Amazoński "sacro-pudelek" katolickich redaktorów
Co pozostaje w wielu katolickich głowach, gdy zostaną zapytani o amazoński synod? Jedynie pachamama.
Jak my, katolicy, lubimy się gorszyć, rozdzierać szaty, robić z siebie - w internecie rzecz jasna - męczenników gotowych umrzeć za NASZ Kościół, albo odgrywać sceny zagubionych co najmniej pół-sierotek, mających poważne dylematy „duchowe”, stojących na bezdrożu, nie mający pojęcia, w którą stronę teraz iść. Utyskiwania części ochrzczonych, członków Kościoła, który założył i strzeże sam Chrystus Pan zapewniający, że bramy piekielne go nie przemogą, świadczą o niedomaganiach w wierze. Bo jak z nią jest, pokazują nam reakcje i „relacje” synodu o Amazonii.
Zazwyczaj ukazywały się migawki ze zjadliwymi komentarzami pod adresem naszego papieża Franciszka. Elementy dekoracyjne opisujące kulturowo Amazonię: łódź i wiosła, wiklinowy kosz, rzeźbę pachamamy, naczynie do parzenia i picia yerby, zwinięty materiał w kolorach charakterystycznych dla tamtego regionu. Dziwne, że nie wspominano o obecnej figurze Chrystusa.
Etatowi krytycy naszego papieża Franciszka w ogóle praktycznie nie skupiali się na treści obrad, ale na dekoracjach. I to one dzięki nim stały się „centrum” synodu. Tego rodzaju publicystykę, którą od początku pontyfikatu naszego papieża Franciszka uprawia wielu ochrzczonych katolickich autorów, można co najwyżej zakwalifikować do „newsu sacro-pudelka”. Bo tak jedynie można określić wyolbrzymione skupianie się na jednym tylko elemencie - rzeźby pachamamy, z jednocześnie celowym pomijaniem ważnych tematów poruszanych podczas synodu. Co pozostaje w wielu katolickich głowach po takich relacjach, gdy zostaną zapytani o amazoński synod? Jedynie pachamama.
Utyskiwania części ochrzczonych, członków Kościoła, który założył i strzeże sam Chrystus Pan zapewniający, że bramy piekielne go nie przemogą, świadczą o niedomaganiach w wierze.
Mnie nie gorszą te rzeźby umieszczone na czas synodu w świątyni. Uważam, że należy je traktować jedynie w kategoriach ilustracyjno-informacyjnych amazońskiej tematyki synodu. Zastanawiające, że wielu „obrońcom” NASZEJ wiary i NASZEGO Kościoła nie przeszkadzają umieszczane w świątyniach plakaty o pielgrzymkach do Ziemi Świętej z górującym sanktuarium muzułmańskim – zwanym meczetem Omara ani obrazy przedstawiające wydarzenia apokryficzne, bądź z piekła rodem gargulce na świątynnym murach. Podobnie zresztą jak spotykane w katolickich domach - poświęconych na „kolędzie” i codziennie omadlanych przez rodzinę w nich mieszkających - reprodukcje z mitologicznymi scenami.
Przemilczanie tego, o czym mówiono na synodzie uważam za celowe. Podobnie jak tego, iż jedna z osób, która wykradła rzeźbę i wrzuciła ją do Tybru to były członek neofaszystowskiej grupy Forza Nuova. Jak i tego, że podczas mszy celebrowanej przez naszego papieża Franciszka na zakończenie synodu, owej dekoracyjnej rzeźby nie było, a także jego słów, że obecność rzeźb w przestrzeni świątyni nie była bałwochwalstwem. Zapewnienia Piotra mi wystarczają.
Amazonia nie żyje bez Boga, jest przynajmniej w pewnej części ochrzczona i ma swoje radości oraz problemy. To jednak wielu redakcji w ogóle nie interesowało. A my, zamiast skupiać się na poruszanych na synodzie tematach, gorszymy się, chłonąc bzdury i manipulacje „sacro-pudelków” lansowanych przez niektórych katolickich - słabej jednak wiary - redaktorów.
Codziennie modlę się za naszego papieża Franciszka, modliłem się również za amazoński synod, więc nie boję się szeptuch wieszczących zwiedzenie. Jestem Chrystusowy - czyli ochrzczony, w lęku nie żyję, bo Pan obiecał i dał Kościołowi Ducha Świętego i papieża - Franciszka.
* * *
Tekst pochodzi z profilu facebookowego ks. Tomasza Szałandy.
Skomentuj artykuł