Jacek Prusak SJ: to, co widzieliśmy w tym dokumencie, to udokumentowane przestępstwo
- To, co gdzie indziej nazywa się przyjmowaniem czy dawaniem łapówek, w Kościele nazywa się dawaniem ofiary albo wspomaganiem kogoś bądź czegoś, oczywiście w celach zupełnie niezwiązanych z dobrze rozumianym interesem Kościoła – powiedział jezuita, odnosząc się do wczoraj opublikowanego na TVN24 reportażu Marcina Gutkowskiego "Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza".
Jak podkreśla, miał nadzieję, że ten dokument nie będzie tak poruszająco-paraliżujący. Przyznaje, że słyszeliśmy już o pewnych oskarżeniach dot. kard. Dziwisza, ale teraz "trzeba mówić wprost, że został zdenuncjowany nie tylko przez swoje ofiary, które skarżyły się na niego już wcześniej (...), ale także przez sprawców, których chronił".
Obecną sytuację nazywa "bolesną konfrontacją, która już się zaczęła". Odnosi się także do przedstawionego w reportażu wątku finansowego związanego z Legionami Chrystusa i z tym, jakie pieniądze miały być przekazane kardynałowi. To działanie porównuje do działania zorganizowanej grupy przestępczej.
Zwraca uwagę na to, że polski rząd działa we współpracy z Kościołem, jeśli chodzi o sprawy pedofilii w Kościele. Uważa, że dopiero odpowiednia presja społeczna może coś zdziałać w tej sprawie. "Na razie mamy taką sytuację, że pada też na naszych oczach tak zwany polski katolicyzm kulturowy" - mówi.
Na swoim Facebooku także odniósł się do sprawy, pisząc: "W filmie "Don Stanislao" pojawiła się nowa definicja prześladowania, która przejdzie do historii. Brzmi ona: "Jestem prześladowany, bo zadają mi pytania na które nie chcę odpowiedzieć". Wydaje się również, że poszerzono w nim starą kategorię "wewnętrznego wroga Kościoła" - wkrótce się okaże, że poza "prześladowanymi" - wszyscy nimi jesteśmy.
Na pewno również trzeba będzie zrewidować takie pojęcia jak "służba Janowi Pawłowi II" czy "praca dla Kościoła w Polsce".
Na koniec mówi wprost: "Koniec z tym, bo to nas po prostu kompromituje. Ja nie wiem, co to ma wspólnego z Panem Bogiem. My ciągle się zachowujemy, jakbyśmy byli poza i ponad prawem tylko dlatego, że któryś z nas jest duchownym, a któryś z tych duchownych jeszcze był albo sekretarzem papieża, albo biskupem, albo kardynałem. Co to ma wspólnego z Ewangelią, to szczerze powiem, ja nie wiem".
Skomentuj artykuł