"Czy pozwalam Bogu, aby mnie kochał?"
Do refleksji nad pasterkowym pytaniem papieża Franciszka zachęcał 27 grudnia u kapucynów w Mogilnie abp Wojciech Polak.
Jak przyznał, odpowiedź wcale nie jest prosta, bo niełatwo nam przychodzi Bogu na tę miłość pozwolić, a jeszcze trudniej nam ją wobec innych naśladować.
Metropolita gnieźnieński przewodniczył w pobenedyktyńskim opactwie w Mogilnie Mszy św. odpustowej ku czci św. Jana Apostoła, patrona klasztornego kościoła. Jak zauważył, pierwszym skojarzeniem związanym z osobą i nauczaniem umiłowanego ucznia Jezusa jest właśnie miłość, co w bliskości Bożego Narodzenia ma szczególny wydźwięk, bowiem Boże Narodzenie to objawienie się Bożej miłości i jednocześnie kolejna szansą, by w tę miłość uwierzyć.
"Czy pozwalam Bogu, aby mnie kochał?" - powtórzył za papieżem Franciszkiem abp Polak, dodając jednocześnie, że odpowiedź na tak postawione pytanie wydaje się na pierwszy rzut oka niezwykle prosta, bo cóż trudnego, aby pozwolić Bogu, aby mnie kochał? Cóż trudnego, aby dać się Jego miłości ogarnąć? Cóż trudnego, by we mnie zaistniała Jego miłość? Tymczasem pierwsza trudność polega na tym, nie zawsze łatwo nam uwierzyć, że wszystko, co Bóg czyni, czyni z miłości i z miłością.
"Mamy wrażenie, że gdyby Bóg nas tak naprawdę kochał, inaczej kierowałby naszym życiem - tłumaczył hierarcha. - Gdyby nas naprawdę kochał, oszczędziłby nam doświadczeń. Gdyby nas kochał, inaczej potoczyłyby się nasze losy czy losy naszych bliskich.
Nie łatwo więc uwierzyć w miłość i niełatwo zrozumieć, że jest miłość, autentyczna miłość. Dobrze przecież pamiętamy nasze ludzkie zawody i rozczarowania. Trzymają nas one niejako na uwięzi i przestrzegają przed zbytnią ufnością" - stwierdził abp Polak.
Przyznał również, że aby rozpoznać miłość Boga, pozwolić Mu, aby nas kochał, potrzeba otwarcia się na znaki Bożej Opatrzności i łaski wiary. Dopiero w ich świetle można dostrzec nie tylko to, że Bóg jest miłością, ale także, że nas miłością obdarzył i dać odpowiedź słowami św. Jana Apostoła: "miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga (…) bo jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować".
Tegoroczne uroczystości odpustowe w zabytkowym pobenedyktyńskim klasztorze w Mogilnie były pierwszymi obchodzonymi z udziałem Braci Mniejszych Kapucynów prowincji warszawskiej, którzy od początku 2014 roku mieszkają i duszpasterzują w opactwie. To jedyna placówka w archidiecezji gnieźnieńskiej, w której posługują zakonnicy z tego zakonu.
Samo opactwo liczy sobie dziesięć wieków. Jego początki sięgają XI wieku, kiedy na ziemie mogileńską przybyli benedyktyni i założyli tu swój klasztor oraz wybudowali kościół. Opactwo cieszyło się przychylnością władców Polski i odegrało ogromną rolę w chrystianizacji Mazowsza i Pomorza. Również później było znaczącym ośrodkiem religijnym i gospodarczym.
Podczas zaborów Prusacy dokonali kasaty opactwa, a klasztor uległ dewastacji. Budynki przejęły komitety szkół katolickich i ewangelickich. Od 1880 roku klasztor pełnił funkcję szpitala, w latach międzywojennych znajdowała się w nim Szkoła Wydziałowa i przytułek dla starszych kobiet, a w czasie II wojny światowej przetrzymywano tam najpierw angielskich jeńców, potem kobiety pochodzenia żydowskiego, aż wreszcie klasztor zamieniono na szpital polowy dla żołnierzy niemieckich. Po ustaniu działań wojennych pierwsze nabożeństwo odprawiono w kościele 20 lutego 1945 roku.
Do 1994 roku większa część zabudowań klasztornych była w administracji państwa polskiego. Od 1998 roku z inicjatywy abp. Henryka Muszyńskiego powstało w klasztorze Europejskie Centrum Spotkań "Wojciech- Adalbert". Ciekawostką jest, że w mogileńskim klasztorze, a konkretnie na klasztornym wirydarzu kręcono część scen do filmu Andrzeja Seweryna "Kto nigdy nie żył".
Skomentuj artykuł