Głośne, roszczeniowe, domagające się swoich praw?

Fot. Laura Chouette / Unsplash

Skąd się bierze dziwne pokolenie obecnych nastolatków, tych ponoć niestabilnych płatków śniegu, pokazywane najczęściej tylko z wierzchu jako głośne, roszczeniowe, krzyczące o swoje prawa? Czemu te prawa są dla nich aż tak ważne, że uczniowie potrafią długo i dogłębnie studiować ustawy i statuty, byle tylko udowodnić, że nauczyciele nie dają im tego, co powinni?

Gdy szukam pierwszych oznak, myślę, że niechlubnymi jaskółkami były nasze pionierskie, niestarzejące się gwiazdy telewizji. Wieczni chłopcy i wieczne dziewczęta w wieku dojrzałym, których za kontrowersyjną wyrazistość i nastoletni luz pokochała (prawie) cała Polska, niezależnie od tego, na ile to wszystko było reżyserowane. Ludzie wyrażający na wizji swoje zdanie nawet wtedy, kiedy wymagało to dokonania aktu destrukcji. Albo zwłaszcza wtedy.

Pokolenie, które miało dzieci, gdy upadał komunizm, miało też jeszcze autorytety. I nie miało mediów społecznościowych. Były wartości wyższe, warte poświęcenia, zrezygnowania z czegoś innego, dokonania wysiłku, by te wartości w życiu wdrażać i korzystać z dobra, które przynoszą. Pokolenie millenialsów przeżywało za to na własnej skórze ekonomiczny rozkwit i jednocześnie upadek autorytetów. I choć spadali z piedestału ludzie wydający się do tej pory godni podziwu i naśladowania i mądrzy, choć rozczarowanie i żal rosły, a dobra materialne stawały się marzeniem i celem – to wartości jednak dalej trzymały się mocno. Zmieniał się ich nośnik, ale stanowiły część wspólną, na której można było skutecznie budować życie społeczne. Ale coraz mniej było ludzi dojrzałych: mądrych, dobrych dorosłych, pokazujących, jak można iść przez życie, by mnożyć dobro i nie zostawiać za sobą bałaganu. Coraz więcej za to tych dorosłych, którzy nie zachowują się jak dorośli, ale jak rozwydrzone nastolatki, ukrywające zmarszczki w botoksie i pozwalające sobie na wszystko, bo taki jest przywilej młodości. Tej kradzionej też.

Mam przedziwne uczucie, że pokolenia postkomunistyczne, o ile można tak nazwać millenialsów, przekształcają się wraz z pokoleniem Z w społeczeństwo z outsourceowanym poczuciem własnej wartości. Duże, wspólne wartości stały się względne na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Nie są już fundamentem, raczej plakatami z hasłami, które można powiesić w domu, jeśli pasują do wystroju. Teraz za to przyszedł czas na potężną negację osobistego poczucia wartości. Mało kto widzi wartość w tym, kim jest drugi człowiek: liczy się to, co raz zrobił, co raz powiedział, jak to zostało dostrzeżone i ocenione przez innych. I kto o tym nagrał rolkę albo pokazał w mediach, najlepiej społecznościowych.

DEON.PL POLECA

Przykład. Kilka dni temu na Twitterze uczeń liceum z oburzeniem napisał, że w klasie maturalnej lekcja polskiego została zamieniona na spotkanie z „księdzem, który przyprowadził byłego gangstera”. Ruszyło błyskawiczne dziennikarskie „śledztwo”, do tablicy została wywołana pani dyrektor, która tłumaczyła się dziennikarzom, że były to planowe zajęcia profilaktyczne mające zapobiegać zachowaniom ryzykownym. Sprawdzanie odbywało się w klimacie „nikt nie ma prawa robić czegoś takiego”, a uczeń urósł na moment do roli społecznego bohatera upominającego się o swoje prawa. Tak został oceniony. W tym została dostrzeżona jego wartość. Kim jest, co potrafi, czym żyje i co dobrego na co dzień może wnieść w świat – tego nie wiemy i się nie dowiemy, bo nie o to chodzi. Został pięciominutowym autorytetem.

Można narzekać, że to wpływ mediów społecznościowych i idących za nimi mediów "zwykłych", mylących gwiazdy z meteorytami: w końcu istotną cechą gwiazd, gdy patrzy się na nie z ziemi, jest ich spokojne, stabilne światło i stałe miejsce na niebie. Są punktem orientacyjnym, godnym zaufania, bo niemal niezmiennym. Zupełnie czym innym są roje meteorów, które przelatują przez atmosferę, by z rozmachem walnąć w ziemię. I to jest podstawowa różnica w byciu prawdziwym autorytetem i pięciominutowym bohaterem.

Gdy przyglądam się polskiej rzeczywistości jesienią 2022 roku, doświadczam dogłębnie nieznośnego uczucia, że spora część społeczeństwa chce się w podróży życia orientować według przelatujących z błyskiem meteorów. Bo to meteory się liczą, nie gwiazdy, pojedyncze show, nie cicha stałość dobrych działań. Może stąd bierze się dziwne pokolenie obecnych nastolatków, które z wierzchu pokazywane jako głośne, roszczeniowe, krzyczące o swoje prawa i ze wzgardą oraz obojętnością patrzące na wszystko, co im nie odpowiada, w środku jest pogubione, przerażone i bezradne. Może stąd bierze się to dochodzenie swoich praw, pilnowanie swojego interesu bez względu na wspólne dobro, na ostro, na siłę – bo prawa są ostatnim znakiem, że człowiek jako taki niesie w sobie wartość, że ta wartość nie zależy od ilości obserwujących i subskrybentów, lajków i odpowiednich ciuchów, ale jest ukryta w środku, niezbywalna, niezależna od tego, czy ma się konto na TikToku, czy nie.

Prawa, niezależnie od ich treści, są ostatnim dowodem na to, że człowiek się liczy, że warto dla niego ustalać zasady i ich przestrzegać, że jest ważny, że jest wartością samą w sobie. Może te bezsensowne często żądania, by szkoła w centymetrach podała długość włosów, które zgodnie z regulaminem należy związać, to podświadome szukanie potwierdzenia, że właściciel włosów nie jest nikim?

Myślę, że ta trudna dla innych, roszczeniowa postawa i domaganie się swoich praw bez oglądania się na towarzyszące im zobowiązania niekoniecznie musi być oznaką żądania czegoś dla siebie po to, by było wygodniej, by coś uzyskać, dostać, mieć. Tak, to są realne efekty, ale myślę, że nie musi wcale stać za tym potężny, egoistyczny pragmatyzm. Widzę w tym raczej głęboką potrzebę znalezienia w czymś konkretnym jasnego potwierdzenia swojej wartości.

Prawo, które mnie chroni i o mnie dba, mówi jasno: jesteś ważny. Jesteś ważna. Jesteś wartością, dlatego należy ci się to i nie można zmuszać cię do tamtego: liczysz się. Nie jesteś nikim, pyłkiem na marynarce świata, internautą z za małym zasięgiem, nic nie znaczącym, małym tiktokerem, zawracającym głowę zajętym dorosłym. Jesteś ważny, bo jesteś. Twoje prawa to potwierdzają. Może właśnie stąd ta roszczeniowość u naszych dorastających dzieciaków: z bolesnej, głębokiej, palącej do żywego potrzeby jakiegokolwiek, byle tylko pewnego potwierdzenia, że taki, jaki jestem, mam wartość i sens.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Głośne, roszczeniowe, domagające się swoich praw?
Komentarze (7)
IS
~Irena S
1 listopada 2022, 18:37
"Przykład. Kilka dni temu na Twitterze uczeń liceum" doniósł na swoich nauczycieli. Uwaga! Tak już było i źle się skończyło! Mnie to się kojarzy z rewolucją kulturalną w Chinach. Ale nie tylko tam nauczycieli i inteligencję reedukowano. W Kambodży było jeszcze gorzej.
TB
~Tadeusz Borkowski
31 października 2022, 09:05
Przekonanie kogoś , że ma do czegoś prawo nie oznacza obiektywnej prawdy. Jest to wszystko bardziej skomplikowane: prawo jednego do czegoś może ograniczać innego. Prawo do aborcji zabija dziecko, prawo wolności słowa pozwala na kłamstwa itd.
JK
~Jan Kocoń
31 października 2022, 07:57
Nie rozumiem, dlaczego oczekiwać od dzieci czy nastolatków że będą w pełni rozwinięte moralnie, etycznie, że będą miały dojrzałą empatię, że będą umiały analizować i korygować własne zachowania czy postawy. To są umiejętności, które człowiek nabywa stopniowo i raczej powoli, a niektórzy ludzie nie nabywają ich nawet do końca życia.
DM
~Danuta M.
29 października 2022, 11:13
Jestem na urlopie macierzyńskim, ale przed nim pracowałam 11 lat z dziećmi i młodzieżą i z moich lokalnych obserwacji wynika, że tak jest, że jest to szukanie potwierdzenia swojej wartości. Przypieczętowania jej prawami. Wielokrotnie byłam światkiem jak bardzo bezwzględne były to zachowania, aby dowieść tych praw. A nie jestem z tych nauczycieli, którzy uważają dzieci za gorsze, bo mają mniej lat i mające okazywać mi szacunek, bo tak każe. Raczej byłam na stanowisku uprzejmości, szacunku, ale też stanowczości. Jednak bezwzględność, która i obserwowałam potrafiła mnie zamurować.
PR
~Ppp Rrr
29 października 2022, 09:48
Roszczeniowość jest wtedy, kiedy ktoś domaga się czegoś, co mu się nie należy - nie zapłacił i nie zapracował. W szkole to UCZNIOWIE pracują najwięcej, najciężej, za darmo i jako jedyni muszą zajmować się wszystkim, a nie tylko swoją dziedziną. Oczywiste zatem jest, że mają prawa i mają prawo je egzekwować. a to, że młody człowiek nie zawsze to umie i może stosować głupie metody - nie jego wina. A poza tym, czy Pani NAPRAWDĘ wierzy, że układ "wszechmocny nauczyciel - bezwolny uczeń" jest faktycznie dobry? Bo ja nie. Pozdrawiam.
MZ
~Michalina Zerk
30 października 2022, 13:42
A w którym miejscu Pan/Pani wyczytał o pochwałę układu "wszechmocny nauczyciel -bezwolny uczeń"? Odnoszę wrażenie, że krytykuje Pan/Pani coś, o czym nie było mowy.
JK
Jozjasz Kowalski
9 grudnia 2022, 13:06
Do ~Ppp rrr. Definicja roszczeniowości podana przez Ciebie jest trochę za wąska i manipulujesz nią aby skrytykować auorkę tekstu i jego treść. Pytanie - po co? Dlatego, że jesteś "Zetem" czy może jesteś rodzicem z poczuciem winy? Bo tylko osoba z deficytem autorytetów i wartości własnej pokusiłaby się na krytykę tego artykułu. Diagnoza, chociaż nie pełna, to jednak tak mocno oczywista bije z tego artykułu, że nie sposób zaprzeczyć tezom w nim stawianym. Także sorry, boksowanie się z prawdą prowadzi tylko do nowych siniaków.