W Sudanie Południowym dominuje prawo zemsty. Obecność papieża może to zmienić

W Sudanie Południowym dominuje prawo zemsty. Obecność papieża może to zmienić
(Fot. pl.depositphotos.com)

- Żyjemy nadzieją, że papież przyjedzie do Sudanu Południowego z wezwaniem o pokój pomiędzy skonfliktowanymi plemionami. Dla ludzi, którzy na co dzień praktykują zemstę, mówienie o zjednoczeniu, o przebaczeniu jest czymś zupełnie nowym - mówi o. Krzysztof Zębik, kombonianin pracujący od prawie sześciu lat na misjach w Sudanie Południowym.

Dominika Miros: Sudan Południowy to najmłodsze państwo świata. Powstało zaledwie jedenaście lat temu i niemal od razu pogrążyło się w wojnie domowej. W jakiej sytuacji kraj ten jest obecnie?

O. Krzysztof Zębik: Kiedy na mapie nie było jeszcze Sudanu Południowego, południe Sudanu było stale zaniedbane przez północ i rząd w Chartumie. Rządzący Sudanem muzułmanie w ogóle nie mieli zamiaru rozwijać południowych regionów kraju - zależało im, aby je kontrolować i wprowadzać tam prawo szariatu. Nawet odkrycie złóż ropy naftowej na południu nie ułatwiło  sytuacji, bo korzystała na tym tylko północ Sudanu. W tamtym czasie na czele opozycji, czyli SPLA [Ludowej Armii Wyzwolenia Sudanu - red.], która walczyła od niepodległość stał John Garang. W lipcu 2011 roku Sudan Południowy staje się niepodległy. Tylko dwa lata trwał względny spokój i zaczęły się walki.

DEON.PL POLECA

Sytuacja w Sudanie Południowym jest ciężka, ponieważ doświadczamy kolejnych walk, kolejnych sporów i trwa praktycznie wojna domowa, która wydaje się nie mieć końca. Teraz ludzie nie cierpią od obcych, od rządu z północy - teraz cierpią od swoich. Najważniejszy konflikt toczy pomiędzy największymi plemionami Nuer i Dinka, które walczą o władzę. Prezydentem kraju jest Salva Kiir Mayardit z plemienia Dinka, ale wiceprezydent Riek Machar, wywodzący się z Nuerów, próbuje zdobyć władzę. W 2013 roku był prawdopodobnie planowany zamach stanu na prezydenta i Machar trafił wtedy do więzienia.

Dlaczego te walki trwają?  

- Plemiona Nuer i Dinka napadają na siebie i żyją kulturą zemsty. Nawet jeśli coś się wydarzyło 20 lat temu, to w ich rozumieniu wymaga zemsty. Zemsta jest traktowana jak obowiązek, jest dla nich honorem. Z tego powodu głównie  Sudan Południowy pogrążony jest w przemocy, ludzie są zabijani, kobiety gwałcone. Kiedy trwała wojna z północą, to południe miało wspólnego wroga, a teraz przemoc dzieje się pomiędzy swoimi - między Dinka i Nuer. Są dwie władze, dwie armie: armia Machara i armia urzędującego prezydenta Salva Kiira.

Życie ludności w Sudanie Południowym jest przesiąknięte wieloma konfliktami?

- Jest wiele miejsc, do których ludzie nie mogą wrócić. Trwają walki etniczne, czy walki między pasterzami. Sporo ludzi schroniło się w Ugandzie, żyją tam w obozach dla uchodźców. Konflikty są rozwiązywane za pomocą karabinu. Jedni przychodzą do drugich i ich po prostu zabijają. Takich konfliktów jest na pęczki - jedna grupa pasterska atakuje drugą i wykrada setki albo tysiące krów.

Trwają też konflikty przygraniczne z Sudanem i różne spory plemienne przy granicy z Etiopią.

Co musiałoby się wydarzyć, by te spory etniczne zasypać?

- Jeżeli chodzi o rozwiązanie tych sytuacji, to ważne wydaje się podpisanie w październiku 2020 roku porozumienia pokojowego w Dżubie, które dotyczy głównych grup rebeliantów [Sudańskiego Frontu Rewolucyjnego - przyp. red.] na południu i zachodzie kraju. Zakłada m.in. tworzenie armii typowo państwowej, która nie ma żadnej przynależności etnicznej. Państwo próbuje to zrobić i na razie nie widać szczególnych efektów.

Państwo próbuje też doprowadzić do odebrania broni, rozbrojenia młodzieży - i to jest bardzo potrzebne i mogłoby wpłynąć na zmianę sytuacji. Młodzi ludzie napadają na samochody, okradają innych, zabierają, co chcą. Dla nich wyjście na ulicę z bronią to normalna rzecz, obnoszą się z nią, są dumnie z tego. Nie da się w takiej sytuacji podróżować po kraju czy odwiedzać kogoś. Wyjazd nawet do bliskiej wioski bywa ogromnym ryzykiem. Młodzi ludzie chodzą z karabinami pod pachą, mogą się wszędzie pojawić. Trzeba ich rozbroić. W diecezji Rumbek, w której pracuję, została wprowadzona armia państwowa, a od roku obowiązuje zakaz noszenia broni przez cywilów. To dobry znak.

Jak w takiej sytuacji działają i próbują sobie radzić organizacje pozarządowe?

- Na razie mówimy o pomocy humanitarnej, kryzysowej. Nie jest pomoc, która powinna  przygotowywać ludzi, aby byli samowystarczalni. Trwa  wojna, która przynosi głód. A jak jest głód, to ONZ rozdaje żywność. Dożywianie odbywa się również w szkołach i w ośrodkach dla uchodźców. 

Jak wygląda codzienne życie ludzi pośród nieustannych konfliktów i głodu?

- Jeżeli chodzi o zarobki, to np. nauczyciele zarabiają równowartość 70 dolarów miesięcznie. Większość ludzi ma kozy, krowy, kury - żyją z tego, co wyhodują i sprzedadzą. Jeżeli gdzieś ustają konflikty, nie ma powodzi czy suszy, to normalne życie trwa według cyklu rocznego związanego z uprawą pola. Niektórzy uciekają do większych miast i tam szukają przyszłości. Obserwuję, że od kilku lat rośnie świadomość, że ziemię trzeba uprawiać ziemię i to jest nowe zjawisko. Część ludzi widzi już wartość, jaką ma uprawa ziemi, czego kilka lat temu jeszcze nie było. Wciąż jednak jeszcze młodzież i część ludzi jest roszczeniowa i przyzwyczajona do tego, żeby dostawać pomoc. Przyzwyczaili się do tego, że pomoc była rozdawana i nadal na nią czekają, zamiast próbować zawalczyć o swoją przyszłość. Trudno takim ludziom przemóc się, aby wejść w rytm pracy. Jest im z tym ciężko, bo w ich kulturze nigdy nie było pracy, a teraz ktoś im karze pracować. Tymczasem praca jest dal nich koniecznością, bo państwo nie oferuje pomocy socjalnej.

Czy dzieci i młodzież mają dostęp do edukacji?

- W Sudanie Południowym nie ma szkół darmowych. Jako kombonianie mamy swoje szkoły. Zachęcamy dzieci i młodzież, by uczęszczała do nich i widać, że wiele osób chce się uczyć. Kontynuują później edukację w szkoły średniej, niektórzy podejmują studia. To są przykłady pozytywnych zmian.

Pojawia się pytanie, na co można liczyć po skończeniu szkoły? Poziom nauczania w wielu placówkach jest bardzo niski, więc samo ukończenie edukacji niewiele daje i często ludzie nie mają pomysłu, co później ze sobą zrobić. Niektórzy sami zaczynają uczyć w szkołach. Są wspierani przez działająca w Sudanie Południowym organizację  NGO IMPACT, która w pewnym stopniu wspiera finansowo nauczycieli.

Ogólnie sytuacja wygląda jednak tak, że młodzi ludzie nie garną się do pracy. Niezbyt interesuje ich np. ukończenie jakiejś szkoły technicznej, żeby zdobyć fach, uruchomić jakąś firmę, czy nawet zacząć pracę, np. jako mechanik. Nie garną się ani do nauki, ani do pracy manualnej.

Ale ktoś musi jednak w kraju pracować?

- Oczywiście. Kenijczycy, Ugandyjczycy, obcokrajowcy. Przyjeżdżają i robią biznes w Sudanie Południowym, bo sami mieszkańcy nie są w stanie zbyt wiele zorganizować. Z drugiej strony, jeżeli młodzi ludzie idą na uniwersytet, to najczęściej z myślą, że raczej w swoim państwie nie widza żadnej szansy dla siebie. Niektórzy jeszcze liczą na jakąś pracę biurwą, ale w większości ci wykształceni próbują wyjechać za granicę, żeby pracę znaleźć w Nairobi czy w Kampali, w Kenii. Niektórzy z dyplomem uniwersyteckim wracają do swojej wioski i idą paść krowy.

Czy Sudan Południowy utrzyma swoje struktury jako państwo?

- Ludzie muszą zrozumieć, że trzeba walczyć o jedność, a państwo musi np. rozbroić uzbrojoną młodzież. To wtedy krajowi może się udać przetrwać. To jednak wymaga czasu. W Sudanie Południowym chodzi o formowanie pokoleń. Już widać zmiany, ale powolne. Misjonarze, z którymi rozmawiam mówią, że np. 10-15 lat temu nikogo nie interesowała uprawa ziemi czy posłanie dzieci do szkoły. Ta ludność to pasterze i ich mentalność z takim trybem życia jest związana.

Widzę zmiany, kiedy patrzę na zachowanie młodzieży. Wcześniej zdarzało się, że do naszej szkoły, którą jako kombonianie prowadzimy, młodzi ludzie potrafili przyjść z granatem - niekiedy grozili nauczycielowi śmiercią. Do takich sytuacji już nie dochodzi. Wydaje mi się, że te zmiany zachodzą, ale jednak nie są to zmiany szybkie.

Czy takie powolne zmiany mogę prowadzić do osłabienia czy zażegnania konfliktów? Czy te wojny plemienne mogą zostać wygaszone?

- Konflikty na tym poziomie są bardzo silne. Zemstę plemienną stosuję się konsekwentnie i regularnie na zasadzie "życie za życie" po prostu. Te postawy są wciąż bardzo silne. To są niezwykle głęboko zakorzenione zaszłości. Prawo zemsty, odwetu manifestuje się nawet w najmniejszych nawet konfliktach. Kiedy np. zwrócę uwagę np. młodemu człowiekowi z któregoś plemienia - w niestosowny według niego sposób przy innych - to wówczas on mi grozi, że mnie zabije albo pobije. Wiele razy mi grożono, bo coś powiedziałem albo czegoś odmówiłem. Ciężko zmienić taką kulturę, w której tak silnie wśród ludzi funkcjonuje prawo zemsty. Nie wszyscy są tam jednak źli, ale to są jednostki dobra wśród młodzieży.

Jak na proces pokojowy i realnie zażegnaniu konfliktom w Sudanie Południowym może wpłynąć ewentualna pielgrzymka papieża Franciszka i jego obecność?

- Każdy żyje nadzieją, że papież przyjedzie prosząc o pokój tych rządzących i tych, którzy są najbardziej w opozycji do siebie.

Dla ludzi, którzy praktykują zemstę, mówienie o zjednoczeniu, przebaczeniu jest czymś zupełnie nowym. Takie słowa papieża, wypowiedziane z mocą Ducha Świętego, byłyby ważnym krokiem na drodze do pokoju. Wierzymy, że Duch Święty będzie otwierał serca mieszkańców Sudanu Południowego i z czasem ludzie zrozumieją, że warto pracować dla pokoju, budować jedność, że każdy może być szczęśliwy, założyć rodzinę i żyć w godności. Wierzymy, że po wizycie Franciszka coś może się zmienić. Wielu ludzi z nadzieją czeka na przybycie papieża.

Obecność papieża na pewno dotknęłaby ludzi, tym bardziej, że miał on przyjechać w gronie ekumenicznym do  kraju, gdzie obok siebie żyją protestanci i katolicy. Taka wizyta byłaby głosem do wszystkich. Oficjalne modlitwy za pokój w Sudanie Południowym, za kraj, to byłoby znaczące wydarzenie nie tylko na rządzących, ale także dla społeczeństwa żyjącego w konflikcie.

Jak ksiądz przygotowywał swoją parafię do wizyty papieża?

- Modliliśmy się o pokój i to była taka misyjna modlitwa ekumeniczna razem z protestantami. Biskup diecezji Rumbek Christian Carlassare zorganizował pielgrzymkę z Rumbek do Dżuby, łącząc młodzież z różnych grup etnicznych, żeby iść i razem spotkać się z papieżem. 

Na czym polega misja kombonianów w Sudanie Południowym i czym się tam zajmujecie?

- W Sudanie Południowym jestem od września 2016 roku. Przez dwa lata pracowałem wśród plemienia Nuerów. Od czterech lat jestem proboszczem parafii w Yirol, na terenie protestanckim, wśród plemienia Dinka. Jestem tu z wikariuszem o. Justinem, który pochodzi z Konga. W latach 60. XX w. południowy Sudan został podzielony według  denominacji. Kawałek kraju przypadł katolikom, inny protestantom. W Yirol zajmuję się pracą ewangelizacyjną, ale również humanitarną. Priorytet to jest głoszenie Ewangelii. Nasi misjonarze wybudowali tu kaplice. Mamy ich 29. W ramach naszej parafii angażujemy się w szkolnictwo, budujemy szkoły. Przygotowujemy dzieci do chrztów, pierwszej komunii świętej. Do kościoła katolickiego uczęszczają głównie dzieci i młodzież. Mniej kobiety i mężczyźni, którzy choć należą do Kościoła protestanckiego. Ale pomimo tego dostrzegają, że katolicy robią dużo dla dzieci i dla edukacji.

Dzięki pomocy Caritas Polska czy Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie kończę budowę centrum katechetycznego i formacyjnego, gdzie będziemy starali się położyć nacisk na formację liderów czy katechetów,  organizować kursy dla dzieci, młodzieży. To jest nasz główny cel - połozyć akcent na formację i przygotowanie przyszłych liderów nie tylko w Kościele, ale może i w państwie, by zmienić choć trochę kulturę zemsty i nienawiści. I następnie pokazać młodzieży i ludziom, że sami są w stanie o siebie zadbać, zarobić, założyć swój biznes.

Druga zadaniem jest dla mnie praca humanitarna. Widzimy teraz taką potrzebę, by z powodu suszy ludzie mają problem ze zdobyciem żywności. Mamy również pod opieką 60-70 dzieciaków, którym opłacamy szkołę, utrzymanie, ubrania. Chcemy dać szasnę dzieciom z biednych rodzin, które cierpią z powodu głodu. To jest pomoc doraźna i takiej tez musimy udzielać.

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Zbigniew Parafianowicz

Wojny, do których państwa wolą się nie przyznawać

Kim są osławione rosyjskie zielone ludziki i kto nimi dowodzi? Do czego posuwają się najemnicy walczący w Syrii, Libii i na wschodzie Ukrainy? Kto destabilizuje sytuację w...

Skomentuj artykuł

W Sudanie Południowym dominuje prawo zemsty. Obecność papieża może to zmienić
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.