"Zgromadzenie wzięło lekcję z poprzedniego przypadku". Dobra zmiana w zgromadzeniu chrystusowców

(fot. Dimitri Conejo Sanz / cathopic.com)
"Gazeta Wyborcza"

Co zmieniło się u chrystusowców od sprawy wykorzystywania Katarzyny? Nowy reportaż na temat drugiego przypadku molestowania rzuca światło na reformę w samym zgromadzeniu.

W reportażu „Serduszka księdza Stasia” autorstwa Katarzyny Surmian-Domańskiej, który ukazał się w poniedziałkowym „Dużym Formacie”, został opisany nowy przypadek wykorzystywania, do którego dochodziło w zgromadzeniu Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. Dotyczył księdza Stanisława G., charyzmatycznego duszpasterza i założyciela chóru, który działa od 30 lat w Szczecinie. W październiku 2019 roku jedna z solistek „Serduszek” złożyła zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Ksiądz Stanisław miał ją molestować odkąd skończyła 11 lat.

„Działo się to najczęściej na plebanii przy ulicy Bogurodzicy. Ksiądz wybierał dzieci, które miały przychodzić do jego mieszkania składać kasety czy rozpakowywać plakaty. Byłam z nim sama, raz tylko pamiętam sytuację, gdy była z nami jeszcze jedna dziewczynka. Bo nie byłam jedyna, wiem, że to samo robił także co najmniej dwóm moim koleżankom. Ale one nie są gotowe, by o tym mówić. Do dzisiaj mam w Serduszkach przyjaciół i wiem, że odkąd w 2002 roku opuścił je ksiądz Stanisław, nie dzieje się tam nic złego. Ale za jego czasów to wszystko było chore. Nie można o tym dłużej milczeć, zwłaszcza że on nadal pracuje z dziećmi” – mówi Marta, dziś dorosła kobieta, która jako dziecko została skrzywdzona przez księdza. Ksiądz Stanisław cieszył się dużą sympatią parafian. Prowadził aktywne duszpasterstwo, a chór „Serduszka” stał się jego oczkiem w głowie. Wielu ludzi było zapatrzonych w księdza, który organizował czas dla ich dzieci.

DEON.PL POLECA

"Nie byłam jedyna, wiem, że to samo robił także co najmniej dwóm moim koleżankom. Ale one nie są gotowe, by o tym mówić"

Kapłan miał także drugie oblicze. Pani Marta wyznaje, że manipulował chórzystkami i lubił upokarzać dzieci. „Lubił obrażać, upokarzać, ale zawsze na koniec dawał wzmocnienie. Nakrzyczał przy wszystkich na dziewczynkę, a kiedy ona zaczynała płakać, puszczał do nas oko i mówił jej: «I love you”. Taka wieczna huśtawka. Uczyliśmy się, że na jego względy trzeba zasłużyć i że szybko można je stracić. I my o te względy walczyliśmy” – wspomina. Ksiądz Stanisław zdaniem pani Marty nie był pedofilem, bo wykorzystywania dopuszczał się w stosunku do dojrzewających dziewcząt. „Po prostu lubił młode kobiety i stopniowo przesuwał granice. Mógł, bo nie było nikogo, kto by mu powiedział: stop”.

Kobieta zanim skontaktowała się z prokuraturą, udała się do szczecińskiej parafii, gdzie rozmawiała z ks. Jarosławem Staszewskim. Proboszcz zapytał, czy zgłosiła już sprawę władzom i namawiał do uruchomienia również postępowania kościelnego. Skontaktował ją z ks. Krzysztofem Antoniem, który jest w zgromadzeniu delegatem ds. ochrony dzieci i młodzieży.

Ks. Stanisław G. został zawieszony w posłudze kapłańskiej, a zgromadzenie wzięło lekcję z poprzedniego, głośnego przypadku byłego już chrystusowca Romana B., który molestował panią Katarzynę. Jak czytamy w „Dużym Formacie” chrystusowcy „związku między obiema sprawami bynajmniej nie kryją”. Autorka artykułu skontaktowała się z wikariuszem generalnym zakonu, księdzem Bogusławem Burgatem, który wyjaśnia, że „w świetle ostatnich wydarzeń zakon jest bardziej wyczulony na sygnały o nieprawidłowościach i stara się jak najgorliwiej wypełniać zalecenia Stolicy Watykańskiej. Działamy szybko, sprawnie”. Katarzyna Surmiak-Domańska opisuje, że faktycznie zakon stosuje się do wymaganych procedur, a z rozmowy z nowym rzecznikiem, księdzem Markiem Grygielem, ujawnia, że przypadek ks. Romana zmienił ich politykę.

„Jesteśmy mądrzejsi o to przykre doświadczenie, jakie dotknęło naszą wspólnotę. Od tego czasu zmieniło się prawo, stąd taka a nie inna reakcja. Podjęliśmy dużo kroków, którymi się też medialnie nie chwalimy... duchowych i pokutnych” – mówi ks. Grygiel. Rzecznik chrystusowców pytany o domaganie się kasacji wyroku w sprawie Katarzyny, tłumaczy, że „wielkim nieporozumieniem jest pisanie, że chrystusowcy chcą wyrwać ofierze milion” ponieważ chcą tylko rozstrzygnąć, czy przy wyroku nie doszło do naruszenia prawa. „W przypadku gdy wyrok będzie po naszej stronie, my tę panią i tak chcemy otoczyć opieką materialną” – mówi ksiądz rzecznik.

Reporterka relacjonuje także rozmowę z księżmi, przy których pokrzywdzona składała zeznania. Jeden z nich podkreśla, że czas chowania czy zagrzebywania pod dywan się skończył. Kościół dojrzał do tego, że takie sprawy trzeba załatwiać bez zwłoki”.

„W przypadku gdy wyrok będzie po naszej stronie, my tę panią i tak chcemy otoczyć opieką materialną”

Nie wiadomo co dokładnie dzieje się z samym zawieszonym księdzem Stanisławem. Katarzynie Surmiak-Domańskiej udało się ustalić jego ostatnie miejsce pobytu zagranicą, ale próby kontaktu były nieskuteczne. Ksiądz rzecznik poinformował ją, że ks. Stanisław G. nie udzieli żadnych wywiadów. Milczenie tłumaczy dobrem śledztwa i wszczętym postępowaniem prokuratury. Jeszcze przed publikacją reportażu, chrystusowcy wydali komunikat, w którym poinformowali o działaniach podjętych przez Towarzystwo Chrystusowe.

„Oczekując na wyjaśnienie wszczętych postępowań oraz dbając o dobro śledztwa i osób powiązanych ze sprawą, powstrzymujemy się od wszelkich dodatkowych komentarzy. Dołożymy jednak wszelkich starań, by chronić przede wszystkim osobę już raz skrzywdzoną” – czytamy w oświadczeniu.

Redaktor i publicysta DEON.pl, pracuje nad doktoratem z metafizyki na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt, pisze również w "Tygodniku Powszechnym"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Zgromadzenie wzięło lekcję z poprzedniego przypadku". Dobra zmiana w zgromadzeniu chrystusowców
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.