Autoreklama, apokalipsa i seks

Autoreklama, apokalipsa i seks

Ukazała się książka, w której - w rozmowie z red. Tomaszem Rowińskim - dzielę się różnymi refleksjami na temat wiary w Boga Jezusa Chrystusa i sytuacji Kościoła. Tytuł może być trochę mylący: "Czy żyjemy w czasach Apokalipsy?". No ale cóż! Wydawcy starają się przyciągać czytelnika na różne sposoby. A poza tym Księga Apokalipsy jest dla mnie rzeczywiście ważnym kluczem do rozumienia rzeczywistości.

Pozwolę sobie przytoczyć fragment moich rozważań w sprawie nauczania Kościoła o seksualności. Nie ukrywam, że to taka autoreklama. Ale też zaproszenie do rozmowy o tym, jak mówi się w Kościele o seksie.

Tomasz Rowiński: Czyli nie mamy żadnych realnych trudności z etyką seksualną?

DEON.PL POLECA

Dariusz Kowalczyk SJ: Problem podejścia Kościoła do seksualności oczywiście istnieje, ale nie można go banalizować tak, jak to zrobiono w odniesieniu do słów Benedykta XVI o prezerwatywach.

Niekiedy się mówi, że Kościół jest zafiksowany na punkcie seksu. To duże uproszczenie. Tak naprawdę, to ludzie, wierzący i niewierzący, bywają zafiksowani na tym tle. Jest jednak prawdą, że na sposobie mówienia o seksie w Kościele zaważył pewien manicheizm, który można zauważyć w niektórych wypowiedziach wielkiego skądinąd i świętego - Augustyna z Hippony. On to między innymi twierdził, że grzech pierworodny przekazywany jest dziecku od rodziców przez akt seksualny, a głównie w wyniku towarzyszącemu temu aktowi cielesnej emocji. Tego rodzaju wypowiedzi zaowocowały podejrzliwością kolejnych pokoleń moralistów wobec seksu, w tym nawet wobec seksualności małżeńskiej.

Szczególnym zainteresowaniem owych moralistów cieszą się przykazania "Nie cudzołóż" i "Nie pożądaj żony bliźniego swego", które - choć dotyczą bardzo określonych i jednoznacznych kwestii -  są często niemożebnie rozciągane na różne bardzo szczegółowe elementy ludzkiego życia. Od czasu do czasu ktoś stara się przypomnieć, że jest to dopiero 6 i 9 przykazanie, a nie pierwsze, ani nawet drugie, ale skutki tych napomnień są nikłe.

Ponadto kiedy weźmie się do ręki Biblię, to uderza to, że o seksie nie mówi się tam zbyt wiele. A jeśli już to na przykład tak jak w Księdze Rodzaju, w której Bóg błogosławi ludziom: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się" lub jak w Pieśni nad pieśniami, w której erotyka staje się miejscem wyrażenia relacji Boga do człowieka. Prorocy rzadko wyrokują w sprawach dotyczących seksu. Najczęściej piętnują grzechy w wymiarze społecznym: uciskanie ubogiego, nieuczciwe bogacenie się, krętactwo w handlu. W słynnym tekście ewangelisty Mateusza o kryteriach Sądu ostatecznego nie ma mowy o seksie, o tym, czy się masturbowaliśmy, ale czy pomogliśmy głodnemu, spragnionemu, obcemu, choremu, więźniowi...

Tymczasem mentalność wielu wiernych wydaje się być taka, że oglądanie "brzydkich obrazków" uważane jest za dużo poważniejszy grzech niż oszustwa finansowe i znieczulica na los bezdomnych. Ktoś, kto dopuści się aktu masturbacji, nie przystępuje do Komunii świętej. Ta sama osoba jednak może od lat "nie rozmawiać" z kimś z rodziny, co więcej regularnie go oczerniać i w żadnej mierze nie przeszkadza jej to w pobożnym uczestniczeniu w liturgii.

Tak się bowiem porobiło, że prawie wszystko, co dotyczy seksu, uważane jest za materię ciężką i w związku z tym kojarzy się z grzechem ciężkim. Gdy tymczasem inne aspekty ludzkiego życia i ludzkiego grzechu traktowane są w sposób dużo bardziej relatywny. Niekiedy bywa tak, że wysiłek w zapanowaniu nad sferą seksualną, przysłania wierzącemu, wiele innych ważniejszych obszarów jego życia, w których jest dużo więcej do uporządkowania.

Co do pierwszej części pytania: "I tak, i nie". Powiedziałbym, że Benedykt XVI w swoim nauczaniu z całą pewnością na sprawach seksualnych zafiksowany nie jest. Problem - jak już zauważyłem - jest dużo bardziej złożony. Okazuje się, że tam, gdzie szerzone są libertyńskie poglądy na temat zachowań seksualnych, ludzie wcale nie czują się bardziej wolni, wcale nie mają mniej problemów ze swoją seksualnością. Edukacja seksualna nie owocuje uspokojeniem i odpowiedzialnością w tej dziedzinie życia. Czasem, wręcz przeciwnie, rozbudza jedynie roszczeniowe i czysto konsumpcyjne myślenie o seksie.

Obalanie kolejnych seksualnych tabu nie pomaga ludziom być ze sobą na dobre i na złe. Niesie natomiast egoistyczne skoncentrowanie na sobie, niezdolność do wierności, a w konsekwencji rozbijanie ludzkich więzi. Niejednokrotnie hasło "chcę być wolny; chcę być wolna" oznacza tak naprawdę lęk przed wejściem w relację miłości, która wymaga odpowiedzialności. Bez takiej miłości ludzkie życie prędzej czy później okazuje się miałkie, jałowe, bezsensowne.

Uczenie się odpowiedzialności za zachowania seksualne jest trudne. Z jednej strony mamy błędne rozumienie wolności jako braku odpowiedzialności, z drugiej zaś lękowe poszukiwanie precyzyjnych wskazówek regulujących każdy wymiar seksualności. To nie jest tak, że wszyscy księża w konfesjonale uściślają, jak i gdzie można się całować, a jak nie można. Niekiedy zdarza się, że penitent, który usłyszy, że sam musi w sumieniu rozstrzygać pewne problemy moralne, jest niezadowolony. Niezadowolony dlatego, że boi się własnej wolności i wezwania do odpowiedzialności, i wolałby, gdyby ktoś, czyli ksiądz wziął za niego tę odpowiedzialność. Ksiądz winien oczywiście służyć radą i jasnymi wskazówkami, ale to nie znaczy, że ma wszystko rozwiązywać za penitenta.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Autoreklama, apokalipsa i seks
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.