Co zamiast Funduszu Kościelnego? Ks. prof. Piotr Stanisz wyjaśnia [WYWIAD]

KAI / tk

- Poszukując rozwiązań alternatywnych wobec Funduszu Kościelnego, warto zwrócić uwagę na rozwiązania obowiązujące w innych państwach europejskich, z pośród których najbardziej inspirujące wydają się modele oparte na tzw. asygnacie podatkowej, które są wykorzystywane w Hiszpanii, Włoszech czy na Węgrzech – mówi ks. prof. Piotr Stanisz z Wydziału Prawa, Prawa Kanonicznego i Administracji KUL.

Marcin Przeciszewski (KAI): Od kilku tygodni pracuje rządowy zespół mający na celu przygotowanie likwidacji Funduszu Kościelnego i zastąpienie go innym rozwiązaniem. Co ksiądz profesor o tym myśli?

Ks. prof. Piotr Stanisz: - Patrząc na sprawę z jednej strony, trudno się temu szczególnie dziwić. Ugrupowania tworzące dziś większość parlamentarną otwarcie zapowiadały podjęcie prac nad zmianami przepisów dotyczących Funduszu Kościelnego, a na przykład środowiska lewicowe od wielu już lat powracają do idei zniesienia tej instytucji. Muszę zresztą przyznać, że rozumiem i podzielam niektóre racje, stojące za postulatami zmian w tym fragmencie systemu finansowania kościołów i innych związków wyznaniowych w naszym kraju (o ile oczywiście można w ogóle mówić o istnieniu takiego systemu).

DEON.PL POLECA

Jednak z drugiej strony doskonale rozumiem też obawy, jakie te zapowiedzi wywołują w Kościele katolickim i mniejszościowych związkach wyznaniowych (przypomnijmy bowiem, że ewentualne zmiany dotkną wszystkich związków wyznaniowych, bo wszystkie one dziś z Funduszu Kościelnego korzystają). Trudno się przecież nie niepokoić możliwością ziszczenia się scenariuszy, w których – niemal z dnia na dzień – zaczyna brakować środków na pokrycie realnych potrzeb. Natomiast zupełnie osobną kwestią jest przyjęty tryb prac i jego zgodność z postanowieniami Konkordatu i przepisami Konstytucji.

Poświęćmy więc osobną uwagę poszczególnym wątkom. Zacznijmy od pytania, czy rzeczywiście funkcjonowanie Funduszu Kościelnego jest dziś sprzeczne z przyjętymi w Konstytucji zasadami relacji państwo – Kościół?

- Przystępując od odpowiedzi na to pytanie chciałbym zwrócić uwagę, że stanowczo zbyt często – również w odniesieniu do kwestii stanowiących przedmiot naszej rozmowy – ograniczamy się do niektórych tylko aspektów analizowanej problematyki. Tymczasem relacje pomiędzy państwem a wspólnotami religijnymi są zagadnieniem bardzo złożonym. O ich kształcie decydują oczywiście przede wszystkim normy konstytucyjne.

Jest jednak charakterystyczne, że podobne unormowania konstytucyjne mogą stanowić podstawę dość różnych rozwiązań. Pomyślmy chociażby o różnicach przepisów prawa wyznaniowego Niemiec i Włoch. Oba te państwa dość powszechnie uznawane są za realizujące ten sam model teoretyczny. W zależności od przyjętej klasyfikacji jest on określany przede wszystkim jako model tzw. separacji skoordynowanej lub model współpracy, wyróżniany obok modelu kościoła państwowego i modelu (skrajnie) separacyjnego.

Jednak w wielu istotnych kwestiach państwa te przyjmują różne rozwiązania. Tak jest nie tylko w odniesieniu chociażby do nauczania religii w szkołach, realizowanego w Niemczech w ramach tzw. modelu obligatoryjnego, w którym – zgodnie z art. 7 niemieckiej Ustawy Zasadniczej – religia jest „zwykłym przedmiotem nauczania” (choć oczywiście z możliwością zwolnienia z tego nauczania), a we Włoszech prowadzonego według założeń tzw. modelu fakultatywnego (co i tak dotyczy jedynie religii katolickiej). Podobnie jest chociażby w kwestiach dotyczących małżeństwa. W Niemczech – w przeciwieństwie do Włoch – nie można zawrzeć małżeństwa cywilnego przed duchownym, nie mówiąc już o cywilnej skuteczności wyroków wydawanych w sprawach małżeńskich przez trybunały kościelne, z czym mamy do czynienia we Włoszech.

To samo dotyczy kształtu przyjętego systemu finansowania kościołów i innych związków wyznaniowych. W Niemczech opiera się on na podatku kościelnym, a we Włoszech – na tzw. asygnacie podatkowej, przy czym i w jednym i w drugim przypadku te rozwiązania nie dotyczą wszystkich wspólnot religijnych. Przyczyn rozbieżności jest wiele. Istotne znaczenie mają jednak bez wątpienia uwarunkowania historyczne.

Tymczasem w polskich dyskusjach na temat Funduszu Kościelnego robi się wiele, aby o uwarunkowaniach historycznych zapomnieć. W uczciwej dyskusji zapomnieć o nich jednak nie można, co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, Fundusz Kościelny powstał w ściśle określonych okolicznościach. Nigdy nie był żadnym darem państwa dla Kościoła. Został utworzony dla złagodzenia wymowy decyzji o upaństwowieniu nieruchomości ziemskich należących do związków wyznaniowych (w tym przede wszystkim do Kościoła katolickiego), do czego doszło w 1950 r. Od początku przy tym przyjmowano, że na ten fundusz mają się składać przede wszystkim dochody z przejętych wówczas przez państwo nieruchomości ziemskich. Jest jasne, że dla ówczesnych władz Fundusz Kościelny stanowił swego rodzaju listek figowy i od początku planowano jego instrumentalne wykorzystanie.

Nie zmienia to jednak faktu, że ustawa z 20 marca 1950 r. o przejęciu przez państwo dóbr martwej ręki, poręczeniu proboszczom posiadania gospodarstw rolnych i utworzeniu Funduszu Kościelnego wciąż obowiązuje, niezmiennie stanowiąc m.in., że dochód z przejętych na jej podstawie nieruchomości ziemskich ma tworzyć Fundusz Kościelny (nie mówiąc już o tym, że zgodnie z ustawą ma być jeszcze uzupełniany dotacjami państwowymi, uchwalanymi przez Radę Ministrów; zob. jej art. 8).

W związku z tym, zanim przejdziemy do pytań dotyczących zgodności istnienia Funduszu Kościelnego w jego obecnej formie z konstytucyjnymi normami decydującymi o kształcie relacji Państwo – Kościół, musimy odpowiedzieć na pytanie o stan rozliczeń związanych z jego funkcjonowaniem. Przede wszystkim zaś musimy odpowiedzieć na pytanie, czy istnieją wciąż nieruchomości, które zostały upaństwowione na podstawie ustawy z 1950 r. i do dziś nie zostały zwrócone. Jeśli tak, nie można twierdzić, że ustały już racje istnienia Funduszu Kościelnego. Tymczasem z badań przeprowadzonych przez ks. prof. Walencika, z którymi – według mojej wiedzy – nikt nie podjął merytorycznej polemiki, wynika, że w roku 2012 podstawę funkcjonowania Funduszu Kościelnego w stosunku do Kościoła katolickiego wciąż stanowiły nieruchomości o areale przekraczającym 60 tys. ha. Całkowicie się z nim zgadzam, że póki państwo pełni rolę swego rodzaju powiernika tych nieruchomości, „póty musi istnieć albo Fundusz Kościelny, albo inne rozwiązanie go zastępujące”. Jak sądzę, dopiero po dokonaniu „bilansu zamknięcia” Funduszu Kościelnego i wyciągnięcia z niego stosownych wniosków możemy przejść do uczciwej rozmowy o tym, czy lepiej nadal ten fundusz utrzymywać, czy też właściwsze z punktu widzenia konstytucyjnego byłoby znalezienie rozwiązań alternatywnych.

Na szukanie takich rozwiązań Kościół katolicki nie jest zamknięty. Dowodzi tego zarówno brzmienie art. 22 Konkordatu, jak i fakt przystąpienia do negocjacji, które w 2012 r. zostały zainicjowane projektem przygotowanym przez zespół kierowany przez ówczesnego Ministra Administracji i Cyfryzacji, Michała Boniego. Osobiście uważam, że dość łatwo można sobie wyobrazić rozwiązania o podobnej efektywności, które jednak lepiej niż Fundusz Kościelny będą się wpisywać w przyjęty w obowiązującej Konstytucji model relacji Państwo – Kościół. Jednak – powtórzę – w tej sprawie prawodawca nie może się zachowywać w sposób ignorujący uwarunkowania historyczne, zwłaszcza że mają one również wymiar prawny. Powstałe w przeszłości zobowiązania nie mogą być potraktowane jako niebyłe tylko dlatego, że tak dla niektórych byłoby wygodniej.

Jakie mogłyby być te rozwiązania alternatywne?

- Poszukując ich, z natury rzeczy zwracamy uwagę na rozwiązania obowiązujące w innych państwach europejskich. Najbardziej inspirujące wydają się być modele oparte na tzw. asygnacie podatkowej, które są wykorzystywane w takich państwach, jak Hiszpania, Włochy czy Węgry. Podkreślę raz jeszcze, że chodzi tu o instytucję prawną, której w żadnym razie nie można utożsamiać z podatkiem kościelnym (choćby w wydaniu niemieckim).

O ile podatek kościelny jest daniną obowiązkową i dodatkową, powiązaną z przynależnością wyznaniową, a jego uiszczanie wiąże się ze wzrostem obciążeń daninowych podatnika, o tyle asygnata podatkowa jest całkowicie uzależniona od woli podatnika, a decyzja podjęta przez niego w sprawie skorzystania z tego rozwiązania zupełnie nie wpływa na wysokość jego obciążeń podatkowych.

W przypadku tzw. asygnaty podatkowej chodzi więc o rozwiązanie, którego istotę – przy zachowaniu świadomości różnic istniejących pomiędzy przepisami obowiązującymi w wymienionych państwach – można tłumaczyć odwołując się do polskiego mechanizmu wpłat 1,5% na rzecz organizacji pożytku publicznego. I tak np. w Hiszpanii podatnik podatku dochodowego od osób fizycznych decyduje o przeznaczeniu 0,7% płaconej przez siebie daniny. Może tę kwotę przeznaczyć Kościołowi katolickiemu lub państwu. Na Węgrzech w ramach tego rozwiązania do dyspozycji podatnika oddano 1% podatku, który może on przekazać wybranemu przez siebie związkowi wyznaniowemu.

W moim przekonaniu szczególnie warte uwagi z polskiej perspektywy są natomiast rozwiązania obowiązujące we Włoszech. Do dyspozycji podatników podatku dochodowego od osób fizycznych oddano tam 0,8% wpływów z tej daniny. Każdy podatnik w swym zeznaniu podatkowym, zaznaczając odpowiednią rubrykę, ma prawo zdecydowania o przekazaniu części tego podatku na rzecz bądź to Kościoła katolickiego, bądź jedenastu innych związków wyznaniowych, bądź na nadzwyczajne działania podejmowane przez państwo w celu zwalczania głodu na świecie, usuwania skutków katastrof naturalnych, pomocy uchodźcom, zabezpieczenia dóbr kultury czy też wyposażenia budynków szkolnych w systemy antysejsmiczne i energooszczędne.

Można też – bez jakichkolwiek negatywnych dla podatnika skutków – nie zaznaczyć żadnej rubryki. Istotne jest przy tym, że we Włoszech podatnik korzystający z instytucji otto per mille (0,8%) nie decyduje o takiej części własnego podatku, lecz na zasadzie swego rodzaju plebiscytu oddaje głos na rzecz jednego z wymienionych wyżej podmiotów (dwanaście związków wyznaniowych i państwo). Obliczając wszystkie oddane „głosy” ustala się następnie proporcje, zgodnie z którymi podzielona ma być suma równa 0,8% ogółu wpływów z podatku dochodowego od osób fizycznych. Pieniądze te są następnie – w proporcjach wynikających z decyzji podatników – przekazywane Kościołowi katolickiemu lub innym wspólnotom religijnym, albo też państwu – na realizację wskazanych wyżej celów. Dodajmy, że asygnata podatkowa na kościoły i inne związki wyznaniowe w żaden sposób nie koliduje we Włoszech z podobnymi rozwiązaniami odnoszącymi się do organizacji pożytku publicznego. Podatnik może im przekazać 0,5% płaconego podatku, mając ponadto prawo do przekazania kolejnych 0,2% podatku na wybraną partię polityczną.

Nie uważam oczywiście, aby włoskie rozwiązania można było mechanicznie przeszczepić na grunt polski. Bez wątpienia wymagałyby one stosownych korekt, wynikających chociażby z obowiązującej w Polsce zasady równouprawnienia kościołów i innych związków wyznaniowych (art. 25 ust. 1 Konstytucji RP). Jednak przyjęcie, że podatnik nie decyduje o określonej części własnego podatku, lecz przez udział w swego rodzaju głosowaniu uczestniczy w podejmowaniu decyzji o podziale określonej części wpływów podatkowych, pozwalałoby na zniwelowanie negatywnych skutków faktu, że w Polsce nie wszyscy osiągający dochody płacą podatek dochodowy w formie umożliwiającej przekazanie komukolwiek części własnego podatku (dziś choćby w formie wpłat na 1,5% na o.p.p.).

Podatku dochodowego nie płacą choćby rolnicy uiszczający podatek rolny. Ze względu na zbyt małą wysokość otrzymywanych świadczeń (a w konsekwencji – zwolnienie osiąganych dochodów od podatku), części własnego podatku nie mogłaby też przekazać większość emerytów i rencistów. Założenie, że przyjęty mechanizm finansowego wspierania kościołów i innych związków wyznaniowych od początku wykluczałby całe duże grupy polskich obywateli, musiałby jednak być uznany za społecznie niesprawiedliwy. Bez wątpienia tak nie powinno być w przypadku asygnaty podatkowej przekazywanej na rzecz Kościołów. Wykorzystując jako punkt wyjścia model włoski, wyobrażam sobie dopuszczenie do udziału w głosowaniu na temat podziału kwoty stanowiącej określoną część wpływów z podatku dochodowego również osób, które tego podatku nie płacą, bo np. płacą podatek rolny lub jako emeryci nie uzyskują dochodów przewyższających kwotę wolną od opodatkowania. Przecież do wyrażenia preferencji obywateli w tej sprawie wcale nie trzeba wykorzystywać deklaracji podatkowej. Można choćby stworzyć osobne narzędzie teleinformatyczne, które służyłoby temu celowi.

Możemy zresztą pójść jeszcze krok dalej i wyobrazić sobie całkowite oderwanie nowych rozwiązań od podatku dochodowego od osób fizycznych. Obecny Fundusz Kościelny – po dokonaniu odpowiednich rozliczeń, a więc po ustaleniu jego właściwej wysokości wynikającej z obowiązujących przepisów – można byłoby wyrazić np. jako wielokrotność kwoty minimalnego wynagrodzenia (za odwołaniem się do tej kategorii przemawiałby fakt, że w większości przypadków składki ubezpieczeniowe płacone za osoby duchowne obliczane są właśnie od podstawy wymiaru równej minimalnemu wynagrodzeniu), tworząc na przykład Fundusz promocji wolności myśli, sumienia i religii. Fundusz ten można byłoby z kolei oddać do dyspozycji obywateli, którzy w corocznym głosowaniu – przez oddanie głosu na jeden z uprawnionych podmiotów – decydowaliby o jego podziale.

Zdaję sobie sprawę z tego, że rozwiązanie to może się wydawać egzotyczne. Proszę jednak zwrócić uwagę, że podobnie egzotycznie prezentowały się pomysły na stworzenie na poziomie samorządów tzw. budżetów obywatelskich, a obecnie jako społeczeństwo jesteśmy coraz bardziej przekonani do tego rozwiązania jako zwiększającego faktyczny udział obywateli w podejmowaniu decyzji istotnych dla życia publicznego. Przyjęcie takiego rozwiązania byłoby zresztą zgodne z deklaracjami promotorów zmian w przepisach dotyczących Funduszu Kościelnego. Twierdzili wszak oni, że chodzi o to, aby głos w tej sprawie oddać obywatelom. Wydaje się, że zastosowanie mechanizmów właściwych demokracji bezpośredniej jest najlepszym sposobem realizacji tej idei. W ten sposób udałoby się ponadto uniezależnić opracowywane rozwiązanie od ciągłych przecież zmian, jakich dokonuje się w podatku dochodowym od osób fizycznych i systemie podatkowym in genere. Jedna rzecz wydaje mi się przy tym szczególnie istotna: nieuczciwe byłoby stworzenie systemu, z którego od początku wykluczone byłyby całe duże grupy obywateli. Projektowany system powinien być należycie inkluzywny.

Pozostaje kwestia procedur. W publicznej dyskusji powraca kwestia znaczenia pkt 6 deklaracji interpretacyjnej do Konkordatu, przyjętej przez rząd w 1997 r. Wyrażono w niej przekonanie, że przed uregulowaniem kwestii finansowych i podatkowych kościelnych osób prawnych i osób duchownych władze państwowe są zobowiązane jedynie do zapoznania się z opinią strony kościelnej. Nie ma tam mowy o obowiązku zawarcia w tej sprawie żadnej umowy z Kościołem.

- Jest prawdą, że 15 kwietnia 1997 r. ówczesny rząd, kierowany przez Włodzimierza Cimoszewicza, przyjął deklarację – jak głosi jej tytuł – „w sprawie jasnej wykładni przepisów Konkordatu między Stolicą Apostolską a Rzecząpospolitą Polską, podpisanego w Warszawie w dniu 28 lipca 1993 r.” W styczniu 1998 r. została ona opublikowana w „Monitorze Polskim” jako jednostronna deklaracja rządowa. Prawdą jest również, że znajduje się w niej fragment o następującym brzmieniu: „Konkordat uznaje określone ustawodawstwem polskim kompetencje organów państwowych do regulowania kwestii finansowych i podatkowych kościelnych osób prawnych i fizycznych. W tym celu strona państwowa zapozna się z opinią strony kościelnej w łonie odpowiedniej Komisji, o której mowa w artykule 22 ust. 2 i 3”. Powiedzmy jednak od razu rzecz oczywistą: omawiana deklaracja nie jest ani jedynym, ani najważniejszym dokumentem odnoszącym się do problematyki zmian przepisów dotyczących spraw finansowych instytucji kościelnych i duchowieństwa. Nie jest zresztą w ogóle źródłem prawa w rozumieniu polskiej Konstytucji, choć nie zamierzam twierdzić, że z prawnego punktu widzenia jest całkowicie nieważna.

Wyjaśniając jej znaczenie należy się odwołać do Konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów z 1969 r. Traktuje ona tego typu dokumenty w kategoriach tzw. kontekstu umowy międzynarodowej, nakazując wzięcie ich pod uwagę w procesie interpretacji samej umowy. Nie przyznaje im jednak bynajmniej waloru rozstrzygającego. Wraz z tak rozumianym kontekstem nakazuje brać pod uwagę również chociażby „każdą późniejszą praktykę stosowania traktatu, ustanawiającą porozumienie stron co do jego interpretacji”, a przede wszystkim nakazuje interpretować umowę „w dobrej wierze, zgodnie ze zwykłym znaczeniem, jakie należy przypisać użytym w nim wyrazom”.

Tymczasem w Konkordacie czytamy: „Przyjmując za punkt wyjścia w sprawach finansowych instytucji i dóbr kościelnych oraz duchowieństwa obowiązujące ustawodawstwo polskie i przepisy kościelne Układające się Strony stworzą specjalną komisję, która zajmie się koniecznymi zmianami” (art. 22 ust. 2) oraz „Sprawy wymagające nowych lub dodatkowych rozwiązań będą regulowane na drodze nowych umów między Układającymi się Stronami albo uzgodnień między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej i Konferencją Episkopatu Polski upoważnioną do tego przez Stolicę Apostolską” (art. 27). Kwestię interpretacji tych postanowień w dobrej wierze i zgodnie ze zwykłym znaczeniem użytych wyrazów pozostawiam czytelnikom. Na kilka rzeczy chciałbym jednak zwrócić uwagę.

Po pierwsze chciałbym przypomnieć, że gdy w 2012 r. podejmowano prace nad zmianami w przepisach dotyczących finansowania Kościoła katolickiego i innych związków wyznaniowych, to jednym z pierwszych uzgodnień, jakie przyjęli przedstawiciele rządu i Kościoła katolickiego było ustalenie, że ich prace mają zmierzać do zawarcia umowy legitymizującej nowe rozwiązania ustawowe. Obie strony ustanowiły wówczas w ramach Komisji Konkordatowych specjalne zespoły do realizacji tego zadania (ze strony rządu – Zespół ds. Finansów, a ze strony Kościoła – Zespół ds. Realizacji art. 22 Konkordatu). Trudno tego nie uważać za wyraz przyjmowanej interpretacji postanowień Konkordatu. Po drugie należy mieć świadomość, że przyjęcie takiego właśnie sposobu postępowania w odniesieniu do prac nad zmianami w przepisach dotyczących kościelnych spraw majątkowych i finansowych nie jest niczym wyjątkowym w przypadku realizacji postanowień konkordatowych. Wystarczy przypomnieć sposób realizacji odnoszących się do tego postanowień włoskiego Konkordatu z 1984 r. Tam również – zgodnie z postanowieniem konkordatowym – najpierw ustanowiono parytetową komisję złożoną z przedstawicieli strony rządowej i strony kościelnej. Opracowała ona obszerny protokół, w którym zawarto proponowane zmiany. Protokół ten (po wprowadzeniu do niego na ostatnim etapie nielicznych zmian) został następnie zaaprobowany przez strony Konkordatu, stając się nie tylko prawem państwowym, ale i kanonicznym prawem partykularnym.

Na koniec chciałbym się odnieść do kwestii moim zdaniem zasadniczej. Mówiąc o kwestiach proceduralnych do tej pory w ogóle nie wspomnieliśmy o polskiej Konstytucji. Tymczasem zawiera ona przepisy, z których nie tylko doktryna, ale i Trybunał Konstytucyjny, wyprowadzają zasadę konsensualnej regulacji stosunków między państwem a kościołami i innymi związkami wyznaniowymi (innymi słowy: zasadę bilateralności czy układowości).

Zgodnie z tymi przepisami „stosunki między Rzecząpospolitą Polską a Kościołem Katolickim określają umowa międzynarodowa zawarta ze Stolicą Apostolską i ustawy”, natomiast „stosunki między Rzecząpospolitą Polską a innymi kościołami oraz związkami wyznaniowymi określają ustawy uchwalone na podstawie umów zawartych przez Radę Ministrów z ich właściwymi przedstawicielami” (art. 25 ust. 4-5). Jak na to trafnie zwracał uwagę Trybunał Konstytucyjny, rozpatrując wniosek przedstawiony mu przez Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny, „nie podlega […] dyskusji, że Konstytucja uregulowała status wspólnot religijnych w sposób szczególny, różny od innych podmiotów prawa, ustanawiając specyficzne gwarancje ich praw. Do istotnych elementów tego statusu należy zasada stanowienia regulacji prawnych dotyczących tych wspólnot w drodze dwustronnej”. Pokreślono przy tym – dostrzegając różnicę w sformułowaniach użytych w art. 25 ust. 4 i ust. 5 – że „wymóg wcześniejszej umowy między Radą Ministrów a przedstawicielami kościoła stosuje się również do uchwalania ustaw regulujących stosunek Państwa do Kościoła Katolickiego” (wyrok z 2 kwietnia 2003 r., K 13/02).

Zwróćmy teraz uwagę na daty. Jak wiadomo, Konstytucja RP została uchwalona w dniu 2 kwietnia 1997 r. Podkreślę ponownie, że wyraźnie wskazuje ona na umowę międzynarodową zawartą ze Stolicą Apostolską (i zgodne z nią ustawy) jako na właściwy sposób normowania spraw z zakresu wzajemnych stosunków między Rzecząpospolitą Polską i Kościołem katolickim. W czasie uchwalania Konstytucji ta umowa była doskonale znana, wraz z jej artykułami 22 i 27. Czekała bowiem od kilku już lat na ratyfikację, będąc przedmiotem ożywionej dyskusji publicznej. Widziana w tym kontekście rządowa deklaracja interpretacyjna z 15 kwietnia 1997 r. jawi się po prostu jako próba zmiany wymowy przepisów konstytucyjnych.

Zwróćmy zresztą uwagę, że w przeszłości zdarzyło się już, że to właśnie Rada Ministrów (kierowana wówczas również przez Donalda Tuska) wystąpiła o zawarcie umowy poprzedzającej uchwalenie ustawy ewidentnie dotyczącej spraw finansowych instytucji kościelnej. Myślę o ustawie z dnia 13 maja 2011 r. o finansowaniu Prawosławnego Seminarium Duchownego w Warszawie z budżetu państwa. Z jej projektem wystąpiła grupa posłów. Wyrażając wobec niego swoje stanowisko, Rada Ministrów zwróciła wówczas uwagę, że „wprowadzenie projektowanej regulacji powinno być poprzedzone zawarciem umowy pomiędzy Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Świętym Soborem Biskupów Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego”. Taka umowa rzeczywiście została zawarta w dniu 6 kwietnia 2011 r. Zakładam, że rozumienie wzajemnych stosunków jest takie same w przypadku Kościoła katolickiego i innych związków wyznaniowych. Istota rzeczy nie polega zresztą – jak sądzę – na jałowym roztrząsaniu, czy sprawy finansowe i majątkowe instytucji kościelnych i duchowieństwa wchodzą w zakres stosunków między państwem a związkami wyznaniowymi. Dużo bardziej sensowne byłoby pytanie, które sprawy finansowe i majątkowe instytucji kościelnych i duchowieństwa w ten zakres wchodzą. Nie rozwijając w tym miejscu rozważań na ten temat zwrócę jedynie uwagę, że przy uczciwym podejściu do sprawy nie da się stwierdzić, że na wzajemne stosunki nie składają się sprawy wzajemnych rozliczeń, a tego przecież dotyczy kwestia dalszego istnienia Funduszu Kościelnego.

We Włoszech wprowadzenie asygnaty podatkowej „otto per mille”, zainspirowało przeprowadzenie generalnej reformy wewnętrznych finansów Kościoła. Czy w Polsce możemy czegoś podobnego oczekiwać?

- To zależy od głębokości zmian, jakie zostaną wprowadzone w odniesieniu do tego elementu, jakim dziś jest Fundusz Kościelny. Zmiany we Włoszech rzeczywiście były radykalne. Zniesiono stosowany do tej pory system beneficjalny oraz towarzyszące mu państwowe dodatki uzupełniające. Równocześnie ustanowiono nowe mechanizmy prawno-podatkowe, takie jak otto per mille czy możliwość odliczania od podstawy opodatkowania darowizn na cele kościelne. Ustanowiono też oryginalny i obowiązujący do dziś system utrzymania katolickiego duchowieństwa, znosząc tym samym istniejące poprzednio poważne różnice w sytuacji ekonomicznej duchowieństwa. Sądzę, że poważna dyskusja na związane z tym tematy nie ominie nas również w Polsce. Ten ważny temat zasługuje jednak na osobne potraktowanie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co zamiast Funduszu Kościelnego? Ks. prof. Piotr Stanisz wyjaśnia [WYWIAD]
Komentarze (3)
DE
~Droga Ewakuacyjna
28 lutego 2024, 22:05
Zamiast funduszu kościelnego zakasujemy rękawy i bierzemy się do uczciwej pracy
GG
~gość gość
28 lutego 2024, 16:57
"nieruchomości ziemskich należących do związków wyznaniowych (w tym przede wszystkim do Kościoła katolickiego". skąd kościół katolicki miał te nieruchomości i to w takiej ilości, że państwo "aby załagodzić sytuację" wypłacało miliony przez kilkadziesiąt lat i nadal jest winne kościołowi krocie. komu te majątki miały służyć, chyba ni9e wiernym wyznawcom kk.
TT
~Tok Tik
28 lutego 2024, 16:15
Nic tak nie uszlachetnia człowieka jak życie z uczciwej pracy.