Apele o porzucenie języka nienawiści
Z "apelem o pomoc w przeciwstawianiu się mowie nienawiści i wszelkim objawom tolerancji" zwrócił się wczoraj do Kościołów, w tym katolickiego, minister Michał Boni, współprzewodniczący Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu.
Warto przypomnieć, że polscy biskupi, zarówno indywidualnie, jak i poprzez listy pasterskie Konferencji Episkopatu, wielokrotnie apelowali o porzucenie języka nienawiści, szczególnie w debacie publicznej. Hierarchowie czynią to, gdy poziom słownej agresji przekracza normy etyki głoszonej przez Kościół.
Kościół wielokrotnie apelował (i czyni to systematycznie) o porzucenie języka nienawiści w życiu społecznym i politycznym Polski. Świadczy o tym wiele - pełnych niepokoju - wystąpień hierarchów, szczególnie w ostatnich latach.
Troskę o język debaty publicznej wyrazili biskupi przede wszystkim w ogłoszonym wiosną tego roku dokumencie społecznym Konferencji Episkopatu Polski pt. "W trosce o człowieka i dobro wspólne". Zauważają, że w systemie demokratycznym polityczne spory i konflikty są czymś normalnym (...) czym innym jest jednak obserwowane w ostatnich latach niepokojące zjawisko obniżenia stylu i poziomu debaty oraz sporu politycznego", a szczególny niepokój "budzi język publicznej dyskusji, pełen agresji i wzajemnych oskarżeń, nierzadko posługujący się kpiną, drwiną, a także wulgaryzmami".
Ton agresji, nie tylko słownej, ale i fizycznej, szokował biskupów zwłaszcza przy okazji sporu o krzyż ustawiony w czasie żałoby narodowej przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.
12 sierpnia 2010 r. Prezydium Episkopatu i metropolita warszawski zaapelowali we wspólnym oświadczeniu do polityków, aby krzyż przestał być traktowany jako narzędzie w sporze politycznym. "Krzyż, który jest znakiem bezgranicznej miłości Boga do człowieka oraz ustawicznym wołaniem o jedność i miłość wśród ludzi, stał się narzędziem politycznego przetargu i niemym świadkiem słów pełnych nienawiści i zacietrzewienia" - napisali biskupi, podkreślając, że krzyż nie może być "zakładnikiem" w słusznej sprawie upamiętnienia miejsca modlitwy Polaków oraz wszystkich ofiar smoleńskiej katastrofy. "Wzywamy do poważnego dialogu i odpowiedzialnych decyzji, by jak najszybciej rozwiązać narastający konflikt polityczny i społeczny wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim" - apelowali hierarchowie.
Wcześniej, 15 kwietnia 2010 r., Prezydium Episkopatu zaapelowało o zaniechanie sporów dotyczących miejsca pochówku prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Część opinii publicznej, w tym wiele znanych osobistości życia politycznego i kulturalnego, po ujawnieniu informacji, że Maria i Lech Kaczyński, którzy zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem spoczną na Wawelu, wyraziła oburzenie. Atmosfera sporu szczególnie na forach internetowych bardzo szybko przeistoczyła się w pełne agresji werbalne starcie, które trwało potem przez wiele dni.
Odczytując apel, ówczesny sekretarz generalny Episkopatu bp Stanisław Budzik przypominał: wszystkie wielkie polskie historyczne pochówki, czy na Wawelu czy na Skałce, budziły kontrowersje i spory. - Ta chwila jest szczególna, prosimy o zaniechanie tych sporów, bo one nic nie przyniosą. Decyzja zapadła, ale prosimy odnaleźć w niej jakiś głębszy sens, że będzie to upamiętnienie wszystkich ofiar, upamiętnienie największej tragedii polskiej XX wieku - mówił.
Prezydium Episkopatu poprosiło wówczas o trwanie w atmosferze modlitwy i skupienia, o godny udział w pogrzebach ofiar katastrofy, wreszcie "o to, by nie zniszczyć tej bezcennej jedności, jaką zaimponowaliśmy całemu światu w obliczu tej niespotykanej katastrofy" - mówił bp Budzik.
Zaniepokojenie rosnącą brutalizacją języka, przejawiającą się zwłaszcza "w agresji językowej, widocznej w życiu publicznym (na przykład w Sejmie, w telewizji, prasie, radiu i Internecie)" wyraziła w ub.r. Rada Społeczna przy Arcybiskupie Poznańskim. Należą do niej profesorowie wyższych uczelni, wybitni prawnicy, lekarze, członkowie Polskiej Akademii Nauk związani z Poznaniem.
Wydając oświadczenie w sprawie kultury języka polskiego, Rada konstatowała: "Jeśli język polski uznajemy za skarb kultury narodowej, to powinniśmy wszyscy dbać o to, by ten skarb nie uległ zniszczeniu. Rozluźnieniu norm językowych trzeba przeciwstawiać się wszędzie: w życiu codziennym, w rodzinie, w szkole, na ulicy, w środkach masowego przekazu, w życiu politycznym i społecznym, w kościele".
Cztery lata wcześniej, w 2007 r. poznańska Rada skrytykowała agresję w kampanii wyborczej do parlamentu. Wskazywała, że zamiast dobra wspólnego na plan pierwszy wysuwa się dążenie do zdobycia władzy umożliwiającej realizację interesów grupowych. "Nie chodzi o zgodę i pojednanie, a o poniżenie i zniszczenie przeciwnika" - punktowali członkowie Rady. I ubolewali, że w zaostrzającej się debacie używa się "pustych słów i spiera o słowa mało znaczące. Obrzuca się przeciwnika politycznego inwektywami, wygłasza twierdzenia nie znajdujące potwierdzenia w rzeczywistości".
Efektem tego w najbliższym czasie może być niska frekwencja wyborcza rozczarowanych i wyalienowanych obywateli, która odbierze wybranym parlamentarzystom moralne prawo reprezentowania ogółu społeczeństwa - ostrzegała Rada przy Arcybiskupie Poznańskim.
Do poniżania adwersarzy politycznych w debacie publicznej nawiązał w tym roku biskup polowy Józef Guzdek podczas Mszy św. w święto Konstytucji 3 Maja. Ubolewał, że zbyt często wypowiedziane słowo podobne jest do "trzaśnięcia drzwiami". - Kłamstwo, pomówienie, oszczerstwo powodują zranienia i zamykanie się na drugiego człowieka, i to niejednokrotnie na długi czas, w pojedynku na słowa język komentarzy staje się coraz bardziej wulgarny, przekraczane są też obecnie kolejne granice brutalności wypowiedzi, które ranią i dzielą - dodał. Na koniec prosił, by "nigdy nie podsycać uprzedzeń i atmosfery pogardy", gdyż "nikt z nas nie ma monopolu na miłość Ojczyzny".
W uroczystość Wszystkich Świętych 2010 r. kard. Kazimierz Nycz sprawował Mszę św. w kościele św. Karola Boromeusza na stołecznych Powązkach. Odnosząc się w homilii do debat społecznych i politycznych zaznaczył, że "nie można żyć ciągle w podziałach i nienawiści". Ileż razy dziś, kiedy w wielu momentach życia społecznego doszliśmy do przysłowiowej ściany, ludzie nareszcie sobie uświadamiają, że coś z tym trzeba robić - mówił. - Ludzie zaczynają wołać o przebaczenie, przeproszenie, wyciszenie, o wyeliminowanie niektórych ludzi przede wszystkim ze sfery środków społecznego przekazu, żeby nie burzyli tej drogi miłości i zgody - dodał.
W pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej biskupi zaapelowali, by ból i refleksja po stracie tych, którzy zginęli 10 kwietnia 2010 r. wyznaczyła "drogę ku sprawiedliwości i miłosierdziu w naszym życiu osobistym i społecznym" oraz "ku komunii, jaka winna nas wszystkich łączyć", zaś doczesność zmarłych powinniśmy powierzać "miłującemu i przebaczającemu Bogu, nie wybielając jej, ani nie oczerniając". "Dziękując Bogu za bohaterskie życie ofiar Katynia oraz dobro służących Ojczyźnie ofiar katastrofy smoleńskiej uszanujmy pamięć ich czynów. Niech one pobudzą nas do mądrej i bezinteresownej służby na rzecz dobra wspólnego" - głosił dokument Rady Stałej Episkopatu.
Z okazji tej samej rocznicy wiceprzewodniczący Episkopatu abp Stanisław Gądecki apelował o społeczne pojednanie w imię prawdy i miłości. "Nasze państwo stało się areną nieustających igrzysk prowadzonych przez zwalczające się partie, partyjki, w których liczy się jedynie zdobycie władzy, wygrana w wyborach i podział łupów" - mówił abp Gądecki. Ubolewał, że we współczesnej Polsce "zabrakło scalającej idei państwa" oraz "spoiwa łączącego wszystkich Polaków, bez względu na poglądy, wiarę i inne różnice".
Z kolei w drugą rocznicę katastrofy smoleńskiej kard. Kazimierz Nycz nawoływał: "Rany, która się pięknie zabliźnia, nie wolno rozdrapywać" i apelował o modlitwę "za tych, którzy próbują rozdrapywać zagojone rany, ale i za odpowiedzialnych za to, by cały kontekst tego tragicznego wydarzenia sprzed dwóch lat oczyścić - by ta polska rana mogła się do końca uleczyć".
W podobnym tonie wypowiadał się m.in. prymas Polski. "Niech solidarność, wzajemny szacunek i miłość będą dla nas ważniejsze niż polityczne ambicje i interesy" - mówił 19 kwietnia br. abp Józef Kowalczyk.
Wreszcie ostatni przykład, tym razem z obchodów Święta Niepodległości 11 listopada. Na Wawelu kard. Stanisław Dziwisz wyraził niepokój z powodu nieustannych kłótni na różnych szczeblach władzy i życia społecznego. "Pomyślmy, ile w tych sporach marnuje się ludzkiej energii, ile rodzi się jałowej agresji, ile powstaje zgorszenia i zniechęcenia. Czy przyjdzie opamiętanie? Czy ulegnie zasadniczej zmianie styl uprawiania polityki? Kto pierwszy zdobędzie się na odwagę, by zacząć inaczej i mądrzej, by spojrzeć głębiej? - pytał metropolita krakowski.
Swój apel minister Boni przekazał wczoraj abp. Sławojowi Leszkowi Głódziowi, współprzewodniczącemu Komisji Wspólnej ze strony kościelnej. Brzmi on: "Ostatnie dni szczególnie mocno pokazują problem mowy nienawiści w życiu społecznym w naszym kraju. W tej kwestii nigdy dosyć przezorności, bo gdy do debaty wkracza przemoc, może dojść do nieszczęścia" - głosi treść listu. "Mowa nienawiści najpierw przejawia się w opiniach, potem w języku opisującym świat, w końcu zaś - w działaniach ludzi. Nie możemy być wobec tego obojętni. Dlatego zwracam się z apelem o pomoc w przeciwstawianiu się mowie nienawiści i wszelkim objawom nietolerancji".
Skomentuj artykuł