Bp Muskus: dla człowieka, który ufa Bogu, nie ma sytuacji beznadziejnych

Zdjęcie ilustracyjne (Fot. depositphotos.com)
KAI/dm

Nie ma takiego wołania, którego Bóg by nie usłyszał. Nie ma. On słyszy nawet tych, którzy odwrócili się od Niego, którzy coś mamroczą pod nosem albo i nic nie mówią. On słyszy także ich milczenie. Słyszy każdego. Słyszy wątpiących, słyszy rozczarowanych. Słyszy wszystkich. Bóg wyciąga ręce do ślepców i żebraków i pyta: „Co chcesz, abym Ci uczynił?”. Pyta o to każdego z nas – mówił bp Damian Muskus podczas nabożeństwa pokutnego na Przeprośnej Górce, w którym uczestniczyli pątnicy 45. Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej.

W homilii biskup powiedział, że opowieść o Bartymeuszu mówi o tym, jak odzyskać nadzieję i jak nią żyć. W tym kontekście dodał, że aby żyć nadzieją, należy przebaczyć samemu sobie. – Co to znaczy? To znaczy trzeba pogrzebać wszelką nadzieję na lepszą przeszłość. Słuchajmy uważnie – nie przyszłość. Trzeba pogrzebać, przebaczyć to znaczy pogrzebać nadzieję na lepszą przeszłość. Co to znaczy? To znaczy, że to, co się już stało w naszym życiu, co się dokonało, tego już nie można zmienić – wskazał.

DEON.PL POLECA

 

 

Powiedział, że aby odzyskać nadzieję, trzeba stracić nadzieję przeszłości. – Nasza przeszłość jest już w rękach Boga. Możemy za to żałować, że tak żyliśmy dotychczas. To nam wolno i trzeba nawet robić. Żałować, ale już tego nie zmienimy i musimy się z tym pogodzić. Musimy się z tym pogodzić, aby odzyskać wewnętrzną wolność – podkreślił krakowski biskup pomocniczy i zauważył, że wolność daje przebaczenie samemu sobie i przebaczenie Boga. Przyznał, że nie jest łatwo przyjąć przebaczenie, ponieważ wymaga to odrzucenia wszystkich pozorów bezpieczeństwa i przyznania się do błędu.

Bp Damian Muskus zauważył, że aby żyć nadzieją, trzeba uświadomić sobie, że wszyscy należą do Pana. – Wszyscy należymy do Pana. W Jego oczach jesteśmy wszyscy równi. Nie mamy prawa uciszać tych, którzy wołają o litość. Takich współczesnych Bartymeuszów. Nie możemy uciszać tych, którzy żebrzą o miłość. Którzy żebrzą o miłosierdzie – podkreślił.

Zdaniem biskupa, do wielkiej nadziei dochodzi się poprzez „małe nadzieje” – codzienne gesty miłości, dobre gesty i proste słowa. Zauważył, że nie można negować zła, które występuje w wymiarze osobistym, społecznym i w Kościele. – Historia człowieka na ziemi to dzieje zmagania się z pokusami. To dzieje zmagania się ze złudzeniami – mówił bp Muskus. Stwierdził, że każdy codziennie mija współczesnych „Bartymeuszów”, którzy żebrzą o zmiłowanie i łaskę.

– Czy to znaczy, że jesteśmy bezradni wobec tego zła i wobec cierpienia i ludzkich dramatów? Czy jesteśmy bezradni? Czy jest jakieś lekarstwo na to wszystko? – pytał.

DEON.PL POLECA


– Dla człowieka, który ufa Bogu, nie ma sytuacji beznadziejnych. Dla chrześcijanina, który naprawdę wierzy i ufa, który nawiązuje żywe relacje z Bogiem i z ludźmi, nie ma sytuacji beznadziejnych – odpowiedział biskup.

Wskazał na postawę Bartymeusza, który potrafił głośno prosić i wołać o pomoc. – Jeśli naprawdę potrzebujemy jakiegoś dobra, jeśli potrzebujemy miłości, jeśli potrzebujemy pokoju, jeśli potrzebujemy zrozumienia, jeśli potrzebujemy przebaczenia, nie przestawajmy prosić, bo te dary same do nas nie przyjdą. Nie przestawajmy wołać i błagać. Nie ustawajmy, choćby wydawało się nam, że zderzamy się z murem obojętności ludzi i właśnie pozornym milczeniem Boga – powiedział, nawiązując do słów papieża.

– Nasza chrześcijańska nadzieja wyrasta z pewności, że Jezus nas słyszy. Jeśli by nas nie słyszał, to po co wołać? Wołanie nie miałoby sensu. Ale Jezus słyszy i z tego wyrasta właśnie nasza nadzieja. Słyszy. Nie tylko słyszy, ale też nie jest obojętny na to wołanie – zauważył bp Muskus. – Nie ma takiego wołania, którego Bóg by nie usłyszał. Nie ma. On słyszy nawet tych, którzy odwrócili się od Niego, którzy coś mamroczą pod nosem albo i nic nie mówią. On słyszy także ich milczenie. Słyszy każdego. Słyszy wątpiących, słyszy rozczarowanych. Słyszy wszystkich. Bóg wyciąga ręce do ślepców i żebraków i pyta: „Co chcesz, abym Ci uczynił?”. Pyta o to każdego z nas.

Na zakończenie bp Damian Muskus zachęcił zebranych, by słowa Bartymeusza stały się ich modlitwą i wołaniem nadziei.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Bp Muskus: dla człowieka, który ufa Bogu, nie ma sytuacji beznadziejnych
Komentarze (3)
JG
~Jefte Gileadczyk
12 sierpnia 2025, 19:36
Oczywiście nie mam na myśli tego, że cierpienie psychiczne miałoby być szczytem wiary, duchowości i zjednoczenia z Bogiem, ale chce zaznaczyć, że zdarzają się etapy w naszym życiu, których nie jesteśmy w stanie udźwignąć i które są beznadziejne jak wieloletnie lęki, stany psychotyczne i inne "atrakcje" których wachlarz znajduje się w podręcznikach z zakresu psychiatrii w klasyfikacji ICD-10. Dla kogoś takiego właśnie jest to sytuacja beznadziejna i pogłębiająca się tym bardziej, jeśli wołał "Jezu, Synu Dawida, ulituj się nade mną grzesznikiem", a Jezus w przeciwieństwie do sytuacji z Bartymeuszem nie uczynił cudu. Boimy się mówić, że Jezus nie zawsze a nawet rzadko kiedy czyni cuda, prawda? To nie brzmiałoby dobrze w trakcie homilii mimo tego że jest to przecież prawdą :) w takiej sytuacji może pęknąć lustro nadziei, a psychika się załamać - miało być tak pięknie, cudownie, z nadzieją, a jest beznadziejnie, strasznie i psychotycznie :)
JG
~Jefte Gileadczyk
12 sierpnia 2025, 19:19
A jednak Teresa Martin [zgadnijcie kto to :)] w wieku 10 lat miała histerię i zaburzenia lękowe. Nie sądzę by wtedy cieszyła się pogodą ducha żyjąc w nadziei, gdyż raczej dosięgała ją wtedy bezsensowność dezintegracji wewnętrznej. Józef z Kupertynu miał zaburzenia neurotyczne, w których raczej też nie był pełen nadziei za co zresztą był wydalony z kilku zakonów. Albert Chmielowski - podkreślmy że po nawróceniu - doświadczył tak potężnego kryzysu wewnętrznego, że został hospitalizowany. Kryzys ów wziął się stąd, że mimo pięknej mowy o tym że wszystko ma sens on tego sensu w gruncie rzeczy nie widział (stąd bierze się dezintegracja wewnętrzna: pęknięcie lustra pięknych idei w konfrontacji z rzeczywistością, którego psychika ani dusza nie są w stanie wytrzymać, a więc załamuje się). Św. Ignacy Loyola, Vianney, bł. Maria Candida, św. Benedetta Porro, sł.b. Marta Robin...Mnogość przypadków osób które zaliczyły właśnie sytuacje beznadziejne :) Według biskupa byli nieprawdziwi w wierze? :)
HZ
~Hanys z Namysłowa
12 sierpnia 2025, 12:56
U nas na Śląsku mówiło się:bez Boga ani do proga,kto się w opiekę odda Panu swemu,a całym sercem szczerze ufa Jemu, śmiele rzec może mam obrońcę Boga,nie przyjdzie na mnie żadna straszna trwoga,wiara może góry przenosić.