EDK w Norwegii: Forsowna trasa i radość w duszy
"Pewnego dnia Piotr zaczął opowiadać o tym, że jak był w Polsce, to widział ludzi, którzy przez całą noc idą kilkadziesiąt kilometrów i rozważają drogę krzyżową. Rzucił hasło, żeby to zrobić, ja podchwyciłem i tak się zaczęło" - wspomina Robert, Polak mieszkający w Norwegii.
Robert przyjechał do Stavanger w Norwegii szesnaście lat temu. Do dziś mieszka tam i pracuje, podobnie jak siedem tysięcy innych Polaków, którzy wspólnie z nim stanowią prawie połowę wszystkich parafian. Są aktywni i poszukujący, dlatego potraktowali Ekstremalną Drogę Krzyżową jako sposób na pogłębienie swojej wiary.
Forsowna trasa i radość w duszy
"Pewnego dnia Piotr zaczął opowiadać o tym, że jak był w Polsce, to widział ludzi, którzy przez całą noc idą kilkadziesiąt kilometrów i rozważają drogę krzyżową. Rzucił hasło, żeby to zrobić, ja podchwyciłem i tak się zaczęło" wspomina Robert. Pytany o liczbę uczestników nie potrafi odpowiedzieć, bo z racji pandemii w ubiegłym roku EDK oficjalnie odwołano i wstrzymano zapisy na stronie internetowej. "Patrząc po zdjęciach, które ludzie wrzucali na naszą grupę oraz po rozmowach sądzę, że było nas kilkadziesiąt osób" próbuje sprecyzować.
U tych, którzy poszli, widać było coś na wzór euforii - byli podekscytowani tym, że udało się zmobilizować, że pokonali swoją słabość, że sprostali wyzwaniu. "To duży wysiłek dla większości osób, ale daje możliwość okazania Bogu miłości do Niego i pokutowania za grzechy. W zeszłym roku po EDK dochodziłem do siebie przez cały dzień po forsownej trasie, ale miałem radość w duszy, polecam!" - dzieli się Tomasz.
Lokalny urok: bardzo zmienna pogoda
Okolice Stavanger dają w zasadzie nieograniczone możliwości, gdy idzie o planowanie trasy. Ta ubiegłoroczna liczyła 31 kilometrów i krążyła pomiędzy czteroma jeziorami. Kluczowe było, by zaczynała się i kończyła w tym samym punkcie, ponieważ na transport publiczny czy inną możliwość powrotu nie ma co liczyć. W tym roku postanowiono wprowadzić zmiany kierując się zasadą: mniej asfaltów, więcej szutrów i bliżej natury. Dla uczestników prawdziwym wyzwaniem jest sztormowa pogoda. W tamtym rejonie świata deszcz i wilgoć potrafią być wyjątkowo dokuczliwe, o wiele bardziej aniżeli śnieg czy niskie temperatury.
Trud drogi zaprasza do wejścia w siebie. Do tego mnogość obostrzeń z powodu koronawirusa, cierpienie chorych na covid, niepokój bliskich czy utrudnione kontakty międzyludzkie i izolacja skłaniają do przemyśleń. "Kiedy kościoły zostały zamknięte, Ekstremalna Droga Krzyżowa pozwoliła mi na zbliżenie i większe zjednoczenie z cierpiącym Zbawicielem. Rozważanie Jego Męki, połączone z cichą modlitwą różańcową między stacjami, uświadomiło mi osamotnienie Pana Jezusa w zamkniętych kościołach i wzbudziło chęć wynagrodzenia tej samotności. To doprowadziło mnie do tego, że dziś praktykuję Godzinę Świętą w każdy czwartek" - mówi Marcin.
Na trasie św. Svithuna organizatorzy postanowili krzyżami oznakować sugerowane lokalizacje kolejnych stacji. Robert wspomina, że Norwegowie patrzyli na to z zaciekawieniem. I chociaż w Norwegii takie dni jak Wielki Czwartek i Wielki Piątek są wolne od pracy, to ma poczucie, że w tym kraju "chrześcijaństwo to trochę już jak jakieś takie prehistoryczne wierzenia". Podobnie jak inni Polacy, swoich norweskich znajomych protestantów informuje o takim wydarzeniu jak EDK i zaprasza do udziału, chociaż twierdzi, że na ile ich zna, to nie pójdą.
Ks. Marek Gubernat/EDK
Skomentuj artykuł