Jezuita pomaga uchodźcom. Są bici, gwałceni i prześladowani. Europa zamknęła granice, mimo że to chrześcijanie
Ta historia pokazuje, że są wspaniali kapłani, którzy chcą dobrego życia dla wszystkich. Poznajcie historię Micka Kelly SJ, który pomaga uchodźcom. Została ona opisana przez Sydney Morning Herald.
Wszystko zaczęło się od telefonu od znajomego, w którym pojawiła się prośba o pomoc uchodźcy z Pakistanu - chrześcijanin przybył 5 lat temu do Bangkoku, stolicy Tajlandii. Po udzieleniu mu niezbędnej pomocy, jezuita zaczął pomagać uciekinierom i prześladowanym, którzy w jego ojczyźnie - Australii - są niemile widziani.
W Tajlandii mieszka obecnie ok. 97 tysięcy osób o statusie uchodźcy - w większości są to przedstawiciele mniejszości etnicznych z Myanmaru oraz duża grupa osób z Pakistanu, w tym setki chrześcijan i muzułmanów Ahmadija (większość z nich dotarła do Bangkoku między 2012 a 2014, kiedy obywatelom Pakistanu łatwo było zdobyć tajlandzką wizę turystyczną).
Nie mogąc legalnie pracować, żyją w jednym mieszkaniu, kosztującym od 130 do 220 dolarów miesięcznie. Obawiają się wyjść z domu, żeby nie zostać aresztowanymi i wysłanymi do okrytego złą sławą ośrodka dla uchodźców w Bangkoku.
Jeden mężczyzna podzielił się przerażającą historią o tym, jak jego żona została zgwałcona pięć dni wcześniej przez tajską policję. Nie chcieli, aby ich nazwiska zostały opublikowane i obawiali się, że jeśli zwrócą się do władz, to sami ściągneliby na siebie dalsze problemy prawne. Żona w czasie rozmowy z australijskimi mediami, które przekazały historię o jezuicie, łkała z drżącymi ramionami. Inna kobieta, Sonia Younis, opowiedziała swoją historię, choć bała się władz tajlandzkich, które przez ponad rok przetrzymywały jej męża Zahida w detencji.
Sonia przybyła do ks. Kelly ze swoimi czterema synami, Shahzaibem (16 l.), Shahwaizem (14 l.), Sharaizem (10 l.) i Zohaibem (8), aby podzielić się swoją historią.
Pewnego dnia mężczyźni przychodzili do ich domu, w małej wiosce pod Lahore, by móc modlić się pod dachem. Mężczyźni byli muzułmanami, a członkowie rodziny Younis są chrześcijanami. "Potem zaczęły sie kłopoty. Powiedzieli, że się nawróciliśmy i że mój mąż ma na imię Mohammed. Jednak jesteśmy chrześcijanami. Tak więc złożyli doniesienie o bluźnierstwie i zostaliśmy oskarżeni o zbezczeszczenie Koranu" - powiedziała.
Pewnego dnia 40 lub 50 mężczyzn otoczyło ich dom. "Próbowali mnie udusić. Ucięli rękę mojemu mężowi. Grozili, że odetną mu głowę" - wspominała kobieta.
"Najpierw mój mąż pojechał do Dubaju, ale nie mieliśmy pieniędzy na wizy. Dlatego pomógł nam ksiądz, który ma przyjaciół w Tajlandii. Więc przybyliśmy tutaj" - dodała. Było to prawie sześć lat temu. Od tego czasu rodzina żyje w ukryciu i nie może pracować. Radzą sobie dzięki datkom od księdza Kelly i jego wspólnoty oraz przekazom pieniężnym od ojca Sonii. Jej mąż został jednak zamknięty w detencji przez tajskie władze.
"Wszystko czego chcemy, to lepsze miejsce do życia, gdzie moje dzieci będą mogły się uczyć, gdzie znajdziemy pracę i dom. Nigdy nie możemy wrócić do Pakistanu" - wyjaśniła Pakistanka.
Inną tragiczną historią podzieliła się Rifaffat, również z Pakistanu, matka trójki dzieci. Ich mieszkanie ma jakieś 20 metrów kwadratowych. "Był 17 sierpnia 2013 roku, około godziny 10:30. Wtedy mój mąż miał otworzyć swój sklep. Naprawiał motocykl. Inny człowiek, Amdżad Ali, był zazdrosny. Więc przyszedł do sklepu i wziął Koran i go zbeszcześcił. A potem powiedział innym muzułmanom, że mój mąż to zrobił" - wyjaśniła kobieta.
"Po 10 lub 15 minutach wrócił z innymi mężczyznami i wtedy próbowali zabić mojego męża. Dlatego uciekliśmy do Tajlandii" - dodała - "Atakowali go śrubokrętami i innymi częściami mechanicznymi, rzucali w niego jedzeniem i pluli na niego. Kiedy mój ojciec uciekał, próbowali go zastrzelić. Ale przeskoczył przez mur za naszym sklepem, więc kule uderzyły o ścianę" - mówiła Rifaffat.
Jej mąż również został zamknięty w detencji przez tajską policję: pewnego dnia poszedł kupić mleko dla ich najmłodszego syna i został aresztowany przez policję.
Rifaffat zarabia, piekąc tradycyjny chleb naan dla bogatej rodziny z Indii, która pomaga im przebrnąć przez problemy i wysyła codziennie jedzenie do męża w więzieniu.
Kiedy kobieta dzieliła się swoją historią, ks. Kelly kiwał tylko głową z ponurą miną. Słyszał setki takich historii. Jak przyznał, praca z tymi rodzinami "jest ciągłym doświadczeniem bezradności, ponieważ dzielę życie ludzi, którzy nie mają żadnych możliwości i walczą, aby znaleźć najlepsze wyjście z bardzo ciemnego tunelu".
"Uciekają przed prześladowaniami, a kiedy docierają do Bangkoku, są karani. Są regularnie nękani przez policję" - wyjaśnił jezuita. Planuje teraz rozwiązanie tego problemu poprzez uzyskanie azylu dla części rodzin w jakimś europejskim kraju lub Australii, ale niestety nie jest to na razie możliwe.
"Chcę, aby Australia wzięła niektórych z tych ludzi i pomogła im. Spełniają wszystkie kryteria. Biegle posługują się językiem angielskim, wielu z nich posiada wyższe wykształcenie i status uchodźcy. Ale nie mogą dostać się do Australii, ponieważ z jakiegoś powodu urząd imigracyjny zdecydował, że Pakistańczycy w Tajlandii nie są priorytetem" - powiedział ks. Kelly.
Australia, podobnie jak USA oraz wiele innych państw europejskich, zamyka swoje granice przed uchodźcami, a tych, których przyjmuje, więzi w ośrodkach zamkniętych poza granicami swojego terytorium (na wyspach Nauru i Manus). Jak alarmują od lat organizacje pomocowe, dochodzi tam często do samobójstw, a wielu mieszkańców tych ośrodków cierpi na wiele chorób psychicznych.
Zdjęcia uchodźców opisanych w reportażu można zobaczyć tutaj >>
Skomentuj artykuł