Katoliccy tradycjonaliści ukradli i zniszczyli rzeźby w Watykanie
Złodzieje opublikowali bulwersujące nagranie w mediach społecznościowych. Mężczyźni uznali pochodzące z Amazonii figury za pogańskie idole i utopili je w Tybrze.
Rzeźby przedstawiające klęczącą Indiankę w ciąży znajdowały się w Kościele Santa Maria in Transpotina niedaleko Watykanu. Trafiły tam w trakcie trwającego Synodu dla Amazonii. Taka sama rzeźba towarzyszyła rozpoczęciu Synodu. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że to przedstawienie Matki Bożej, inni podkreślają jej macierzyńską symbolikę.
Konserwatyści byli oburzeni powyższym wizerunkiem ponieważ twierdzą, że reprezentuje on nie Maryję, a pogańskie bóstwo Pachamama – Matkę Ziemię. Na upublicznionym nagraniu widzimy niezidentyfikowanego mężczyznę, który wchodzi do kaplicy bocznej i zabiera z niej figurę. Następnie dwóch ludzi wychodzi z Kościoła i niesie rzeźby nad Tybr, do którego zrzuca je z mostu Sant’Angelo.
Po kilku godzinach opublikowano drugie wideo w lepszej jakości, które dokładniej przedstawia całe zajście z udziałem złodziei. Zostało ono opatrzone podpisem, który wyjaśnia zamiary uczestników bulwersującej kradzieży. Złodzieje motywują swoje działanie twierdzeniem, że wierni Kościoła zostali „zaatakowani przez innych członów własnego Kościoła. Nie akceptujemy tego! Nie możemy dłużej milczeć! TERAZ zaczynamy działać!”.
Amerykański portal LifeSite News, który upublicznił nagranie, już wcześniej zachęcał do podpisywania petycji za usunięciem rzeźb z kościoła. Wideo udostępniła również konserwatywna telewizja EWTN News, która znana jest z promowania działań skierowanych przeciwko papieżowi Franciszkowi. Wsparcia złodziejom udzielają również środowiska skupione wokół ultrakonserwatywnych serwisów OnePeterFive oraz Church Militant.
We wtorek do czynu przyznał się Davide Fabbri z Forli, samozwańczy egzorcysta znany jako Padre David, Dawniej należał do faszystowskiej Forza Nuova, obecnie działa w skrajnie prawicowej Milicji Św. Michała Archanioła. W zeszłym roku został skazany w Rimini za „propagowanie faszyzmu”. Nie wiadomo jednak czy wyznanie mężczyzny można traktować poważnie, bo za akcją stało kilka osób.
Do przeciwników synodu dołączyła między innymi grupa wiernych z Teksasu, którzy 21 października protestowali przed kościołem, w którym doszło do kradzieży. Mieli ze sobą transparenty po angielsku, włosku i łacinie, głoszące, że synod jest „heretycki”. Ostrzeżenie przed synodem miał dać sam Pan Jezus i Maryja, która objawiła się w Argyle. Objawienia w Arygle są jednak nie uznane przez Kościół, a biskup diecezji Fort Worth, na terenie której mają mieć miejsce, w sierpniu tego roku zdecydowanie przed nimi przestrzegał. Kultyści z Teksasu twierdzą jednak, że to szatan stara się o zdyskredytowanie wizji.
Kradzież i profanację rzeźby skomentował w poniedziałek Paolo Ruffini, rzecznik prasowy Watykanu, mówiąc, że to „głupi wybryk”. Ruffini podkreślił także, że takie zachowanie sprzeciwia się duchowi dialogu. „Nie mam nic więcej do dodania prócz podkreślenia, że to kradzież. To samo mówi za siebie” – odpowiadał rzecznik na pytania dziennikarzy. Dołaczył do niego Andrea Tornielli, szef mediów watykańskich, mówiąc, że to „przykre wydarzenie”.
„W imię tradycji i doktryny z pogardą wyrzucono symbole macierzyństwa oraz świętości życia. To tradycyjne znaki, które ukazują związek ludności tubylczej z Matką Ziemią” – mówił włoski dziennikarz.
„Wyrażamy głęboki żal i dodajemy, że w ostatnich dniach padliśmy ofiarą aktów przemocy, która charakteryzuje się religijną nietolerancją, rasizmem i zachowania opresyjnymi w stosunku do ludności tubylczej. To sprzeciw wobec budowy nowych dróg dla odnowy Kościoła” – napisali w oświadczeniu przedstawiciele Panamazońskiej Sieci Kościelnej (REPAM), którzy wraz z władzami Watykanu skontaktowali się już z policją i rozpoczęto śledztwo w sprawie kradzieży.
[Komentarz Karola Kleczki]
W moim rodzinnym domu na wyróżnionym miejscu stoi pewna figurka. Jest wykonana z hebanu i przedstawia mamę niosącą na plecach dziecko w chuście. Pochodzi z Kamerunu, gdzie przez wiele lat misjonarzem był kuzyn mojego taty. Od dziecka pamiętam, że funkcjonowała jako "Matka Boża z Afryki", bo podobno przedstawia wizerunek, z jakim wiążą Maryję nasi bracia, którzy tam mieszkają. Podobną rzeźbą jest ta, która towarzyszy trwającemu Synodowi. To też matka - dla niektórych Matka Boża, dla innych istotny symbol ich kultury.
Właśnie dlatego brakuje mi słów, by podkreślić jak bardzo bezczelne, podłe i rasistowskie było zachowanie złodziei, którzy utopili ją w rzece. Jeśli ich gest był profanacją świętego wizerunku, to dodatkowo grzeszy ikonoklazmem, będącym pluciem na Wcielenie Boga. Jeśli figurka nie przedstawia Maryi, a tradycyjne, ludowe przywiązanie do Ziemi będącej matką każdego człowieka, to ich zachowanie wiąże się z innym grzechem - z pychą, która każe wyżej stawiać moją kulturę od czyjejś. A jeśli nawet nie pychą, to przynajmniej głupotą. Nie byłbym zaskoczony gdyby złodzieje myśleli, że Maryja była niebieskooką blondynką, skoro tak przedstawiają ją zachodnioeuropejskie wzorce sztuki sakralnej.
Jedną z najwspanialszych rzeczy w katolicyzmie jest jego powszechność, która przejawia się choćby w tym jak dobrze nasza wiara potrafi się inkulturować. Potrafi wziąć w swój zakres wszystko - każdą tradycję i każdą lokalność, by wynieść ją do poziomu czegoś uniwersalnego. Mieści w sobie wiele wrażliwości - i tradycyjnych, i postępowych; ludowych i ponadnarodowych. Traktowanie Wcielenia na poważnie właśnie do tego skłania - by w ludzkiej działalności widzieć działanie Boże. Jezus nie przyszedł tylko do Żydów, choć wcielił się w żydowskiego mężczyznę. Przyszedł do wszystkich i we wszystkich kulturach może równie się przejawiać. Nie zna obcego idiomu, bo i po co ma znać? Czy robimy wyrzut sztuce średniowiecznej lub renesansowej, że przedstawiała go jako jasnowłosego młodzieńca o białej skórze? To byłby idiotyzm, choć Jezus przecież tak nie wyglądał.
Powszechność przejawia się w szacunku dla inności i w próbie zrozumienia. Tymczasem w poniedziałek w Rzymie miał miejsce akt wręcz przeciwny - pokazanie środkowego palca tym, którzy są inni od formatu bliskiego turbokonserwatywnej religijności. Oto prawdziwa profanacja, bo topiąc posążki w rzece, ogranicza się zasięg głosu Bożego, który przez nie także ma coś do powiedzenia. To też gest okrutnej przemocy, a na przemoc nie może być miejsca w Kościele. Używając takich środków, złodzieje posążków sami się poza Kościołem postawili i po raz kolejny pokazali, że najwięksi wrogowie jedności Kościoła kryją się w samym jego środku.
Skomentuj artykuł