Il Messaggero: Watykan aktywnie starał się o wyprowadzenie osób uwięzionych w Mariupolu
W ciągu dwóch miesięcy konfliktu na Ukrainie papież Franciszek trzykrotnie próbował wywrzeć wpływ na Kreml swoim autorytetem moralnym, wysyłając bezpośrednie komunikaty do Moskwy kanałami dyplomatycznymi, a także apelując do Patriarchatu Moskiewskiego o pomoc w utworzeniu korytarza humanitarnego do Mariupola – pisze na łamach włoskiego dziennika Il Messaggero Franca Giansoldati.
Włoska dziennikarka zaznacza, że Rosja trzykrotnie dała jednak Watykanowi do zrozumienia, że nie gwarantuje bezpiecznego transferu. W ostatniej próbie, w ubiegłym tygodniu, pojawił się nawet pomysł, który został zarzucony ze względu na skomplikowaną realizację, aby umożliwić przewiezienie cywilów uwięzionych w hucie w Mariupolu za pomocą statku pływającego pod biało-żółtą flagą, czyli watykańską. Według Il Messaggero, hipoteza ta była wysuwana przez kilka dni, a następnie zarzucona, nawet jeśli z logistycznego punktu widzenia łatwiej byłoby w ten sposób przewieźć cywilów, ponieważ huta Azowstal znajduje się tuż przy porcie w Mariupolu.
Watykan a wojna na Ukrainie
Oczywiście wszystko odbywało się w ciszy i dyskrecji, gdyż taki jest styl pracy watykańskiego Sekretariatu Stanu. Dla Watykanu było to z pewnością kolejne rozczarowanie, gdyż papież do końca miał nadzieję, że uda mu się zagwarantować drogę ucieczki cywilom wyczerpanym przez dwa miesiące i zmuszonym do przetrwania na rozległym terenie, który podczas bombardowań służył jako schron przeciwlotniczy, a teraz został przekształcony w pułapkę. Obecnie wśród około tysiąca osób (w tym wielu cywilów) jest także 15 dzieci. Nie ma bieżącej wody, mają tylko zapasy wody demineralizowanej, używanej do kaloryferów.
W międzyczasie nuncjusz w Kijowie, abp Visvaldas Kulbokas, wyjaśnił, że zarówno w pierwszej, jak i w drugiej próbie utworzenia korytarza humanitarnego do bezpiecznych obszarów kontrolowanych przez Ukrainę „nie dali nam żadnych gwarancji”. Pod koniec marca, po kilku kontaktach z Patriarchatem Moskiewskim, biskup prawosławny miał ułatwić przeprowadzenie operacji. Abp Kulbokas i arcybiskup prawosławny mieli osobiście objąć kierownictwo misji, która miała udać się do Mariupola, ale w ostatniej chwili coś poszło nie tak i rosyjskie władze wojskowe zareagowały negatywnie.
Druga próba miała odbyć się w okresie wielkanocnym. W tym przypadku papież wysłałby do Mariupola swojego jałmużnika, kardynała Konrada Krajewskiego, który był do dyspozycji po tym, jak właśnie zakończył z sukcesem transport karetki z Rzymu do Kijowa. Władze rosyjskie, również w tym przypadku zwlekały z decyzją, a następnie poinformowały, że nie zagwarantują pomocy humanitarnej. W przypadku braku gwarancji terytorium staje się nieprzejezdne i oczywiście bardzo niebezpieczne.
Także 30 kwietnia rano kardynał Pietro Parolin nie ukrywał swojego pesymizmu co do możliwości wznowienia wątków dialogu i negocjacji między Rosją a Ukrainą. „Jestem pesymistą" - powiedział najbliższy współpracownik Ojca Świętego, który jednak podkreśla znaczenie drogi dyplomatycznej., gdyż w przeciwnym razie „wojna będzie nadal pożerać dzieci na Ukrainie". Jeśli chodzi o dyskutowaną kwestię wysłania broni do Kijowa, sekretarz stanu powtórzył, że narody mają „prawo bronić się przed inwazją, której doświadczyły”, choć naleganie tylko na stronę wojenną bez strony dyplomatycznej nie przynosi rezultatów.
Źródło: KAI / kb
Skomentuj artykuł