Bądźmy naiwni w głoszeniu Bożego Miłosierdzia
Żadna krucjata (medialna czy zbrojna) nie nawróci ludzkiego serca, nie sprawi, że serce człowieka zacznie kochać Boga. A przecież o to chodzi w chrześcijaństwie. Tylko człowiek, który doświadczy bezwarunkowej miłości Boga, który umiłował pokój, jest w stanie zwrócić swoje serce ku Prawdzie, którą nie jest żaden system prawny, ale Jezus Chrystus.
Powiem szczerze, że kiedy pisałem swój ostatni felieton o potrzebie ewangelizacji, miałem w sobie jakąś wewnętrzną wątpliwość, czy kolejny tekst w tym temacie jest potrzebny.
Niewiele czasu minęło i przez świat katolickich mediów (ciągle mam nadzieję, że jednak realny - jest lepszy) przelała się cała seria nawoływań do tryumfu i krucjat, a nawet ogłaszania decyzji o tym, kto pójdzie do piekła. Najpierw odezwali się ci, którzy już wiedzą, po prasowych doniesieniach, co powie Franciszek na temat Medjugorie. Później pojawiły się głosy o tym, kto pójdzie do piekła po głosowaniu w sprawie in vitro w Sejmie. A na samym końcu nawoływanie do krucjat przeciwko islamowi.
Teraz już nie mam żadnych wątpliwości, że musimy sobie ciągle przypominać o konieczności ewangelizacji. Ewangelizacja, o której mówię, wcale nie jest przyklepywaniem zła i zgadzaniem się na grzech, ale jest głoszeniem w miejscach, gdzie to zło i grzech jest obecne - zwycięstwa Boga. Twierdzenie, że Bóg JEST dobry, nie jest przyklepywaniem samowoli człowieka, ale ciągłym przypominaniem o tym, skąd człowiek ma czerpać siłę i inspirację do zmiany.
Nasz Bóg jest Księciem Pokoju, jest Bogiem, który miłuje pokój i tych, którzy ten pokój wprowadzają. Nie jest Bogiem, który nawołuje do wojny. I wcale nie myślę tu tylko o wojnie z karabinami w ręku.
Wojną może być również nieustanne podkreślanie grzeszności i gorszości kogoś. To Bóg jest tym, który może człowieka przekonać o grzechu, czyli do uznania tego, że ja jako człowiek popełniłem zło, które niszczy mnie i relacje z innymi ludźmi.
Żadna krucjata (medialna czy zbrojna) nie nawróci ludzkiego serca, nie sprawi, że serce człowieka zacznie kochać Boga. A przecież o to chodzi w chrześcijaństwie. Tylko człowiek, który doświadczy bezwarunkowej miłości Boga, który umiłował pokój, jest w stanie zwrócić swoje serce ku Prawdzie, którą nie jest żaden system prawny, ale Jezus Chrystus.
Proszę Was, przypomnijmy sobie to, że sami jesteśmy nieprzyjaciółmi Boga przez naszosobisty grzech. Przypominajmy sobie to, że nie "oni" są wrogami Pana Jezusa i chrześcijaństwa, ale my - karmiący się regularnie Jego Słowem i Ciałem, będący przekonani o tym, że należy się nam miejsce w Kościele, a tamtych trzeba ekskomunikować.
Musimy sobie to przypominać, nie żeby się upokarzać, ale by przestać wchodzić w "buty" Tego, który sam oddzieli kozły od owiec, plewy od ziarna. To jest zadanie Boga, nie człowieka, nawet najbardziej katolickiego człowieka. Ci wszyscy, przeciw którym chcemy wysłać krucjaty w jakiejkolwiek postaci, są nam równi w grzechu.
Tak, mamy być naiwni w głoszeniu miłosierdzia, bo to nie my je rozdajemy, ale Bóg, który jest źródłem wszelkiego miłosierdzia.
Człowiek, którego nazywamy nienormalnym (bo jest innej orientacji seksualnej i domaga się praw sprzecznych z naszym system wartości), jest takim samym grzesznikiem jak my. Człowiek, przeciw któremu chcemy wysłać wojska z krzyżem na czele, jest takim samym pogubionym człowiekiem jak my. Bóg, nie my, sprawia, że słońce wschodzi nad jednymi i drugimi.
Nie bój się być naiwny!
Grzegorz Kramer SJ - duszpasterz powołań Prowincji Polski Południowej TJ, współtwórca projektu Banita. Na jego blogu znajdziesz codzienne rozważania do Ewangelii
Skomentuj artykuł