Aborcja a polityka
Dobrze zrobił parlamentarzysta katolik, który głosował na obecnie obowiązującą ustawę aborcyjną, gdyż zakazuje ona aborcji na życzenie, choć dopuszcza aborcję w określonych 3 przypadkach. Tym niemniej poseł katolik powinien dziś wspierać obywatelski projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji.
Pod obywatelskim projektem ustawy całkowicie zakazującej aborcji podpisało się prawie 400 tys. osób. Sejm nie odrzucił tego projektu, co postulowało SLD, ale skierował do prac w kilku komisjach. Przypomnijmy, że w głosowaniu wzięło udział 416 posłów, za odrzuceniem projektu głosowało 151 posłów (w tym 108 z PO, 1 z PSL i wszyscy z SLD), 254 było przeciw odrzuceniu (w tym wszyscy posłowie PiS, 28 z PSL i 69 z PO) , 11 wstrzymało się od głosu (w tym 10 z PO).
Głosowanie pokazało, że w PO wciąż istnieje konserwatywna, inspirująca się antropologią chrześcijańską, grupa. Niestety, grupa ta zdaje się z roku na rok topnieć. Przykre jest to, że niektórzy posłowie PO, którzy swego czasu deklarowali swą katolicką tożsamość, zagłosowali za odrzuceniem w pierwszym czytaniu projektu całkowicie zakazującego aborcji. Cieszy stanowisko posłów PSL i PiS. Po SLD niczego innego nie można się było spodziewać.
Obecnie obowiązuje prawo, zgodnie z którym aborcja jest zakazana z wyjątkiem trzech przypadków: ciąża zagraża życiu matki, płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony, ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (np. gwałt). Autorzy projektu całkowitego zakazu aborcji opierają się na zgodnych z danymi nauki i logicznych przesłankach, że z fazie prenatalnej mamy do czynienia z istotą ludzką, która ma prawo do życia, a zatem nie można jej zabić, nawet jeśli jest chora lub powstała w wyniku czynu zabronionego. Trzeba tu podkreślić, że z tego nie wynika, że w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia matki nie można byłoby jej operować, jeśli operacja zagrażałaby płodowi. Od dawna istnieje tzw. zasada podwójnego skutku, która usprawiedliwia np. ratowanie życia kobiety, nawet jeśli ubocznym tego skutkiem jest śmierć dziecka w jej łonie. W takim przypadku nie mamy bowiem do czynienia z aborcją, czyli celowym pozbawieniem życia płodu ludzkiego.
Znane są przekonania tych, którzy chcieliby pełnej liberalizacji aborcji, czyli praktycznego wprowadzenia aborcji na życzenie. Oni po prostu nie przyjmują do wiadomości faktu, że aborcja jest zniszczeniem istoty ludzkiej, a nie jakiejś grudki lub bliżej nieokreślonego płodu. Trzymają się mocno dość niedorzecznej tezy, że płód, dopóki się nie urodzi, jest jakąś częścią matki, która może z nią zrobić to, co chce: uznać za dziecko albo za wrogiego intruza i w konsekwencji zabić w taki czy inny sposób. I jeśli uważają aborcję za zło, to tylko dlatego, że w każdym przypadku jest to jakaś przykrość (niedogodność) dla kobiety, która jej dokonuje.
Są jednak tacy, którzy widzą problem głębiej, tym niemniej argumentują, że nie można zupełnie zakazać aborcji, bo wtedy rozkwitnie podziemie aborcyjne i kobiety będą dokonywały aborcji w "niegodnych", a nawet zagrażających ich zdrowiu i życiu warunkach. Nie jest to zbyt logiczny argument. Wszak to, że niektórzy nie przestrzegają prawa (np. zakazującego kraść) nie jest argumentem za tym, aby znieść to prawo. Poza tym statystyki podziemia aborcyjnego są przez zwolenników aborcji zawyżane, o czym wiemy już od czasów, kiedy słynny doktor Bernard Nathanson nawrócił się z aborcjonizmu i wyznał, jak sam w Stanach Zjednoczonych manipulował danymi, aby usprawiedliwiać aborcję.
Ciekawy jest argument tych, którzy nie chcą ruszać tego, co nazywają polskim kompromisem w sprawie aborcji (zakaz aborcji z 3 wyjątkami). Do tej grupy należą m.in. ci posłowie PO, którzy określają się katolikami, ale głosowali przeciwko całkowitemu zakazowi aborcji. Twierdzą oni, że kompromis, choć niezgodny do końca z nauczaniem Kościoła, jest dobry, choć niedoskonały, a próba zaostrzenia ustawy może doprowadzić do kolejnej politycznej wojenki, do mobilizacji środowisk aborcyjnych, a w konsekwencji, do liberalizacji aborcji. Innymi słowy, przestrzegają, że atak zwolenników całkowitego zakazu aborcji niechybnie wywoła kontratak zwolenników aborcji na życzenie, który to kontratak może okazać się skuteczny. Lepiej więc sprawy nie ruszać i trwać przy "kompromisie aborcyjnym". Tego rodzaju argumentacja nie jest pozbawiona podstaw. Wszak Kościół akceptuje niekiedy tzw. niedoskonałe - z punktu widzenia nauczania Kościoła - prawo, jeśli w konkretnej sytuacji nie jest możliwe prawo doskonalsze. Tyle że Kościół naucza, iż poseł katolik ma obowiązek spróbować wprowadzić prawo doskonalsze, i dopiero jeśli okaże się to niemożliwe, może poprzeć prawo niedoskonałe. Jeśli zaś chodzi o niedrażnienie zwolenników liberalizacji aborcji, to jest w tym pewna naiwność. Prawda jest taka, że przy pierwszej okazji (układ sił politycznych) zwolennicy tzw. prawa do aborcji wprowadzą aborcję na życzenie i w żaden sposób nie będą żałować obecnego "aborcyjnego kompromisu". Jest bowiem tak, że lewica obyczajowa, jeśli tylko może wprowadza swoje "rozwiązłe" prawo "na maksa", a potem broni go bardziej niż niepodległości.
W encyklice "Evangelium vitae" (nr 73) Jan Paweł II napisał m. in.: "Przerywanie ciąży i eutanazja są zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne. Ustawy, które to czynią, nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia. […] Tak więc w przypadku prawa wewnętrznie niesprawiedliwego, jakim jest prawo dopuszczające przerywanie ciąży i eutanazję, nie wolno się nigdy do niego stosować" ani uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu". […] [Jednak] jeśli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej. Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów".
W świetle powyższego fragmentu można by stwierdzić, że dobrze zrobił parlamentarzysta katolik, który głosował na obecnie obowiązująca ustawą aborcyjną, gdyż zakazuje ona aborcji na życzenie, choć dopuszcza aborcję w określonych 3 przypadkach. Tym niemniej poseł katolik powinien dziś wspierać obywatelski projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji. Jeśliby zaś jej wprowadzenie okazało się niemożliwe, niech broni obecnego "kompromisu aborcyjnego".
Skomentuj artykuł