Przemoc wobec dzieci – deklaracje są, działania wciąż niewystarczające
Międzynarodowy Dzień Przeciwdziałania Przemocy wobec Dzieci znów przypomniał nam, jak poważnym problemem jest krzywda najmłodszych – i jak łatwo, mimo konferencji, deklaracji i czerwonych iluminacji, wracamy do codzienności, w której przemoc pozostaje tuż obok nas. Bo mentalność zmienia się wolno, a odwaga do działania – zarówno w domach, jak i instytucjach – wciąż bywa towarem deficytowym.
Za nami kolejny Międzynarodowy Dzień Przeciwdziałania Przemocy wobec Dzieci (19 listopada). Z roku na rok do obchodów włącza się coraz więcej instytucji i organizacji społecznych. Organizowanych jest wiele konferencji, sympozjów, budynki użyteczności publicznej – w tym także kościoły – podświetlane są na czerwono. Dobrze, że o tym mówimy, bo jak wynika z badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, aż 32 proc. polskich dzieci doświadcza przemocy ze strony bliskich dorosłych, a aż 66 proc. ze strony rówieśników. Mówić nigdy dość. Tyle tylko, że słowa trzeba przenieść na działanie w realu, a z tym bywa różnie. Przemoc – nie tylko wobec dzieci – nie znika, nie jest jej mniej. Konferencje, sympozja, czerwone światła zmieniają naszą mentalność jedynie na chwilę, a potem nadciąga proza życia. I znów telewizyjne paski informują o zmaltretowanym dziecku, gazety i portale internetowe donoszą o samobójstwach dzieci, które doświadczyły przemocy. Wszyscy się na moment zatrzymują, załamują ręce i po chwili znów wraca proza życia. Znów powraca mentalność. Znów zwycięża myślenie, że nie będę się wtrącał w życie sąsiadów – niech wychowują dzieci po swojemu.
Mentalność – wiadomo nie od dziś – zmienia się wolno. Dobrym przykładem niedawna awantura wokół powołanej w Łodzi przez kard. Grzegorza Rysia komisji historycznej, która ma się zająć przemocą seksualną wobec dzieci. W jej nazwie użyto zwrotu: „nadużyć seksualnych”. Trąbi się nie od dziś – nie tylko zresztą w Polsce – że adekwatne w tym wypadku jest posługiwanie się zwrotem: „wykorzystanie seksualne”, bo człowieka raczej nie można używać. Napisano na ten temat sporo, a jednak… Mentalność i stare przyzwyczajenia zostają. Choć z drugiej strony – być może ktoś się na mnie za to obrazi – kwestia nazewnictwa jest tu, owszem ważna, ale nie najważniejsza. Zdecydowanie ważniejsze jest to, że kolejny biskup w Polsce zdecydował, że powoła zespół do zbadania trudnych spraw z przeszłości. Że kolejny biskup nie boi się prawdy i chce ją wyciągnąć na światło dzienne. Nawet jeśli będzie ona bolesna.
Ale… Czytam wiele komentarzy dotyczących powołania komisji. W wielu dostrzegam ton powątpiewania. No bo cóż to za niezależna komisja, która ma mieć lokal w budynku kurii, a potem jej dokumenty trafią do kurialnego archiwum. Gdzie niezależność, jeśli organ kontroli powołuje do życia ten, który ma być kontrolowany… Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie krytykowali. Kto miałby powołać niezależną komisję dla archidiecezji łódzkiej? Metropolita z Częstochowy? Papież? Rząd? Sejm? Nie dajmy się zwariować. Wszak i do Najwyższej Izby Kontroli też można byłoby się przyczepić – gdzie jest jej niezależność, skoro prezesa wyłaniają politycy?
Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że po latach skrywania spraw pod dywan trudno jest uwierzyć w szczerość intencji jednego lub drugiego hierarchy, ale bez odrobiny zaufania niczego nie osiągniemy. Nieustanie będziemy zatrzymywać się wyłącznie na krytyce.
Daleki jestem od powstrzymywania publicznej debaty. Ona jest potrzebna. Wróci zaraz temat powołania komisji ogólnopolskiej – biskupi zamknęli się właśnie na Jasnej Górze na rekolekcjach, ale zaraz po nich mają krótkie spotkanie. I pewnie sprawę komisji ruszą. Tu debata jest niezbędna. Właśnie o niezależności i o odwadze, której jednak wciąż hierarchom brakuje. Bo wciąż drzemią w nich przeróżne lęki. Wciąż niby komisji chcą, ale jednocześnie nie chcą… Podobnie z nami – zwykłymi zjadaczami chleba. Niby nie chcemy wokół siebie przemocy, a mimo wszystko dajemy na nią przyzwolenie. Odwracamy głowę i udajemy, że nie widzimy. Z lękiem przechodzimy na drugą stronę ulicy. Wszystkim nam potrzeba nie krytykanctwa, ale przede wszystkim odwagi. Odwagi, by zrobić pierwszy krok.
Skomentuj artykuł