nałogu. Dlaczego? Bo od tego czasu już nigdy zupełnie nie wytrzeźwieli.
Jakie zadanie stoi więc przed nami wszystkimi? Musimy zwyczajnie nieść nadzieję, że z każdego – nawet najgorszego – położenia można jeszcze wyjść. Nie wystarczy powtarzać, że alkohol prowadzi do dramatu, bo w momencie popadania w nałóg ten dramat już się dzieje. Trzeźwość narodu rozpocznie się dopiero wówczas, gdy nauczymy się prosić o pomoc, ale i ją przyjmować. Bo gdy wreszcie podejdziemy do ławeczki, może okazać się już za późno. Większość z tych, którzy na niej usiedli, zapomniała już, dlaczego tam usiadła. Pamiętają za to jedno - że to właśnie tam, na tej ławeczce, odnaleźli spokój, bliskość i zrozumienie. Bo my, jako społeczeństwo, wcześniej zawiedliśmy – i teraz nie chcą tego stracić. Dawajmy więc odważne świadectwo, że nie tylko trzeźwość jest fundamentem dobra, ale i dobro jest podstawą trzeźwości.
Skomentuj artykuł