Co oni tam wyprawiają na katolickim festiwalu! Czy tak ma teraz wyglądać Kościół?

Bieg Festiwalowicza podcza Festiwalu Życia w Kokotku. Fot. Grzegorz Szpak / mat. pras.

Wysoki brunet w sportowej koszulce z numerem jeden gwiżdże do mikrofonu, by zwrócić uwagę kilkuset zawodników szykujących się do kozackiego biegu przez jezioro, błoto i liczne przeszkody. A potem oznajmia: no, to przyjmijmy Boże błogosławieństwo.

Tak, to gwizdał biskup, a rzecz się dzieje w Polsce, w dzielnicy Lublińca - Kokotku, w której trwa właśnie Festiwal Życia: letnia plenerowa impreza dla młodzieży, która chce od życia trochę więcej. Biskup to Piotr Przyborek, który cały ubłocony po biegu wzorowanym na tych dla komandosów dobiegnie na metę i powie z szerokim uśmiechem: Wyzwanie jest mocne! Ktoś się topi, drugi mu pomaga, wyciąga za włosy, wspaniała atmosfera!

A reszta uczestników? To ludzie, którzy zjechali z całej Polski, by spędzić tydzień pod namiotami, bawiąc się na koncertach, szlifując talenty na warsztatach, prowadząc rozmowy na ważne tematy, których na co dzień często nie ma jak albo z kim prowadzić. A poza tym: wstawać rano i z tysiącem ludzi wspólnie odmawiać psalmy, spowiadać się o świcie nad jeziorem albo po cichu, czasem we łzach siedzieć w nocy przed obliczem Boga. U Niego jest zawsze otwarte i On tu działa najbardziej. I bardzo lubi działać przez ludzi, którzy dziwnym przypadkiem znaleźli się tuż obok. Także tych, z którymi wieczorem w klimatycznej strefie chilloutu będziesz śpiewać hity z „Króla Lwa”.

DEON.PL POLECA

Co chciałbyś usłyszeć, gdy wrócisz do domu? – pyta na Instagramie swoją społeczność zaangażowany od tegorocznej edycji w tworzenie festiwalu ks. Marcin. Wśród odpowiedzi wyróżnia się jedna: żeby mnie zapytali, jak było. Żeby można było opowiedzieć o tym, co się działo w sercu, w głowie, że była może jeszcze essa, a może już gigaczad (choć po peselach sądząc, jeszcze raczej essa i pewnie bardziej vibe niż dobra aura*). Żeby w domu też była ta radość i ludzie, którzy chcą cię słuchać, dla których jesteś ważny, którzy naprawdę chcą wiedzieć, jak się masz i co czujesz, a nie tylko sztywno pytają i nie wiedzą, jak z tobą rozmawiać.

Może dlatego wszystko w tym roku kręci się wokół domu i relacji: bo młodzi często z powodu jednego i drugiego cierpią. I to cierpienie nie jest młodzieńczym fochem, ale prawdziwym bólem, który bierze się z tego, że bardzo chcieliby, żeby było inaczej: w domu, w szkole, wśród swojej ekipy, ale nie wiedzą, jak to zrobić. Nie mają narzędzi. A tu, między koncertem a warsztatem wygląda na to, że Bóg im po cichu, ze swoim całym wyczuciem i delikatnością, te narzędzia i rozwiązania podpowiada. Nie mówi: musisz. Mówi: spróbuj, nie bój się. Będę z tobą. Możesz zmienić to, co cię boli. Patrz, inni będą twoim wsparciem.

Festiwal jest też wyjątkowy pod innym względem, na który zawodowo chcę i muszę zwracać uwagę: to doskonała komunikacja medialna, świetne społecznościówki, prowadzone z wyczuciem tego, gdzie są młodzi w internecie i jak ze sobą rozmawiają. To jakość na najwyższym poziomie. Brak żenady, obciachu i kultowego comics sans. A w Kościele to wcale nie jest oczywiste… Tu nie ma zadęcia, nie ma kościelnej nowomowy. Widać to na każdym kroku: inspirator tej imprezy, ojciec Tomek Maniura staje w T-shircie przez kamerą smartfona i normalnym językiem opowiada o tym, co się będzie działo. I po mistrzowsku sprawia, że ludzie czują się przyjęci tacy, jacy są. Nikt nie wchodzi z przekazem na górnym C, nikt, w tym mówiący do młodych homilie biskupi, nie zapowiada kroczenia słuszną drogą do Zbawiciela ludzkości i pochylania się nad kondycją współczesnego społeczeństwa.

Jest prosto, blisko, zwyczajnie, choć to prosto blisko i zwyczajnie wymaga potężnego wysiłku włożonego w przygotowania: ale właśnie przez to Ewangelia może lśnić całym swoim blaskiem. I być realną wskazówką, jak cieszyć się ze swojego życia, relacji, ze swojej wartości i ze swoich talentów w zgodzie ze sobą i z błogosławieństwem od Taty, zamiast pozostawać mało zrozumiałym reliktem odczytywanym z ambony ludziom 50 plus. To jest żywe, to przyciąga.

Dlatego chętnych, by spędzić tydzień pod namiotem w lipcu, który przecież lubi robić pogodowe niespodzianki, z roku na rok jest coraz więcej. A wokół tego letniego wydarzenia buduje się tworząca je społeczność. Gdy chcę ją nazwać, trochę nie wiem, jak, by nie uprościć i nie odebrać głębi: to ludzie, którzy są autentyczni, nie stracili radości życia ani energii do działania, a polski Kościół jest dla nich miejscem, które lubią, w którym czują się dobrze i które jest przestrzenią do robienia świetnych rzeczy ze swoim talentem, wiedzą, miłością. Niektórzy młodymi zajmują się od lat i te lata zdecydowanie są dla nich osobiście zyskane. Bo w nich naprawdę jest radość: ten charakterystyczny stan, który towarzyszy w zasadzie wszystkim bożym wyjazdom dla młodych, u nich z wiekiem nie przemija. Są pełni energii i żywi takim życiem, którego można pozazdrościć, będąc dorosłym z całym ciężarem, jaki dojrzała dorosłość ze sobą niesie.

To nie znaczy, że tak ma teraz wyglądać cały Kościół; że wszyscy mają się rzucić do działań z młodymi i hulać po festiwalach (choć gdy się patrzy na letnią mapę katolickiej Polski, widać tendencję wzrostową. Miejsc, w których młodzi katolicy mogą się dobrze razem bawić latem, z roku na rok jest coraz więcej, a ich twórcy potrafią odchodzić od dawnej i krytykowanej już mocno mody na eventy, czyli wielki spęd i masówkę, oraz dbać nie tylko o stworzenie kilku chwil przeżyć, ale także o każdego z osobna i budowanie relacji między uczestnikami). Nie wszyscy biskupi muszą od teraz taplać się w błocie (choć po cichu przyznam: jestem przekonana, że części tych młodszych dobrze by to zrobiło), nie wszyscy księża muszą jeździć z młodymi pod namiot. Kościół jest i będzie różnorodny. Ale z ciągu ostatnich kilku lat, równolegle z tendencją spadkową i alarmowaniem, że nie ma młodych w Kościele, robi się po cichu i na dole bardzo porządna robota, której efekty już kiełkują, a w pełni zobaczymy je za następne kilka lat. To jest dobre. Tego nam potrzeba. Doświadczenia, że Kościół jest dobrą przestrzenią pełną lubiących się ludzi, którzy potrafią się ze sobą nieźle bawić i razem wchodzić z relacje z Jezusem.

W tym roku na Festiwalu Życia mnie nie ma: zamiast w poniedziałek wsiąść do pociągu, wsiadłam do długiej kolejki wizyt lekarskich. Więc zaglądam do Kokotka przez różne okienka. Oglądam migawki ze świetnie prowadzonych mediów społecznościowych, słucham tych, co na miejscu, wyłapuję drobne znaki, jak papierki lakmusowe sprawdzające stan mikstury: kwasu nie ma. Zasady są. I działają. Nie chodzi nawet o te zwykłe – organizację, bezpieczeństwo, plan dnia, ale o te ukryte. Najważniejsza z nich mówi: daj Bogu czas, zrezygnuj z innych planów, może z komfortu, może z chowania się w swoich obawach i niedoskonałościach - a zobaczysz zmiany, o których marzysz.

---

*Wyjaśnienie dla millenialsów nie posiadających w domu dzieci oraz nastolatków: dla zetek, czyli mniej więcej starszych uczniów podstawówek, obecnych licealistów i studentów essa oznacza stan szczęścia, a vibe – dobrą atmosferę. Dla pokolenia alfa, czyli obecnych dzieciaków, to adekwatnie gigaczad (czyli coś naprawdę świetnego) i dobra aura etymologicznie dla nas, dinozaurów, łatwiejsza, bo wprost kojarząca się z fajnym klimatem. Z ciekawostek - biskup biegający w błocie dla małych alf, za młodych jeszcze na festiwal zdecydowanie byłby… sigmą. I tak trzymać!

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co oni tam wyprawiają na katolickim festiwalu! Czy tak ma teraz wyglądać Kościół?
Komentarze (19)
BD
~Bo D.
14 lipca 2024, 22:01
Jeżeli taka forma spędzania wspólnie czasu ludziom odpowiada, to dobrze. W końcu komu to przeszkada?
DW
Danuta Wojcicka
14 lipca 2024, 18:56
i tak jest wspaniale. Madrze i Emocjonalnie. W kazdym z nas drzemie człowieczek - nawet w tym nieco “zgrzybiałymi”. Bądźmy LUDŹMI z BOGIEM.
AS
~Antoni Szwed
14 lipca 2024, 10:54
Kościół musi WYRAŹNIE różnić się od laickiego świata, nawet jeśli to tworzy w ludzkiej egzystencji napięcia. W myśli chrześcijańskiej od dawna wiadomo, że człowiek zmysłowy (oddający się używaniu życia jako głównego celu) jest nie do pogodzenia z człowiekiem duchowym (którego życie nie wyklucza cierpienia i ofiary z życia w drodze do zbawienia). Kościół nie może się bać tego napięcia, nie może go unieważniać, zmniejszać czy wręcz unicestwiać. Jeśli to robi, zaprzecza swojej misji i zwyczajnie staje się niepotrzebny.
SX
Stanisław X
15 lipca 2024, 09:45
A skąd ten dziwny pomysł, że jak ktoś się dobrze bawi na festiwalu to jest człowiekiem "oddającym się używaniu życia jako głównego celu"? Z faktu zabawy w żaden sposób nie wynika, że jest ona przez bawiącego się większym priorytetem niż modlitwa i zbawienie. Bije Pan skonstruowanego przez siebie chochoła.
AS
~Antoni Szwed
15 lipca 2024, 14:47
Nie mogę Panu odpowiedzieć. Cenzura deonowa blokuje moje wypowiedzi - oczywiście w duchu synodalności, braterstwa i miłości bliźniego
AS
~Antoni Szwed
15 lipca 2024, 15:34
Już św. Paweł, a później św. Augustyn, zauważyli, że w człowieku to, co cielesne, zmysłowe, nieustannie walczy z tym, co duchowe, ponadzmysłowe. To jest walka, której doświadcza się przez całe życie, jeśli ktoś nie ucieka od niej. Świat wzmacnia to, co zmysłowe: bawcie się w każdej wolnej chwili, oczywiście poza pracą (tę traktuje arcypoważnie), nie myślcie, nie zastanawiajcie się nad swoim ostatecznym celem, żyjcie tylko tu i teraz, na ziemi. O tym, co po śmierci nie myślcie: bo albo nie będziecie istnieć w ogóle, albo Bóg wszystkich was zbawi hurtem, bez żadnego wysiłku z waszej strony. Świadomy chrześcijanin nie zgadza się na takie poglądy, wie, że to jest nieprawda. I tu właśnie pojawia się napięcie, o którym dziś w Kościele różni wysoko postawieni ludzie starają się zapomnieć.
NK
~Nie Katolik
15 lipca 2024, 20:38
Są różne zabawy. Wszystko zależy od tego co nosi się w sercu. Prawdziwa radość jest owocem Ducha Świętego. Miłość, radość, pokój, cierpliwość, dobroć, życzliwość, wierność, łagodność, opanowanie. (Ga 5, 22). Takie zabawy mniej rażą niż obżeranie się do nieprzytomności w święta. To jest dopiero chore.
AS
~Antoni Szwed
13 lipca 2024, 21:17
Co więc Kościół ma zrobić? Dogłębnie rozpoznać u młodych ludzi źródła tej nudy, która szczególnie objawia się w zetknięciu z tym, co religijne, chrześcijańskie, kościelne. Czy Kościół powinien iść za podpowiedziami laickiego świata w tak szerokim zakresie, jak to czyni dziś? NIE! To błędna droga. Kościół nie może wspierać w ludziach ich wybujałej zmysłowości (o to już doskonale troszczy się świat), lecz z cała konsekwencją i powagą pomagać ludziom w odsłanianiu ich sfery duchowej, która obecnie w Kościele została zupełnie zaniedbana, porzucona, jako rzekomo nieaktualna. W Kościele dokonała się zdrada duchowości, więc młodzi odeszli... bo świat jest ciekawszy niż taki "Kościół".
SX
Stanisław X
14 lipca 2024, 18:14
Utożsamia Pan dobrą zabawą z "wybujałą zmysłowością" i dalej, z czymś złym. Bezpodstawnie, ale nie jest to nowe oskarżenie. Sam Jezus przez faryzeuszy oskarżany był o za mało "dostojne" zachowanie: "Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników". Niestety w postawach współczesnych tradycjonalistów widać całą masę tych samych zachowań.
AS
~Antoni Szwed
13 lipca 2024, 21:07
Co zrobić, by dzieci przestały się NUDZIĆ? Najpierw potrzebna jest dobra diagnoza: dlaczego tak jest, że one się NUDZĄ. Nuda to niekiedy długotrwały stan egzystencjalny, któremu może towarzyszyć apatia, brak zainteresowań czymś głębszym, trudniejszym, to życie chwilą, która oczywiście ma być przyjemna, a nawet bardzo przyjemna. To stała niechęć do życia, które niekiedy bywa mniej przyjemne, a czasem pojawia się pojawia się cierpienie. Jak młodzi "wychodzą" z nudy? Pozornie! Poszukują powierzchownych przyjemności, zabaw, rozrywek, by choć na chwilę zapomnieć o tym, że się nudzą i że im z tym źle. Ciągle potrzebują nowych, coraz silniejszych bodźców. Stąd poszukiwanie mocnych koncertów z potworną ilością decybeli, jakiegoś widowiska (najlepszy jest pikantny kabaret), krwawego filmu. Słowem, czegoś zmysłowego tu i teraz. Czy w tym kontekście jest miejsce na wiarę w Boga, na Jego cichość, na ciągle tak samo przebiegającą Mszę św.? Niestety nie.
AK
~Ania K
13 lipca 2024, 13:04
Pamiętam że swoich czasów licealnych spotkania młodych Taize- adoracje, spotkania w parafiach w małych grupach i oczywiście zwiedzanie nowych miejsc. Spotkałam tam rówieśników podpisujących krucjaty zero alkoholu do pełnoletności. Dla mnie był to szok kulturowy, bo w moim renomowanym liceum z dużego miasta alkohol dla chłopaków ( dla niektórych też narkotyki) to było coś oczywistego. Można było się przekonać, że jest inna droga - czystości, bez używek- nie mniej atrakcyjna.
AK
~Ania K
13 lipca 2024, 12:59
Wspaniałe wydarzenie. Błoto to tylko dodatek, bo nie da się całe dnie słuchać i dyskutować
AP
~Anna Piotrowska
13 lipca 2024, 09:55
Kościół nie potrzebuje wiary z festiwali z błota potrzebuje jej zaszczepionej w domu w rodzinie jako tradycja z pokoleń szacunek do wiary, przyciąganie do Boga młodych nie może być pomysłem błotnym a nauczaniem bo młody pójdzie i paradę LGBT bo modne fajne ..2 tys lat chrześcijaństwa w błoto upada w Polsce wiara
AK
~Ania K
13 lipca 2024, 13:14
Chyba naprawdę nie wie Pani nic o młodych ludziach…
MD
~Marcin D
13 lipca 2024, 14:24
Fajnie że ty wiesz tyle...
PN
~P N
14 lipca 2024, 09:37
Kto ma ją zaszczepić? Ludzie nie czytają Ewangelii. Nie znamy jej. Nie żyjemy nią. Nie w każdym domu rodzice umieją z otwartym sercem żyć miłością. Na marginesie, u ks. Jana Kaczkowskiego w domu rodzice byli bodaj ateistami.
TT
~Tomasz Tomasz
14 lipca 2024, 11:42
Pani Anno. Sądze ze jedno nie wyklucza drugiego. Kościół jest zróżnicowany jak rózni są ludzie (dzieki Bogu). Powiniem byc właśnie tam gdzie są ludzie. Czasem będzie to błotny festiwal, gdzie indziej pielgrzymka Semper Fidelis do Częstochowy. Chciałbym aby był też tam gdzie są problemy i Ci zagubieni ktorzy nie spotkali Boga (jeszcze).
SX
Stanisław X
14 lipca 2024, 18:16
A co, jeśli Pani powiem, że błoto, jak cała materia, zostało stworzone przez Boga, jest dobre i nie ma nic złego w tym, by się w nim dobrze bawić? :)
~Egon Ślązak
15 lipca 2024, 22:57
Kościół to ludzie. A człowiek potrzebuje żywej relacji z Bogiem w sobie, z innymi ludźmi i Bogiem w innych ludziach. Jeśli takie spotkania budują te relacje to tylko im kibicować i nasladowac. Tradycja i "szacunek do wiary" są powierzchowne i dlatego tak łatwo dają się wypierać. Żywa relacja nie potrzebuje takiego naznaczonego lękiem o przetrwanie podejścia.