"Zakład promila". Czy naprawdę opłaca się pić?
Z wielką uwagą obserwuję, co w ostatnich dniach dzieje się w mediach społecznościowych. Ku mojemu zaskoczeniu natrafiłem na viralowe materiały uświadamiające skalę problemu alkoholowego w Polsce. Czas zakrapianych świąt, szampańskiego Sylwestra i wejścia w nowy rok to najlepszy moment, aby przypomnieć istotną prawdę: alkohol potrafi zniszczyć wszystko.
W grudniu w polskich mediach największą uwagę przykuła świąteczna reklama z udziałem Tomasza Karolaka. Choć jej twórcy prawdopodobnie chcieli wprowadzić świąteczny nastrój, spot wywołał ogromne kontrowersje. Przedstawia on Świętego Mikołaja, który przynosi prezenty pod choinkę. Nie byłoby nic dziwnego w postaci Mikołaja z prezentami, gdyby nie okazało się, że z worka finalnie wyjmuje kilka butelek piwa. A jakby tego było mało, sam częstuje się jednym z nich.
Taką konwencję reklamy bardzo dobitnie, w trzech krótkich zdaniach, podsumowuje jeden z komentarzy w serwisie YouTube: “Kiedyś miałem kumpla, który miał w domu podobną choinkę. Jego tata był alkoholikiem. Zapił się na śmierć.” Z kolei dramatem i cynizmem to półminutowe wideo wprost nazywa Joanna Flis – psycholożka i psychoterapeutka uzależnień. Podkreśla jednoznacznie, że tego typu kampania marketingowa jest “przykładem społecznie szkodliwej normalizacji alkoholu”, a jej skutki są jednoznacznie negatywne.
Normalizacja picia alkoholu – nasza narodowa specjalność
Na ogół nie dostrzegamy problemu w smakowaniu różnych trunków wysokoprocentowych – od piwa, przez wino, aż po mocniejsze alkohole jak wódka. Towarzyszą nam od wieków, zarówno w chwilach radości, jak i smutku. Gdy świętujemy, otwieramy butelkę. Kiedy opłakujemy żale albo nie wiemy, co zrobić, sięgamy po kieliszek. Tak przyzwyczailiśmy się do alkoholu, że stał się częścią naszych rodzin, społeczeństwa i kultury narodowej.
Jaka jest przyczyna spożywania alkoholu? Wymieniamy różne powody, najczęściej jednak chodzi o odprężenie, bo przecież po ciężkim tygodniu należy się chwila wytchnienia przy drinku. Nie chcę całkowicie demonizować okazjonalnego picia, bo znam osoby, które potrafią to robić z umiarem. Jednak rzadko kto naprawdę rozumie, czym jest wspomniana „okazjonalność”.
Problem alkoholowy często zaczyna się niewinnie – od jednej lampki wina czy małego piwka. Z czasem może przerodzić się w nawyk, który przejmuje kontrolę nad całym życiem człowieka. Szczególnie niebezpieczne są przekonania, że piwo „to nie alkohol”, codzienna lampka wina jest „zdrowa na serce”, a kieliszek koniaku jest „najlepszy na nerwy przed snem”. Wciąż tkwimy w bańce, w której alkohol postrzegany jest jako lek na trudności zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Z kolei wprowadzenie nocnej prohibicji traktowane jest jak pozbawienie dostępu do wody czy pożywienia. Jeżeli koniecznością dla mnie jest możliwość kupienia alkoholu po 22:00, to znaczy, że on już mną zawładnął. Pytanie, czy jeszcze jestem w stanie się do tego przyznać.
Alkohol pochłania więcej ofiar niż wypadki
Obok artykułów i krytycznych komentarzy dotyczących reklamy z Karolakiem, w ostatnich dniach ogromne zasięgi osiągnęła także rolka współtworzona przez aktora Michała Koterskiego, dietetyka dr. Michała Wrzoska, lekarza dr. n. med. i n. o zdr. Szymona Suwałę oraz psycholożkę i psychoterapeutkę Joannę Flis. Materiał zanotował ponad milion wyświetleń na Instagramie oraz ponad 700 tysięcy na TikToku. Twórcy wprost podkreślają, że alkohol jest jedyną legalną w Polsce trucizną, którą na dodatek reklamujemy.
“W Polsce alkohol zabija więcej osób niż wypadki, samobójstwa i narkotyki razem wzięte. Tylko nikt o tym nie mówi, bo łatwiej powiedzieć: to tylko piwo” – ostrzega już w pierwszych słowach popularny w sieci dietetyk Michał Wrzosek.
W materiale pojawia się kilka konkretnych tez na temat alkoholu, jednak postanowiłem zweryfikować już tę pierwszą. Z raportu Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom wynika, że w 2021 roku liczba zgonów spowodowanych spożywaniem alkoholu przekroczyła 14 tysięcy i była to najwyższa wartość od 2000 roku. Dla porównania, w tym samym roku śmiertelne ofiary wypadków drogowych wyniosły 2 245 osób, samobójstw – 5 201, a narkotyków – 289. Zestawienie tych danych pokazuje jednoznacznie, że liczba zgonów związanych z alkoholem była niemal dwukrotnie wyższa od sumy ofiar wypadków, samobójstw i narkotyków.
https://youtube.com/shorts/2CONoAnX8uE?si=JUHiHOr0VbilHMqu
Nie pijemy “dla zdrowotności”
Nieraz słyszymy zachęty osób nalewających kolejny kieliszek wódki, które powtarzają za Kargulem i Pawlakiem, że to „dla zdrowotności” i „dla spokojności”. Prawda jest jednak bolesna. W przytoczonej rolce odsłania ją dr n. med. Szymon Suwała, przypominając, że spożywanie alkoholu zwiększa ryzyko zachorowania na ponad 230 chorób, m.in. cukrzycę, demencję oraz nowotwory. “Twój organizm nie zna pojęcia ‘dla relaksu’. Dla niego zawsze to toksyna. Każdy kieliszek coś niszczy: wątrobę, serce, mózg” – podkreśla lekarz.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) stwierdza jednoznacznie: nie istnieje bezpieczna dawka alkoholu. Substancję tę określa jako toksyczną, psychoaktywną i uzależniającą. Wchodząca w skład WHO Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem potwierdza słowa dr. Suwały o nowotworowym działaniu alkoholu (etanolu), klasyfikując go w pierwszej grupie czynników rakotwórczych, obok m.in. azbestu i promieniowania. Co istotne, mowa tu nie tylko o dużych ilościach spożywanego alkoholu, ale również o dawkach uznawanych za „małe” lub „umiarkowane”. Nie istnieją też żadne rzetelne dowody potwierdzające zdrowotny charakter umiarkowanego picia alkoholu. Ewentualny wpływ na choroby układu krążenia czy cukrzycę typu 2 nie przeważa bowiem nad zwiększonym ryzykiem zachorowania na nowotwory.
“Zakład promila”: Czy opłaca się pić?
Im więcej czyta się i słucha wypowiedzi specjalistów na temat alkoholu, tym częściej pojawia się pytanie: czy picie piwa, wina czy wódki ma dziś jakikolwiek logiczny sens? Odpowiedź coraz wyraźniej wyłania się z alkoholowych oparów polskiej mentalności. Mimo rosnącej liczby danych pokazujących, że alkohol niszczy zdrowie, relacje i życie, narodowa „tradycja” wciąż stawia opór, traktując te ostrzeżenia jako przesadę. Zapewne nie inaczej będzie z odbiorem tego tekstu.
Jednak w tym kontekście do głowy przychodzi mi postać francuskiego filozofa, Blaise’a Pascala. Zasłynął on szczególnie dzięki twierdzeniu dotyczącemu istnienia Boga, które określone zostało mianem zakładu Pascala. Uznał, że nawet jeżeli nie mamy pewności, czy Bóg naprawdę istnieje, opłacalna jest wiara w Niego. Jeżeli nie będziemy żyć tak, jakby Bóg był, a okaże się, że istnieje – stracimy. Jeżeli będziemy wierzyć i okaże się, że jest – wygramy. Natomiast jeśli uwierzymy, a okaże się, że Go nie ma – niczego nie osiągamy, ale i nie tracimy.
Podobny mechanizm można zastosować do pytania: pić alkohol czy nie? Nazwijmy to „zakładem promila”. Jeśli ostrzeżenia naukowców okażą się przesadzone, a zrezygnujesz z alkoholu – tracisz niewiele, najwyżej smak. Jeśli jednak zdecydujesz się pić, a mają rację – stawką jest zdrowie, często nie do odzyskania. Chłodny rachunek opłacalności pozostawia niewiele wątpliwości.
Wkraczamy w nowy rok, więc to dobry moment, by zapytać, czy butelka alkoholu naprawdę jest warta takich konsekwencji jak nowotwory, rozbite rodziny czy utrata bliskiej osoby. Nie chodzi o straszenie alkoholem, lecz o to, by wreszcie to alkohol przestał straszyć nas, odbierając spokój i zdrowie ludziom w każdym wieku.
Skomentuj artykuł