„Дім znaczy dom”. W domu rekolekcyjnym w Rościnnie mieszka 68 Ukraińców

Fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk
KAI / tk

Archidiecezjalny Dom Rekolekcyjny w Rościnnie jest jedną z placówek kościelnych w archidiecezji gnieźnieńskiej, która przyjęła największą grupę uchodźców z Ukrainy. Od przeszło tygodnia mieszka tam 68 osób, w tym 41 dzieci, z których najmłodsze mają nie więcej niż rok.

Przyjechali bezpośrednio z punktu recepcyjnego w Poznaniu, rodzinami, w kilkuosobowych grupach, transportem, jaki udało się zorganizować. Są z różnych miejsc, także tych najbardziej doświadczonych jak Kijów czy Charków. Niektórzy z walizkami, inni tylko z reklamówką, do której wrzucili to, co zdążyli, często kilka najpotrzebniejszych albo przypadkowych rzeczy. Gdy się ucieka, nie ma czasu na myślenie. Dwójka dorosłych i jedenaścioro dzieci z małymi plecaczkami i dwoma foliowymi workami zamiast bagażu. - Człowiek patrzy i myśli, że to niemożliwie, bo jak można spakować całe dotychczasowe życie do jednej foliowej torby – mówi ks. Wojciech Orzechowski, który każdą z przybyłych osób w Rościnnie przyjmował.

Rościnno to mała wieś dwa kilometry od Skoków. Dom Rekolekcyjny mieści się w zabytkowym pałacu z XIX wieku. Jest park, jest piękny widok z okien, jest spokój. Do tej pory do Rościnna przyjeżdżały grupy na rekolekcje i dni skupienia. Ośrodek nie zatrudnia pracowników. Jest ks. Wojciech Orzechowski, który tam szefuje, czyli robi wszystko i Pani z sąsiedztwa, która ogarnia kuchnię.

- Pierwsze dni były trudne, bo przyjeżdżali bardzo zmęczeni i zdezorientowani. Każdy chciał tylko się umyć i spać. Niektórzy potrzebowali podstawowych rzeczy, choć mówili, że wszystko mają. Nie chcieli sprawiać kłopotu, nadużywać naszej gościnności. W tych pierwszych dniach było wiele emocji, wiele pytań, wiele stresu, wiele niewiadomych. Były też łzy. Ale dość szybko to wszystko się jakoś ułożyło. Zorganizowali się właściwie sami, podzielili dyżurami w kuchni, w zmywaniu, sprzątaniu. Widzę jak z dnia na dzień ten stres i strach z nich schodzi, jak czują się coraz bardziej u siebie – mówi ks. Orzechowski.

Większość gości to kobiety. Najstarsze małżeństwo jest po siedemdziesiątce. Najmłodsze dzieci mają około roku. Wiele jest w wieku szkolnym i przedszkolnym. Wszyscy spotykają się na posiłkach. Każdy ma swoje zadania – ktoś gotuje, ktoś nakrywa, ktoś zmywa, ktoś sprząta, ktoś pilnuje dzieci. Właśnie z myślą o najmłodszych ks. Wojciech urządził na piętrze świetlicę – są dywany, zabawki, wielka tablica do rysowania kredą. Na parterze w bibliotece jest bardziej „szkolnie” – zeszyty, bloki, kredki, kolorowanki. Są też komputery z ukraińskim oprogramowaniem i klawiaturą – dzięki życzliwości dobrych ludzi.

- Pomoc jest ogromna – zarówno mieszkańców Rościnna, jak i okolicznych miejscowości. Pomagają też władze Skoków i wielu ludzi, z różnych stron, także z zagranicy. Dostaliśmy mnóstwo darów. Ktoś przywiózł żywność, ktoś inny środki czystości. Dla dzieci przyjechały rowerki i hulajnogi. Nic się nie zmarnuje. Jeśli czegoś mamy zbyt dużo, zawozimy to do rozdzielni w Skokach, by inni potrzebujący mogli skorzystać – mówi ks. Orzechowski.

W domu urządzono też coś na kształt sklepów społecznych – w jednym pomieszczeniu są ubrania, buty itp., w drugim środki higieniczne, artykuły drogeryjne, pampersy, rzeczy dla dzieci. Wszystko opisane po ukraińsku. W każdej chwili można wejść i wybrać, co potrzeba. Jak mówi ks. Wojciech, chodziło o to, by uniknąć krępującej sytuacji, że ktoś musi o coś prosić, a ktoś inny to wydaje. Można więc wejść, przymierzyć, wybrać samemu.

Kapłan udostępnił też swoim gościom busa. Dwie osoby mają prawo jazdy, sami jeżdżą np. do Skoków, gdy chcą coś załatwić lub kupić. Kto chce jechać zapisuje się po prostu „na busa”.

- Staramy się, by jak najwięcej formalności załatwić na miejscu, bo grupa jest duża. Dzieci są już zapisane do szkoły i przedszkola. Trochę teraz chorują. Generalnie próbujemy wszystko maksymalnie sprawnie organizować, w czym wielką pomocą służą nam lokalne władze i wielu, naprawdę wielu życzliwych ludzi – przyznaje ks. Orzechowski, dodając, że wdzięczność Ukraińców trudno opisać słowami.

- To widać w ich oczach – mówi. – Oni się aż tyle nie spodziewali. Starają się odwdzięczyć jak mogą. Trzy razy dzienne są myte schody, wygrabiane liście, pozamiatane chodniki. O nic nie prosiłem, nic nie sugerowałem. Wręcz przeciwnie. Ale oni mówią, że tak trzeba, że nie chcą być obsługiwani, że chcą podziękować, jak mogą. Ja rozumiem, że potrzebują też czymś zająć ręce i głowę, bo przecież się martwią o tych, których w Ukrainie zostawili.

Źródło: KAI / tk

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

„Дім znaczy dom”. W domu rekolekcyjnym w Rościnnie mieszka 68 Ukraińców
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.