O słowach, które budują albo ranią – między krytyką a wdzięcznością
Słowa pełnią nieocenioną rolę w naszym życiu. W czasach, gdy krzyk i krytyka są głośniejsze niż przejawy życzliwości i wdzięczności, coraz trudniej nam dostrzec dobro – nawet to, które sami współtworzymy. A przecież kilka prostych słów, takich jak „jestem wdzięczny”, „przepraszam”, „przebaczam”, potrafi zmienić więcej niż niejeden donośny manifest. Dlaczego tak rzadko z nich korzystamy?
Polacy nie należą do zbyt optymistycznych narodów. Nie umiemy się cieszyć ze zdobyczy i sukcesów. Z trudem je zauważamy. Mamy zbyt wyostrzony wzrok na to, co trudne, co się nie udaje. Zapracowała na to historia – przegrane wojny, zabory, komunizm, żeby wspomnieć tylko niektóre. Ale wydaje się, że sprawa jest jeszcze poważniejsza. Nie umiemy docenić nawet tych wielkich sukcesów historyczno-dziejowych, jakie dane nam było przeżyć za naszego życia, w ostatnich kilkudziesięciu latach. To bardzo mało chrześcijańska postawa. Może za mało na to zwracamy uwagę w wychowaniu młodego pokolenia, a nie mamy tego w naszym narodowym DNA. Jakaś mała korekta w postulowanych postawach wychowawczych do osiągnięcia, by się przydała.
Kilka dni temu minęło 47 lat od epokowego doświadczenia, jakie było dane naszej generacji, a mianowicie od wyboru abp. Karola Wojtyły na papieża. To już historia, prawda, ale mimo wszystko wydaje się, jakby sprawa była ważna. Zmieniła naszą rzeczywistość radykalnie. Co więcej, zmieniła historią świata bardzo mocno. A jednak większość mainstreamowych mediów u nas odnotowała to tylko niewielką wzmianką, dodając często jakiś komentarz ‘studzący’ możliwy entuzjazm, a nawet z lekka krytyczny. Tak bardzo mamy wdrukowany w naszą psychikę ten nasz ‘nienachalny optymizm’, jak go nazywa jeden ze znanych twórców estrady, że nie potrafimy ucieszyć się i poczuć dumy, że rzeczywiście przyszło nam żyć w wyjątkowej epoce naszych narodowych dziejów.
Nie będę się porywał na jakieś analizy szerszych trendów społecznych, ale jest w tym jakaś aberracja, że w ich opisie dominuje krytyka, poszukiwanie skandali, rzeczy do napiętnowania i wzajemne obwinianie się. Niszczymy naszych bohaterów, obrzydzamy każdą sprawę. Pozamykaliśmy się w naszych ‘bańkach’, a dzisiejsza łatwość komunikacyjna i tendencje mediów społecznościowych sprawiają, że łatwiej się roznosi sensacja i konflikt niż łagodność i dobroć tego, kto nie dąży do sławy, ale chce być ‘przydatny dla innych’.
Dotyczy to nie tylko jakichś historycznych spraw, ale także naszej codzienności. Nie tych, którzy są gdzieś daleko, ale tych, którzy są na wyciągnięcie ręki. A to oni najbardziej potrzebują tego, by mieć w nas życzliwe wsparcie. „I bądźcie wdzięczni”, jak zachęcał Kolosan św. Paweł. Wdzięczność wyrażana na różne sposoby: przez słowo, uśmiech, dotyk jest dzisiaj bardzo deficytowa, a jakże jej potrzebujemy!
Innym ‘magicznym’ słowem, którego deficyt dzisiaj odczuwamy to ‘przepraszam’, kiedy sam robię coś złego, ale i ‘przebaczam’, kiedy doznaję jakiejś niezasłużonej krzywdy. Zadziwiające jest to, jak jesteśmy niemiłosierni wobec siebie. Domagamy się wolności i swobody działania dla siebie często nie zwracając uwagi na to, że dla innych może to być trudne do przyjęcia, a nawet gorszące. Jesteśmy jednak skoncentrowani na sobie, że bagatelizujemy sytuacje, w których moje działanie może być postrzegane, jako coś nagannego, co wymaga jakiejś korekty i poprawy.
Dzisiaj, wszakże, to drugie słowo wymaga od nas większego wysiłku. Nie wtedy, kiedy ja zawiniłem, ale kiedy doznałem krzywdy. Dlatego słowo ‘przebaczam’ jest większym wyzwaniem, bo musi się zmierzyć z osobistym bólem, krzywdą i ich konsekwencjami. Przypomina się tu ‘proroczy’ List polskich biskupów do niemieckich z lat sześćdziesiątych, w którym napisali „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”, czasami tłumaczony jako ‘przebaczamy i prosimy o przebaczenie’ – ostro krytykowany przez ówczesne władze, który stał się proroczy i uważany za „kamień węgielny pojednania polsko-niemieckiego”.
Słowa mają przeogromną moc i mogą uczynić wiele dobrego. Za rzadko korzystamy z ich potencjału. Nie wymagają jakiegoś wielkiego wysiłku. Może tylko trochę więcej uważności. Dodatkowa szczypta wdzięczności, łagodności i wielkoduszności odpłaci się nam z nawiązką. Te słowa nie ranią, ale zbudują naszą lepszą wspólną przyszłość.
Skomentuj artykuł