Chile: Kościół zawsze na pierwszej linii frontu
Ponad tysiąc Wenezuelczyków zostało zatrzymanych na granicy, próbując przedostać się z Peru do Chile. Przed niespełna dwoma tygodniami rząd chilijski wprowadził regulację prawną wymagającą od wjeżdżających do kraju Wenezuelczyków wizy turystycznej wydanej w ich państwie.
Hierarchowie diecezji przygranicznych zwrócili się z gorącym apelem do chilijskich władz o współpracę w ustabilizowaniu polityki migracyjnej, co pozwoli w jak najlepszy sposób zmierzyć się z problemem przepływu ludzi. Episkopat zdaje sobie sprawę z potrzeby regulacji napływu obcokrajowców, ale obecne zasady stwarzają na granicy sytuację niemożliwą do utrzymania oraz łamią prawa człowieka - czytamy w tekście. Wprowadzenie ich przepełniło przejścia graniczne i konsulaty, gdyż osoby podróżujące od tygodni nie miały świadomości nowych wymagań.
Parafie w okolicach granicy otworzyły bramy kościołów także nocą, by zapewnić migrantom schronienie. Od kilku dni, każdej nocy z gościnności księży korzysta co najmniej trzysta osób. Do wiadomości publicznej docierają jednak informacje, jakoby Kościół miał rzekomo nielegalnie umożliwiać przepływ osób do kraju. Rozwiązanie tego problemu nie zależy jedynie od władz Chile, ale od rządów państw w tym regionie, a szczególnie od Wenezueli, która wykrwawia swój naród - piszą w apelu biskupi. Hierarchowie są pierwszymi zaangażowanymi w nieustanne podkreślanie wartości państwa prawa i poszanowania dla zasad.
Chile było już obiektem dwóch fal migracyjnych, jednej z Haiti i drugiej właśnie z Wenezueli - przypomina prezes Instytutu Międzynarodowej Współpracy Ekonomicznej w Mediolanie. Brakuje jednak porozumienia na poziomie regionalnym, jak rozwiązać ten problem. Istniały próby ze strony Argentyny i Urugwaju, ale niestety zakończyły się one fiaskiem - dodaje Alfredo Somoza. Podkreśla on także zaangażowanie Kościoła w tej kwestii.
"Jak zawsze, Kościół jest na pierwszej linii frontu. Pamiętamy, że także w miejscach, które można przyrównać do «kręgów piekielnych», takich jak te w Meksyku, gdzie przemieszczają się migranci z Ameryki Środkowej, aby dotrzeć do Stanów Zjednoczonych. Są tam miejsca wzdłuż dróg migracyjnych prowadzone przez księży, gdzie ludzie mogą spać, zjeść oraz znaleźć bezpieczne schronienie - mówi Alfredo Somoza. Kościół Latynoamerykański był zawsze mocno obecny. Angażował się w pomoc związaną z tymi ostatnimi, ponieważ oczywiście migranci, jak ci w przypadku Chile, którzy nie są rozpoznani jako tacy, stają się ostatnimi z ostatnich. W odróżnieniu od ludzi ubogich w tych krajach, nie mają oni żadnych praw i pozostaną w nędzy".
Skomentuj artykuł