Rodzicu, zanim skrytykujesz nauczyciela – pomyśl, czego uczysz swoje dziecko

Depositphotos.com (253482968)

We wtorek obchodziliśmy dzień nauczyciela i choć świadomie zrezygnowałam z pracy w szkole (mimo, że ukończyłam studia pedagogiczne...), myślałam o wszystkich problemach z którymi pracownicy oświaty zmagają się co dnia. Problemach, które wcale nie są takie błahe jak się nam czasem wydaje...

Nie mam na myśli tego, że brak zadań domowych zmusza kadrę do robienia miliona sprawdzianów i kartkówek, które są często jedynym bodźcem, by podopieczni w jakikolwiek sposób starali się utrwalić przerabiany materiał... Nie chodzi też o śmiesznie niskie płace, niewspółmierne do podejmowanej co dnia odpowiedzialności. Pomijam też fakt, że w szkołach jest coraz więcej uczniów z różnego typu orzeczeniami, do których nie tylko trzeba dostosować poziom i sposób nauczania, ale również regularnie pisać kolejne IPETy i tworzyć tony makulatury... Tak, wiem, sami wybrali. Wiem, że mają wakacje latem, pojedyncze dni wolne, gdy inni pracują. Dla mnie jednak nie jest to argument, by chcieć pracować w szkole. Dlaczego?

DEON.PL POLECA

 

 

Dawniej nauczycieli darzono szacunkiem. Dziś odnoszę wrażenie, że częściej spotykają się z podkopywaniem ich autorytetu, pogardą, wygórowanymi oczekiwaniami, brakiem empatii i szczerej chęci współpracy – szczególnie ze strony rodziców. Lata temu nauczyciela spotykało się kilka razy w roku na wywiadówce, dziś belfer często tłumaczy się z ocen wystawionych w dzienniku elektronicznym i odpowiada na wiele mniej i bardziej sensownych pytań od rodziców, którzy mogą śledzić każdy jego ruch (wielu rodziców ma takie zapędy!).

Mam pełną świadomość tego, że nie jestem osobą obiektywną, bo wiele bliskich mi dzieci (w tym jeden z moich synów) stały się ofiarami przemocy i hejtu w klasie. Widzę, że wielu nauczycieli stara się, szuka rozwiązań i odbija się od ściany. Nie dlatego, że nie ma narzędzi do walki z przemocą oraz zwykłą ludzką głupotą i bezczelnością, ale dlatego, że największym problemem systemu edukacji niejednokrotnie są rodzice.

Ci zapatrzeni we własne dzieci i nie dający sobie wytłumaczyć, że ich skarb jest sprawcą cudzego cierpienia. Ci, którzy śmieją się ofiarom klasowego hejtu w twarz. Ci, którzy „szukają haka” na niewygodnych, wymagających nauczycieli by ich dziecko dalej mogło krzywdzić i nie ponosić za to odpowiedzialności.

Dzieci uczą się przez naśladownictwo. Patrzą na swoich rodziców i mówią oraz robią to, co oni. Pamiętam mój szok sprzed trzech lat, gdy starszy syn przygotowywał się do przyjęcia sakramentów i gdy rodzice posyłający dzieci do kościoła, wypowiadali się o wymagającym księdzu w okropny sposób. W taki, którego nie warto nawet powtarzać. Jednocześnie nie mieli oporów, by swoje dzieci wysłać do niego do spowiedzi. Paranoja!

Niestety bardzo podobnie traktowani są inni wychowawcy i nauczyciele. Na szczęście nie wszyscy i nie wszędzie. Dziś moi synowie są w grupach, w których rodzice zachowują się nie tylko kulturalnie, co są zwyczajnie osobami dojrzałymi i wspierającymi – albo przynajmniej milczą, zamiast hejtować i podkopywać nauczycielski autorytet. Obopólny szkolny szacunek i mądra współpraca są możliwe! To kwestia zwykłej ludzkiej dojrzałości. Tego, że może nam się coś nie podobać, ale staramy się rozwiązać problem, a nie go celebrować i krzyczeć o nim na prawo i lewo. Nie zdajemy sobie często sprawy, jak ważne jest to, że wypowiadamy się o nauczycielach z szacunkiem, szczególnie wtedy, gdy dzieci są obok. To, że słuchamy siebie nawzajem, również w sytuacjach, gdy nasze pociechy w czymś zawinią.

System polskiej edukacji jest dziurawy jak ser. Mimo to wiele może zmienić nastawienie i wsparcie ze strony rodziców. Jednak to wymaga przede wszystkim naszej dojrzałości. Nas, rodziców. Gramy do jednej bramki, szukajmy więc rozwiązań, a nie problemów... I doceńmy, że pomimo wielu trudności nadal znajdują się ludzie, którzy chcą uczyć kolejne pokolenia...

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rodzicu, zanim skrytykujesz nauczyciela – pomyśl, czego uczysz swoje dziecko
Komentarze (7)
ES
~Ewa Słota
23 października 2025, 20:11
Przyszedł mi na myśl dobry pomysł. Od dzisiaj " róbmy": Wszyscy-dobre Dzieci. Będą kiedyś... wspaniali Rodzice, Nauczyciele, Kapłani, Lekarze itp. ( Tylko przyznam się, że ja nie mogę, bo jestem sama- czyli Samotna + Jezus). Do pracy Rodacy - szkoda czasu na gadanie. Pozdrawiam i życzę Wielu Pociech.
KS
~Ka Sia
19 października 2025, 22:20
Myślę, że dzisiejsza postawa rodziców jest też wynikiem tego, że 20-30lat temu chodzili do polskiej szkoły i zbyt wielu z nich miało nieprzyjemność być uczniem choć jednego nauczyciela, który nigdy nie powinien byc dopuszczony do pracy z dziećmi. I wtedy rodzice ich nie obronili, dyrekcja nie widziała problemu, ogólnie dorośli zawiedli. Więc teraz do przesady pilnują czy nauczyciel nie krzywidzi ich dziecka, czasem uszkaja. winy tam gdzie jej nie ma Zgadzam się z tym, że powinny być wprowadzone jakieś granice. Oczekiwanie że na dzienniczku nauczyciel odpowie o 22 to absurd. Ale jeśli moje dziecko będzie tak zestresowane na lekcji, że aż będzie miało fizyczne objawy (ból brzucha i wrzody), spowodowane przez zachowanie nauczyciela (wyzywanie, obrażanie, krzyki, upokarzanie, itd), jak ja w szkole, to ja nie zostawię tego. Nie będę udawać że to jest okej. Nie będę wyzywać nauczycielki przy dziecku, ofc, ale bede rozmawiać z wychowawca i dyrekcja, zamiast ignorować sprawę.
AK
~Ala Kowalska
19 października 2025, 13:57
Dziękuję Pani za ten tekst, bardzo potrzebny. Nauczycielka
JM
~Justyna Mic
16 października 2025, 16:46
Pani Redaktor, w szkole nie ma narzędzi do walki z prawdziwą przemocą, warto sobie to uświadomić. Jest tak, ponieważ obowiązuje założenie a nawet dogmat, że dziecko zawsze jest niewinne, a jeśli popełniło co złego, to dorosły jest winny (bo np naśladowało go), w związku z tym nie wolno pod groźbą kary dla dorosłego wyciągnąć konsekwencji odpowiednich dla winowajcy. Walczy się natomiast z każdym przejawem agresji czasem niegroźnym (trudno tu podać przykład: może popychanie się,) albo takim jak obrona konieczna, (w życiu dorosłym za obronę koniczna można trafić do więzienia). Walczy się też z groźnym niebezpieczeństwem czyhającym na każdego ucznia czyli bieganiem na przerwie.
PR
~Ppp Rrr
16 października 2025, 11:32
Popatrzmy na to od strony dziecka: widziało, że nauczyciel zachowywał się głupio lub źle. Wraca do domu, relacjonuje, a w odpowiedzi słyszy: "nie wolno tak mówić o nauczycielu!". Czy to mas sens? Dziecko było świadkiem, rodzic nie był, więc jak ma dyskutować? A w innej sytuacji to samo dziecko zostanie ukarane za to, że nie powiedziało czegoś, co powinno powiedzieć - ale było uczone, żeby nie mówić! Ma to sens? I kim staje się rodzic w oczach tego dziecka? I dlaczego rodzic ma wychodzić na głupca przed własnym dzieckiem, skoro ktoś inny nie umie się zachować? Ja miałem matkę "nie krytykująca nauczycieli" nawet, gdy na to ewidentnie zasłużyli - w końcu przestałem relacjonować co było w szkole, bo wiadomo było, że i tak nie zrozumie. Pozdrawiam.
XZ
~XY Zet
16 października 2025, 11:32
Rodzice dziś mają zwykle jedno jedyne dziecko. To dziecko jest obiektem ich uwielbienia i nośnikiem wielkich nadziei które w nim pokładają. Proszę się nie dziwić ze rodzic zrobi wszystko, aby ochronić to dziecko i swoje, złożone w nim ogromne nadzieje, od wszelkich opresji życia, łącznie ze szkołą, nauczycielami. Działa tu zwykłe prawo rynku. Jeśli w jakiś projekt, w jakąś inwestycję włożyliśmy mnóstwo pieniędzy, czasu, zaangażowania i uczucia - to będziemy ten projekt chronić ze wszystkich sił, również irracjonalnie. Więc nie ma co komuś racjonalnie wyjaśniać, bo akurat ta sfera jest poza zdrowym rozsądkiem.
RK
~Ryszard Kubiak
17 października 2025, 17:02
Biedne jedynaki...