Agresja Rosji zaczęła się miesiąc temu. Niby żyjemy normalnie...
Ćwierć wieku temu, w roku 1997, na ekrany kin wszedł, kapitalny - moim zdaniem, ale też doceniony przez krytykę (trzy Oscary) - film włoskiego reżysera Roberta Benigniego pt. „Życie jest piękne”. Starsi czytelnicy zapewne pamiętają ten obraz, ale młodszym muszę nieco opowiedzieć fabułę.
Sielankowe życie młodego małżeństwa Dory i Guida Orefice przerywa wybuch II wojny światowej. Mający żydowskie pochodzenie Guido wraz z synem (Giosué) oraz wujem zostają uwięzieni w obozie koncentracyjnym. Guido ukrywa syna w baraku i podejmuje z nim przedziwną grę. Wmawia chłopcu, że ich nowa rzeczywistość jest fikcyjna, a oni sami biorą udział w zawodach, w których za tysiąc punktów można w nagrodę zdobyć czołg. W tym świecie strażnicy obozu muszą być okrutni, ponieważ im także zależy na uzyskaniu nagrody, więc chcą zniechęcić konkurentów do rywalizacji.
Film ten przypomniał mi się w tych dniach, gdy byłem na Ukrainie. Z transportem darów dotarliśmy do niewielkiej wsi Stary Skałat - ok. 40 km na wschód od Tarnopola. W wiosce tej Siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża prowadzą ośrodek rehabilitacji dla niewidomych dzieci. Oczywiście dziś o żadnej rehabilitacji nie ma mowy, ale do sióstr z ogarniętych wojną terenów dotarły rodziny, które wcześniej przyjeżdżały właśnie na rehabilitację. Część rodzin siostrom udało się wysłać do Polski, do podwarszawskich Lasek. Zostali ci, którzy z różnych względów Ukrainy opuścić nie mogą. To w sumie 36 osób, w tym 19 dzieci.
Ich rodzice czasem wydają się być zatroskani, zasępieni, ale nie dają tego po sobie poznać.
- Myślę, że gdyby nie było tu naszych dzieci, to wszyscy siedzielibyśmy w kącie z płaczem - opowiada mi Ania, która przyjechała tu z dziećmi i mamą Tatianą, i już raz, w 2014 roku, uciekała przed rosyjskim najeźdźcą z Ługańska do Kijowa.
- Wmawiamy sobie, że przyjechaliśmy tu na wypoczynek z dziećmi i za parę dni, może tygodni uda nam się wrócić do domu. To trochę pomaga - dodaje jej koleżanka, też Ania, która jest w Starym Skałacie z niewidomą córeczką i trójką starszych dzieci.
Film Benigniego był fikcją, historie uciekinierów z Kijowa, Irpienia, Borodzianki, Charkowa są prawdziwe, wydarzyły się niemal wczoraj. W przeżyciu, w oswojeniu wojny, pomaga przedziwna gra…
Rosyjska agresja na Ukrainę zaczęła się równo miesiąc temu. I nikt nie jest w stanie jej zatrzymać. Nie pomagają sankcje gospodarcze nakładane na Rosję, nie pomagają społeczne bojkoty firm handlujących z Rosją, nie pomagają dyplomatyczne rozmowy światowych przywódców z Putinem, nie pomagają apele (niektórzy twierdzą, że za słabe i zbyt wysublimowane) papieża Franciszka. Cały świat okazał się być bezradnym w starciu z jednym człowiekiem z imperialnymi zapędami.
Dziś właściwie niczego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Nie potrafimy powiedzieć kiedy, i czy w ogóle, działania wojenne się zakończą. Niby żyjemy normalnie, ale jakiś wewnętrzny niepokój w nas jest. Wszak jesteśmy sąsiadami Ukrainy, a wojenna pożoga wcale nie tak dawno przeorała nasz kraj.
Co nam zatem pozostaje? Wiara w Boga, który wydaje się, że się gdzieś schował i patrzy na to, jak wzajemnie mordują się jego wyznawcy? Nie jest to pytanie odosobnione - coraz więcej osób je stawia. A jednak… Tak, pozostaje nam wiara w Boga. Nadzieja, że w jakiś przedziwny sposób wszystko to rozwiąże.
- Być może z czasem Pan Bóg sprawi, że zrozumiemy, dlaczego wszystko jest takie, jakie jest, być może nie możemy jeszcze zrozumieć integralności Bożego planu dla Ukrainy. Ale jestem przekonany, że pod wpływem tej wielkiej tragedii zaczyna się coś zmieniać na całym świecie, coś się rodzi. Tak, być może, za narodziny tego nowego płacimy bardzo wysoką cenę, ale to, co dzieje się na Ukrainie, wpłynie na całą ludzkość w taki czy inny sposób - mówi arcybiskup większy kijowsko-halicki Światosław Szewczuk, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.
- Potrzeba cudu - będąc na Ukrainie to stwierdzenie słyszałem niemal na każdym roku. W Starym Skałacie, Tarnopolu, lwowskim seminarium. W piątek cały katolicki świat dokona aktu poświęcenia Rosji i Ukrainy a także świata Niepokalanemu Sercu Maryi.
Trzeba się w to wołanie o pokój włączyć - wbrew niedowiarkom i wątpiącym.
Skomentuj artykuł