Bp Carlassare: Ludzie w Sudanie Południowym odczuli, że Kościół nie zostawił ich samym sobie [WYWIAD]
Ludzie odczuli, że Kościół nie zostawił ich samym sobie, że jest z nimi i interesuje się tym, co się dzieje w ich kraju. Nie jest zamknięty we własnych murach, ale jest Kościołem otwartym, który patrzy na kraj, na świat, na Kościół powszechny, który wyznacza tempo tego, co należy robić w Kościele lokalnym - tak o Kościele w Sudanie Południowym opowiedział w rozmowie z KAI biskup Rumbeku, Christian Carlassare MCCJ.
Piotr Dziubak (KAI): Minęło już ponad pół roku od wizyty Franciszka w Sudanie Południowym. Czy zaczynają się tam pojawiać jakieś pozytywne zmiany?
Bp Christian Carlassare MCCJ: - Mówiąc o owocach tej podróży musimy być świadomi, że żyjemy w kraju z wielkimi wewnętrznymi sprzecznościami, które nie są łatwe do rozwiązania. Jest wielkie ubóstwo i ogromne z tym związane wyzwania. Wciąż mamy wielu uchodźców wewnętrznych, do których dołączają uchodźcy z Sudanu. Gospodarka nie funkcjonuje dobrze. Miejscowa waluta traci na wartości. Są bardzo wysokie, jak na ten kraj, koszty utrzymania. Jest mało miejsc pracy. Rozmiary biedy ciągle się powiększają. Wielu ludzi nie ma dostępu do podstawowych usług. Do tego dochodzą zmiany klimatyczne, które poważnie wpływają na rolnictwo w Sudanie Południowym. W tym roku nie mieliśmy dobrych zbiorów, ponieważ deszcze były bardzo nieregularne. Produkcja rolna nie pokrywa zapotrzebowania ludności. Na części pozostałych obszarów rolnych były powodzie. Wiele z posadzonych upraw w istocie stracono0. Ciągle więc znajdujemy się w sytuacji, w której konieczna jest pomoc humanitarna, ponieważ dwie trzecie mieszkańców cierpi z powodu głodu. Trudno jest też dotrzeć z konkretną pomocą do wszystkich potrzebujących.
Czy wizyta wpłynęła na postawę władz?
- Myślę, że wizyta papieża Franciszka dała nową świadomość rządzącym i tym, którzy pracują w administracji kraju. Oni muszą otworzyć się na dialog nie tylko w ramach rządu jedności narodowej, ale także na tych, którzy go nie współtworzą. Politycy usłyszeli, że należy być wrażliwym wobec wszystkich lokalnych społeczności i ich potrzeb. Muszą próbować podejmować działania, żeby nauczyć się spotykać i myśleć na poziomie narodu, a nie w imię własnych interesów albo swojego klanu. Sądzę, że pojawiła się głębsza świadomość, że pokój naprawdę zależy przede wszystkim od ludzi dokonujących wyborów na rzecz pokoju. Zacznijmy najpierw od „rozbrojenia” serca, a następnie przejdźmy do odrzucenia broni, której niestety jest bardzo dużo w tym kraju.
Niedawno po raz kolejny odwiedził Sudan Południowy watykański sekretarz stanu kard. Pietro Parolin
- Sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej przybył w następstwie wizyty papieża po to, żeby porozmawiać z rządem i zobaczyć, czy proces pokojowy jest kontynuowany zgodnie z porozumieniami. Właśnie to wydaje się jednoczyć rząd porozumienia narodowego. Wyraża to też wolę ostatecznego przystąpienia do wyborów zaplanowanych na grudzień 2024 roku. Oczywiście nie jest łatwo w tym kraju podążać drogą demokracji, praktykowania jej przez wybory, zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdy jedna trzecia ludności to przesiedleńcy lub uchodźcy. Jest więc wiele wyzwań, zwłaszcza przygotowanie wyborów, które mają być wolne i wyrazić wolę narodu. Będzie to nie tylko wybór swoich kandydatów, ale także powstanie stabilnego rządu, który może wyleczyć rany kraju i ograniczyć istniejące ubóstwo. W związku z tym sekretarz stanu, poza programem oficjalnym, odwiedził również region Górnego Nilu, gdzie niestety nadal istnieje wiele napięć, wynikających także z obecności wielu przesiedleńców z Sudanu.
Wspólnie z kard. Parolinem mieliśmy też okazję odprawić Mszę św. o pojednanie i pokój. Ludzie odczuli, że Kościół nie zostawił ich samym sobie, że jest z nimi i interesuje się tym, co się dzieje w ich kraju. Nie jest zamknięty we własnych murach, ale jest Kościołem otwartym, który patrzy na kraj i świat oraz na Kościół powszechny.
Zatem wizyta kard. Parolina pokazuje, że Franciszek nie zapomina o Sudanie Południowym
- Podczas Mszy św. odprawionej w katedrze kardynał przypomniał trzy ważne słowa, które papież powiedział nam w lutym i które nadal pozostają aktualne. Pierwsze słowo to dialog - na wszystkich poziomach, między wszystkimi ludźmi. I oczywiście słuchanie. A potem drugie słowo, które można rozumieć jako zaangażowanie na rzecz pokoju. Papież powiedział, że nadszedł czas, aby przejść od słów do czynów. Wszyscy mówią o pokoju i chcą go0, ale dopóki pozostaje on tylko słowem, nawet pięknym, nic nie znaczy. Kiedy uda nam się pracować na rzecz pokoju, staje się on wówczas rzeczywistym i codziennym. Jest to oczywiście zobowiązanie, które wymaga wiele poświęcenia, ponieważ trzeba również porzucić negatywne narracje lub własne interesy na rzecz innych. Konieczne jest zjednoczenie się i wspólna praca bez wykluczania, ale z uwzględnieniem wszystkich, więc nawet rząd jedności narodowej musi być rządem integracji, który wie, jak włączyć wszystkie grupy etniczne, zwłaszcza te, które są najbardziej marginalizowane.
Jeśli nawet jedna osoba cierpi, jeśli jedna grupa cierpi w kraju, przenosi się to na cały naród. Musimy więc wiedzieć, jak leczyć rany tam, gdzie one są, abyśmy razem mogli żyć lepiej.
Jest wiele obaw dotyczących sytuacji w Nigrze. Nie jest to kraj sąsiadujący z Sudanem Południowym, ale czy to, co się tam dzieje, w jakiś sposób oddziałuje na Was?
- Afryka jest wielka, ale niektóre dynamiki są dość podobne i wynikają ze światowej geopolityki i interesów, jakie niektóre państwa, organizacje lub spółki międzynarodowe mają w odniesieniu do zasobów naturalnych obecnych na kontynencie, zwłaszcza w niektórych krajach, choćby takich jak Niger. Dochodzi do tego bardzo duża ingerencja w miejscową politykę, która często nie jest instytucjonalnie silna. To sprawia, że łatwo można manewrować interesami gospodarczymi. W różnych częściach Czarnego Lądu trwa proces radykalizacji różnych ugrupowań. Rodzą się grupy fundamentalistyczne, które łączą się, żeby kontrolować złoża surowców naturalnych, na które jest wielkie zapotrzebowanie w wielu częściach świata. Robią to, depcząc prawa ludzi, godność ludzkiego życia, a także wykluczając możliwość rozwoju, który mógłby i powinien być. Oprócz ogromnych zasobów naturalnych trzeba mieć na uwadze także dużą liczbę młodych ludzi, którzy chcą zbudować własny kraj. Niestety zamiast tego są oni często wykorzystywani, manipulowani dla innych interesów. To, co dzieje się w Nigrze, jest niestety częścią fali, która przechodzi przez wszystkie kraje subsaharyjskie, zwłaszcza w Afryce Zachodniej. Ale w innych krajach kontynentu ta dynamika jest podobna.
„Brak sprawiedliwości i pokoju rodzi strach i poczucie bezsilności. Kiedy strach dominuje, człowiek ulega pokusie, by pokładać więcej wiary w broni niż w mocy przebaczenia” - są to słowa kard. Parolina. Poczucie niemożności jest bardzo obecne na kontynencie afrykańskim.
- W rzeczywistości Afryka jest kontynentem wielu możliwości, wynikających również z wielkiej wiary, która sprawia, że niemożliwe staje się możliwe. Być może dlatego ten kontynent tak bardzo przeraża świat i dlatego świat regularnie „martwi się” o przejęcie jego zasobów i utrzymanie go w ubóstwie bez możliwości rozwoju.
Oznaki wielkich możliwości lub przyszłości, jakie ma ten kontynent, to właśnie młodzież, która stanowi 2/3 mieszkańców. Połowa ludności Sudanu Południowego ma mniej niż 21 lat. Wyobraźmy sobie więc, jak wiele otwartych drzwi może mieć taki kontynent w porównaniu z dosłownie starą Europą, gdzie młodych ludzi ubywa i gdzie wszystkie drogi zostały w jakiś sposób już wypróbowane. Na „Starym Świecie” znajdujemy się nieco na końcowym etapie historii i kultury, podczas gdy Afryka jest kontynentem, który wraz z wieloma innymi krajami, nawet z innych kontynentów, ma przed sobą wspaniałą przyszłość, właśnie dzięki dynamizmowi i zaufaniu do życia.
Z drugiej strony poczucie niemożności wynika właśnie z sytuacji politycznej, społecznej i gospodarczej, która utrzymuje tę część świata w stanie wyzysku. W pewnym sensie można by niemal uznać to za niewolnictwo, które nie jest już związane z tym "klasycznym", jak to było w przeszłości lub kolonializmem. Jest to forma nowego kolonializmu, który utrzymuje kontynent w zależności od tych, którzy mogą przynieść inwestycje i którzy mogą wykorzystywać zasoby bez płacenia tego, co się należy, a tym samym zapewnić krajowi rozwój. Często ludność nie jest przygotowana do uznania tego, co jej się należy i z czego powinna móc korzystać, aby mieć bardziej godne życie. Chodzi o dostęp do edukacji, opieki zdrowotnej, a przede wszystkim o rozwój zdrowego środowiska, szczególnie o dostęp do wody pitnej i usług, które mogą poprawić kondycję ludzi. Zdarza się, że z zewnątrz pojawiają się w kraju ugrupowania, które zaczynają wspierać grupy albo milicje, mające wpływ lub niszczące delikatne instytucje rządowe, uniemożliwiając rozwój państwa, wspieranie sprawiedliwej gospodarki. Jest to pozbawienie kraju szansy na samodzielne rządzenie i wspieranie uczciwej i sprawiedliwej gospodarki z korzyścią dla mieszkańców.
Wielu ludzi w Afryce z powodu wojen, braku pracy, zmian klimatycznych jest zmuszonych do opuszczenia swojej ojczyzny
- Jest to bardzo obecne w Afryce. Najbardziej uderza mnie to, jak się czujemy my, którzy jesteśmy przyzwyczajeni do bezpieczeństwa, do życia społecznego, w którym wszystko jest pod kontrolą. Tutaj w obliczu niepewności jutra nie wiesz, co może stać się z twoim życiem, dobytkiem i majątkiem. Bardzo wiele osób doświadcza przemieszczania się w obrębie własnego kraju lub do krajów sąsiednich. Fale migracji w Afryce to wielkie ruchy wewnątrz kontynentu. Myślimy, że migracje są zjawiskiem, które przechodzi z biednych do bogatych krajów, z Afryki do Europy. W rzeczywistości tak nie jest, ponieważ większość migracji odbywa się wewnątrz kontynentu, a większość ludzi nawet nie myśli o przybyciu na przykład do Europy, ale chce znaleźć schronienie głównie w krajach sąsiednich. Tak jak w przypadku Południowosudańczyków, którzy myślą najpierw o Ugandzie, Kenii i Etiopii, a dopiero potem o Sudanie. Kraje te wiedzą, jak przyjmować przesiedleńców i uchodźców.
Nawet Sudan Południowy, pomimo doświadczania wewnętrznych sprzeczności i ubóstwa, gości jednak dużą liczbę Sudańczyków, którzy przybyli do ich ojczyzny. Sudańczycy z Nilu Błękitnego, byli tu już przez ostatnie dziesięć lat w liczbie około 300 000 osób. Dziś z powodu konfliktu w Sudanie z pewnością przybyło kolejne ponad 300 000 osób na południe naszego kraju. Afryka jest przyjazna dla swoich ludów. Oczywiście ktoś może również planować przeprowadzkę poza kontynent. Relacje Afryka-Azja stają się coraz silniejsze. Wiele osób z Afryki wyjeżdża na studia do krajów azjatyckich i tam znajduje pracę. Ta wymiana będzie się rozwijać. Jest to więc wyzwanie dla nas wszystkich, w tym dla Europy, aby wiedzieć, jak żyć w normalnym świecie, a nie poza nim, co zrobić, żeby nie zostać wewnątrz naszej bańki, która jak bańka mydlana szybko pęknie.
KAI/dm
Skomentuj artykuł