Dwugłos polskich europosłów na temat gender

(fot. notarim / Foter.com / CC BY)
KAI / mh

O blaskach i cieniach zjawiska gender w łonie Unii Europejskiej mówi KAI dwoje polskich deputowanych do Parlamentu Europejskiego. Szczególną okazją do przeprowadzenia tej małej ankiety były niedawny list Episkopatu na niedzielę Świętej Rodziny na ten temat i towarzysząca temu późniejsza medialna nagonka na krytyków gender. Oto co powiedzieli na ten temat Danuta Hübner z Platformy Obywatelskiej i Ryszard Czarnecki z Prawa i Sprawiedliwości.

KAI: Czy Państwa zdaniem gender" to tylko kolejna dyscyplina naukowa czy może także ideologia, jak to postrzega Kościół?

Danuta Hübner (DH): Studia nad gender (płcią kulturową) są nowatorskim, interdyscyplinarnym obszarem badawczym, a więc tym samym nauką, uprawianą przez placówki naukowe na całym świecie. Badania te, w ramach wspólnoty badawczej, podlegają tzw. peer review [przeglądowi] i zasadzie ich sprawdzalności, co jest koniecznym wymogiem uznania danej dyscypliny za naukę.

Badania prowadzone są w wymiarze samodzielnych tzw. "gender studies", ale znajdują też swoje odzwierciedlenie w wielu dziedzinach poza tym obszarem, np. w socjologii, filozofii, historii, psychologii, kulturoznawstwie, antropologii, nauce o gatunkach literackich, historii sztuki, ekonomii, prawie, a nawet archeologii i wielu innych. W praktyce nie ma dyscypliny naukowej, która nie zajmowałaby się zagadnieniami gender z punktu widzenia życia społecznego i wzorców kulturowych.

Wiele dyscyplin naukowych, na swoich obrzeżach podlegać może ideologizacji, dlatego może to też dotyczyć pewnych obszarów związanych z gender, niemniej usytuowanie akademickie tej nauki w dużym stopniu ogranicza tego typu nadużycia. Jeżeli gender jest upraszczany, to raczej w publicystyce niż nauce.

Ryszard Czarnecki (RCz): "Widać, słychać i czuć" - mówiąc słowami popularnego przeboju - że jest to ideologia, a nie żadna tam dyscyplina naukowa, a jeśli już, to raczej "paranaukowa". Słuchając wypowiedzi w mediach rzeczników gender, odbieram ich jako ideologów, żeby nie powiedzieć fanatyków, a nie naukowców z chłodnym, racjonalnym oglądem stanu rzeczy. Jeśli nawet zdarzają się zwolennicy gender z tytułami naukowymi, to zachowują się tak, jakby byli wyznawcami sekty, do tego ideologicznie zaprogramowanymi, a nie pracownikami naukowymi.

KAI: Jakie są pozytywne a jakie negatywne konsekwencje gender jako nauki bądź ideologii?

DH: Pozytywne skutki studiów nad problematyką gender są oczywiste: zwrócenie uwagi na zaniedbany przez wiele wieków obszar badawczy, zaangażowanie środowisk kobiecych w odkrywanie zapomnianych kart przeszłości, a także zwrócenie uwagi na duży wpływ wzorców kulturowych na nasze zachowania społeczne.

Jeżeli są jakieś elementy ideologiczne na obrzeżach, jak wspomniałam powyżej, to są one czymś wynikającym bezpośrednio nie z nauki jako takiej, ale z jej wypaczenia.

RCz: Nie widzę żadnych pozytywnych konsekwencji owej gender. Nauką to to nie jest, ideologią - owszem, ale jakąś taką dziwaczną, a do tego dość nachalnie, żeby nie powiedzieć "na chama", propagowaną

KAI: Dlaczego i na podstawie jakich praw wspólnotowych gender staje się oficjalną doktryną UE, której przestrzeganie jest wymagane przy finansowaniu przez UE jakichkolwiek projektów?

DH: Polityka równości płci jest jednym z wyznaczników priorytetów Unii Europejskiej, wyrażającym się przez tzw. "gender mainstreaming", czyli wprowadzania elementów równości płci do różnych polityk finansowanych przez Unię. Do tego odnoszą się europejskie programy operacyjne i nowy program ramowy Horyzont 2020. Gender nie jest natomiast "oficjalną doktryną UE". Jest narzędziem do stanowienia prawa niedyskryminującego wobec obywatelek i obywateli UE, niezależnie od kraju, w którym mieszkają. Jest też zasadą tzw. dobrych praktyk unijnych, aby wymiar równościowy był obecny w całej przestrzeni społecznej Unii, w działaniach pro-rozwojowych i edukacyjnych, jako jeden z elementów wpływających również na wydajność i konkurencyjność gospodarczą Unii.

RCz: Nie ma żadnych podstaw prawnych do tego, aby gender stała się "oficjalną doktryną UE" lub elementem składowym tejże. Należy mówić raczej o praktyce i o skuteczności funkcjonowania lobby (czy lobbies), które szantażem medialnym czy "poprawnością polityczną" wymusiły na instytucjach unijnych stawianie wyraźnie ideologicznych warunków odbiorcom unijnych pieniędzy. Owi beneficjenci, obojętnie czy w samej Europie czy np. w Afryce, muszą tak "modelować" swoje projekty, aby były one "po linii i na bazie" Postępu i Obyczajowej Rewolucji. Ale oczywiście nie jest to acquis communautaire, czyli prawo wspólnotowe, ale praktyka stosowana "prawem kaduka".

KAI: Czy więc UE ma prawo próbować narzucać taką ideologię państwom członkowskim?

DH: UE nie narzuca żadnej ideologii gender państwom członkowskim. W toku długiej praktyki współpracy i współdziałania państwa członkowskie, na różnych szczeblach, od lokalnego do międzynarodowego, doszły do wniosku, że popieranie równości płci jest w ich interesie jako zbiorowości społecznej i w interesie Unii jako organizacji starającej się wykorzystać cały potencjał ludzki, niezależnie od płci, wieku czy statusu edukacyjnego.

Warto też przypomnieć, że Artykuł 33. Konstytucji RP wyraźnie stwierdza, że "kobiety i mężczyźni mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym. Mają też równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego, (...) do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń". Dlatego też polityka równości nie jest jakimś europejskim wymysłem, ale ma zakorzenienie w polskim prawie, jak też w polskim etosie współżycia zbiorowego w państwie praworządnym.

RCz: Unia Europejska nie powstała jako twór ideologiczny - skądinąd budowana była i kierowana początkowo przez chrześcijańskich demokratów… Nie ma ona żadnego prawa ani żadnej formalnej podstawy, by narzucać jakąkolwiek formalną ideologię jakiemukolwiek krajowi członkowskiemu UE. Jeżeli jest to czynione w imieniu Unii lub - jak często się zdarza - za jej pieniądze, jest to absolutne nadużycie. Nie jest to zgodne nie tylko z literą, ale i z duchem Wspólnot Europejskich. UE nie może mieć twarzy gender także dlatego, że euronegatywizm byłby dzięki temu jeszcze większy, a autorytet instytucji unijnych - i tak już mały - sięgnąłby zapewne bruku albo i dna. Poza tym nie wynika to z żadnych traktatów europejskich, a to one są ramami, w których UE funkcjonuje.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dwugłos polskich europosłów na temat gender
Komentarze (1)
jazmig jazmig
18 stycznia 2014, 13:02
Niedawno objawił się "naukowiec" gender, niejaki dr Duda. On sam wyraźnie powiedział, że ich "badania" podlegają na wczuwaniu się w role, które sobie wydumają. Badania polegają na tym, że stwierdza się jakieś fakty, zdarzenia itp. i bada się ich przyczyny oraz skutki. Jeżeli kogoś boli ząb, to nie wczuwamy się w przeżyca osoby, którą ten ząb boli, ale identyfikujemy przyczyny tegto bólu i staramy się ją usunąć. Nie ma płci kulturowej ani społecznej, bo płeć to zjawisko biologiczne, jest to cecha konkretnego osobnika i nic więcej. Istnieją natomiast społeczne i kulturowe role mężczyzn oraz kobiet w danej kulturze i cywilizacji, a badaniem tych zjawisk zajmuje się etnografia oraz socjologia. Jak widać, gender nie ma nic wspólnego z nauką, jest to bełkot ideologiczny i nic więcej.