60 lat temu uwięziono kard. Wyszyńskiego
W nocy 25 września 1953 r. został aresztowany i deportowany Prymas Polski Stefan kard. Wyszyński. Był to kulminacyjny punkt zwalczania Kościoła przez władze komunistyczne PRL, najcięższy cios, zadany wspólnocie wiernych, który miał ostatecznie ją zniszczyć, a w łagodniejszej wersji - podporządkować reżimowi.
Sam kard. Wyszyński, który spodziewał się tego kroku, w "Zapiskach więziennych" będących nie tylko kroniką wydarzeń, ale też dziennikiem duchowym, pisał, że to w jakiś sposób oczywiste, że on, pochodzący z pokolenia kapłanów - męczenników, podzielił choć częściowo ich los. Uwięzienie traktował jako ofiarę za Kościół. Dziś wiemy, jak wielkie owoce przyniosła.
Historycy podkreślają, że pomysł uwięzienia Prymasa dojrzewał w kołach rządowych przez kilka miesięcy roku 1953. Realizując swój plan niszczenia Kościoła władze miały już za sobą grabież jego dóbr materialnych, podporządkowanie Caritasu, rozwiązanie stowarzyszeń świeckich. Zawarta między Episkopatem i państwem umowa z kwietnia 1950 r., przyznająca pewne uprawnienia duszpasterskie w zamian za uznanie władzy komunistów za fakt, była notorycznie łamana przez komunistów. W miarę upływu czasu i wzrastania pewności o umacnianiu się władzy "ludowej" wzrastały też represje wobec Kościoła. W lutym 1953 r. władze zobowiązały duchownych dekretem do ślubowania lojalności wobec państwa. Chcieli też zapewnić sobie prawo do obsadzania i zatwierdzania wszystkich stanowisk kościelnych. To oni mieli decydować kto i jakie stanowiska ma zajmować - od proboszcza po biskupa. W praktyce miała to być likwidacja autonomii Kościoła i całkowite podporządkowanie go komunistom. Dyrektor Urzędu ds. Wyznań Antoni Bida snuł nawet w prywatnych pamiętnikach wizję, że sprawowanie każdego bez wyjątku stanowiska kościelnego będzie zależne od aprobaty władz.
Tym samym władze doszły do punktu, w którym jakiekolwiek kompromisy dla strony kościelnej były już niemożliwe. Prymas Wyszyński 8 maja tego samego roku na Jasnej Górze zapoznał biskupów z projektem memoriału, który był w istocie jednoznacznym odrzuceniem założeń dekretu. To w nim padły znane słowa "Non possumus" oraz stwierdzenie: "Rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nam nie wolno". Dla władz był to wyraźny sygnał, że Prymas Wyszyński nie zamierza dalej ustępować. Zaczęły planować jego uwięzienie, gdyż najwyraźniej był postrzegany jako najpoważniejsza przeszkoda w dalszej pacyfikacji Kościoła.
"Mieć własnego prymasa"
Historyk Kościoła prof. Jan Żaryn przytacza słowa Józefa Stalina, skierowane do Bolesława Bieruta: "Chciałoby się mieć własnego prymasa". W tym celu musiał być usunięty ten "niewłasny", co umożliwiłoby komunistom utworzenie marionetkowego Kościoła państwowego. Warto pamiętać, że w okresie uwięzienia Prymasa połowa biskupów była pozbawiona wolności lub usuniętych z własnych diecezji. "Upaństwowienie" Kościoła było planem, który, jak dziś wiemy, nie wypalił, ale próby jego realizacji uwidoczniły się w wielu posunięciach władz.
Przygotowanie aresztowania i uwięzienia kard. Wyszyńskiego przebiegało w skomplikowanej atmosferze - w Polsce i w Związku Sowieckim. Po śmierci Stalina w marcu 1953 r. towarzysze radzieccy - faktyczni władcy PRL - toczyli między sobą walki frakcyjne, więc ich polscy podwykonawcy nie od razu wiedzieli, do kogo mają się zwrócić z prośbą o zatwierdzenie swoich poczynań. W kraju przekazano ekipie Pax-owskiej "Tygodnik Powszechny", a 21 września, po blisko trzyletnich torturach w kazamatach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego na długoletnie więzienie został skazany bp kielecki Czesław Kaczmarek za współpracę z "imperialistycznym wywiadem amerykańskim i watykańskim" oraz okupacyjnymi władzami niemieckimi w okresie II wojny.
Historyk Kościoła i publicysta dr Andrzej Grajewski twierdzi, że w tej atmosferze eskalacji represji wobec Kościoła polskie władze partyjne aresztowały abp. Wyszyńskiego z własnej inicjatywy. Świadczyć o tym ma krytyczna opinia o tym posunięciu ówczesnego ambasadora Związku Sowieckiego w PRL G.M. Popowa. Choć znana jest też relacja Józefa Światły, który po swej ucieczce z Polski twierdził, że "Franciszek Mazur, sekretarz KC ds. wyznań, a jednocześnie pułkownik sowieckich służb specjalnych NKWD miał rozmawiać zarówno z nowym szefem partii Nikitą Chruszczowem oraz szefem bezpieki gen. Iwanem Sierowem. Obaj mieli wyrazić zgodę na aresztowanie prymasa". Niezależnie od tego, jak było, decyzja o uwięzieniu kard. Wyszyńskiego zapadła 24 września na posiedzeniu rządu.
Trzej Polacy
Aż 20 tomów akt - zeznania kilkudziesięciu funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego - zgromadził IPN w sprawie bezprawnego uwięzienia kard. Wyszyńskiego. Dokumenty potwierdzają, że prezydium rządu wydało uchwałę "O środkach zapobiegających dalszemu nadużywaniu funkcji pełnionych przez ks. arcybiskupa Stefana Wyszyńskiego". Zawierała ona decyzję, że Prymas ma opuścić Warszawę i zamieszkać w wyznaczonym klasztorze bez prawa jego opuszczania aż do nowego zarządzenia władz. Płk Karol Więckowski otrzymał od ministra bezpieczeństwa publicznego rozkaz aresztowania Prymasa. Machina represji poszła w ruch...
Historycy zwracają też uwagę na dużą sprawność przeprowadzenia akcji oraz liczbę osób, które były w nią zaangażowane - w aresztowaniu wzięło udział 50 bezpieczniaków. Szczegóły są również znane - akcja, którą kierował płk Karol Więckowski, dyrektor Departamentu XI, wbrew planom, rozpoczęła się po 21.45, gdyż wówczas kard. Wyszyński opuścił kościół św. Anny i dotarł na ul. Miodową około 22. Dozorca nie otworzył bramy głównej, ubecy dostali się więc na posesję tylnym wejściem. W notatkach służbowych można wyczytać, że po zapoznaniu się z uchwałą kard. Wyszyński "zbladł, ręce i głos mu drżały, starał się wykazać, że jest na takim szczeblu, że jest prymasem i nie dotyczy go żadne zarządzenie". Z pewnością aresztowanie było dla Prymasa ciężką próbą, choć od jakiegoś czasu poważnie liczył się z taką możliwością.
W dokumentach MBP zabrakło jednego szczegółu - że pies Baca pogryzł jednego z ubeków, a ranę opatrzył mu osobiście Prymas. Swych nieproszonych gości zapewnił, że nie rezygnuje z pełnionych funkcji kościelnych, a za jego usunięcie odpowiadają ci, którzy wydali taki rozkaz. W "Zapiskach więziennych" jest inny szczegół - podkreślił, że w razie procesu nie będzie korzystał z usług adwokatów. Gdy został tylko z przeprowadzającymi akcję - porucznikiem Oparą i akpt Błaszczakiem zapewnił ich, że nie ma do nich żadnych pretensji. "Przecież jesteśmy obaj, trzej, Polakami" - stwierdził.
Kard. Wyszyński zdążył jeszcze wejść do łazienki, kilka minut spędził w kaplicy. Nie wyprowadzono go jak więźnia "ze względu na wiek i godność". Z Miodowej samochód bezpieki odjechał o godz. 0.50.
Agenci MBP rozpoczęli rewizję w biurach i pomieszczeniach prywatnych, "zabezpieczeniu" wszelkich dokumentów, zapisków, książek. Niezwykle praworządni funkcjonariusze wskazali osobę, która musiała podpisać się pod protokołem przeszukania - był nim brat zakonny, pracujący w domu przy ul. Miodowej ze Zgromadzenia Serca Jezusowego, Tadeusz Czaka.
Męczeństwo Prymasa
Tak rozpoczął się jeden z najtrudniejszych, trwających ponad trzy lata, okresów życia Prymasa Wyszyńskiego. Wepchnięty do samochodu bezpieki nie miał pewności, gdzie jest wieziony - do Polski, Związku Sowieckiego, może na śmierć... Więziono go w Rywałdzie Królewskim, Stoczku Warmińskim, Prudniku Śląskim i Komańczy. W Rywałdzie, w którym przetrzymywano go trzy tygodnie, ołówkiem wyznaczył na ścianach XIV stacji Drogi Krzyżowej ("erygowałem sobie Drogę Krzyżową" - stwierdził w "Zapiskach"). Tak też traktował swoją niewolę - jako skromną cząstkę cierpienia, które stało się udziałem kapłanów - męczenników jego pokolenia, w tym kolegów z seminarium.
Okres ten był to również czasem próby - nie tylko dla biskupów i księży, ale też dla katolików świeckich.
Z lat wiadomo, że był to także czas, który, wbrew prześladowcom przyniósł cenne owoce Kościołowi w Polsce - uwięziony Prymas opracował dziewięcioletni program Wielkiej Nowenny, którą miały wieńczyć obchody Tysiąclecia Chrztu Polski.
Skomentuj artykuł