Była zakładniczką terrorystów, ze śmiercią minęła się o milimetry. Cudowny medalik pomógł jej w zmaganiach z traumą
Choć ocalała z zamachu, do dziś odczuwa jego skutki. Pod względem psychicznym jest głęboko poraniona. W ciągu ostatnich pięciu lat przeszła też jednak głęboką przemianę duchową, której kulminacją był chrzest w Wielkanoc ubiegłego roku. Przełomowy okazał się cudowny medalik z Rue du Bac.
Do księgarń we Francji trafiła książka Julie Grand, francuskiej zakładniczki islamskich terrorystów, która cudem uszła z życiem po zamachu. Przeżyła, bo podpułkownik żandarmerii Arnaud Beltrame zaproponował terrorystom wymianę: Julie za niego samego. Propozycja została przyjęta, a Julie przeżyła - za to Beltrame umarł w szpitalu z podciętym gardłem.
Oddał życie za Julie, bo był wierzący
- Dziś mogę powiedzieć, że Arnaud ocalił moje ciało, aby Chrystus mógł ocalić moją duszę – wyznaje Julie Grand. To właśnie ona cudem uszła z życiem, kiedy przed pięciu laty w Trèbes we Francji podpułkownik żandarmerii Arnaud Beltrame zaproponował islamskiemu terroryście, że wymieni się za jednego z zakładników. Podpułkownik Beltrame miał 44 lata, od jedenastu lat był katolikiem i w powszechnym przekonaniu to właśnie jego wiara skłoniła go do tego heroicznego czynu.
22 stycznia rozpoczyna się proces wspólników marokańskiego terrorysty. Wczoraj do księgarń we Francji trafiła książka Julie Grand, w której dzieli się niezwykłą historią swego życia. Arnaud doprowadził mnie do Boga – wyznaje w wywiadzie dla katolickiego tygodnika „Famille Chrétienne”.
Przekonała się, że jest to medalik naprawdę cudowny
Choć ocalała z zamachu, do dziś odczuwa jego skutki. Pod względem psychicznym jest głęboko poraniona, nadal czuje dotyk przystawionej do głowy lufy, panicznie boi się o swoich bliskich. W ciągu ostatnich pięciu lat przeszła też jednak głęboką przemianę duchową, której kulminacją był chrzest w Wielkanoc ubiegłego roku. Pochodzi z rodziny ateistycznej, z wykształcenia była inżynierem, studiowała biologię, na świat patrzyła okiem przyrodnika, pogardzała wiarą chrześcijańską.
Fakt, że Arnaud był katolikiem, nie robił na niej wrażenia. Kiedy jednak zmagała się z traumą po zamachu, przeczytała w jednej z książek, że ludzie wierzący lepiej zazwyczaj znoszą takie sytuacje i to ją zaintrygowało. Zaczęła szukać. Wierzący przyjaciele zachęcali ją do modlitwy. Przełomowy okazał się cudowny medalik z Rue du Bac. Otrzymała go od nauczycielki swej córki. I przekonała się, że jest to medalik naprawdę cudowny. Był niczym wyciągnięta dłoń Maryi. „Wtedy też przestałam się bać kapłanów” – wspomina Julie. Wybrała się do opactwa Lagrasse, z którym był związany podpułkownik Beltrame. Poszła na Mszę i po raz pierwszy w swym życiu zawierzyła się Bogu, a On dał jej doświadczyć swojej mocy.
"Przestałam wszędzie widzieć zło i w nim tkwić"
Wiara zmieniła jej życie. - Dzięki niej przestałam wszędzie widzieć zło i w nim tkwić. (…) Nadal mam traumę, ale wiara zmieniła znaczenie śmierci, a tym samym mojego życia. Mój naukowy umysł nigdy nie dałby mi takiego wsparcia miłości i nadziei, jakie daje wiara. Teraz mam również broń, która chroni mnie przed złem: obecność Chrystusa, miłość, wiarę i modlitwę. - mówi Julie w wywiadzie dla "Famille Chretiénne". – Moje codzienne życie byłoby nie do zniesienia bez modlitwy. Miłość i nadzieja, które w niej pokładam, ratują moją duszę. Leki na receptę nie rozwiążą wszystkiego. Żyję przeszłością, przyszłość mnie przeraża i potrzebuję odwagi każdego ranka, aby obudzić moją córkę, ale modlę się każdego dnia”. Dodaje, że modlitwa dała jej też nową umiejętność - potrafi być wdzięczna: „za to, że żyję, że spędzam czas z moją rodziną, że jesteśmy razem przy stole, że mogę głaskać policzek mojej córki, kiedy śpi. Kiedy nie miałam wiary, nie zdawałam sobie z tego sprawy. Po prostu cieszyłam się życiem - dodaje Francuzka.
KAI / mł
Skomentuj artykuł