Beatyfikacja kard. Wyszyńskiego stawia Kościół przed wielkim zadaniem

(fot. flickr.com/photos/episkopatnews)

„Biskupi przesunęli beatyfikację Wyszyńskiego, bo wiedzą, że gdy się odbędzie, to trzeba będzie zacząć go naśladować” – usłyszałem kilka tygodni temu z ust pewnego człowieka podczas jednej z kurtuazyjnych rozmów przykościelnych. I choć terminu beatyfikacji Sługi Bożego Prymasa Tysiąclecia nie przesunęli wcale biskupi, to nie trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, że wyniesienie tego Pasterza do chwały ołtarzy wiąże się z nie lada wyzwaniem i zadaniem na wiele lat dla Kościoła w Polsce.

Postać kardynała Wyszyńskiego od wielu lat budziła moje żywe zainteresowanie. Nie pamiętam skąd się ono wzięło, ale jego wielkość jest na tyle przyciągająca, że przeczytałem wiele książek na jego temat i tych zawierających jego nauczanie. Czy znam je doskonale? Na pewno nie, bo to niewyczerpujące się źródło inspiracji.

Myślę jednak, że nawet pobieżne zaznajomienie się z życiem i podstawowym przesłaniem wielkiego Prymasa Tysiąclecia pozwala wnioskować, że jego beatyfikacja stawia nas – ludzi Kościoła (piszę jako ksiądz, ale nieważne jaką rolę w tym Kościele spełniamy) przed wielkim zadaniem. Kościół w myśleniu i wizji kard. Wyszyńskiego jest bowiem bardzo wymagający i niestety bardzo odległy od tego, czego dziś w Kościele możemy doświadczyć.

Może ktoś zarzucić, że nie da się porównać Kościoła Polskiego czasów PRL do dzisiejszej rzeczywistości. Wtedy Kościół poniekąd spełniał inną rolę – był ostoją patriotyzmu, polskości, antykomunizmu. Dziś nie ma wroga w postaci antyreligijnej utopii socjalistycznej, dziś nie ma aresztowań biskupów i księży, dziś nikt nie zakazuje kultu publicznego. I faktycznie, jeśliby tylko powierzchownie porównywać, to zarzut byłby słuszny. Inne realia społeczne były wtedy, inne są dziś.

Kościół jednak ten sam! Kościół Chrystusowy, oparty na i głoszący Ewangelię Bożą, z misją prowadzenia dusz do zbawienia. Bo choć często kard. Wyszyńskiego kojarzymy z przywództwem na arenie walki z komunizmem (bo bronił wartości przed tym systemem), to jednak jego wizja Kościoła była właśnie taka. Kilka cech „Kościoła wg Wyszyńskiego” wydaje mi się na tyle istotnych, że powrót do nich (a może odkrycie ich na nowo) może być doskonałą podpowiedzią dla Kościoła postpandemicznego czasu. Poniżej wymienione cechy i ich bardzo fragmentaryczne omówienie jest zaledwie zarysowaniem tematu do dalszej dyskusji, co chcę mocno podkreślić.

Cecha pierwsza: wiarygodni, silni pasterze

To charakterystyczny rys Kościoła tamtych czasów. Prymas Tysiąclecia był niekwestionowanym interrexem. Da mihi animas… Otrzymał i rządził. W wymiarze moralnym przede wszystkim. Ci, którzy mogli zetknąć się z nim osobiście, wspominają, jak wielkim autorytetem się odznaczał. Autorytet nie do podważenia. Cała działalność Episkopatu w tamtym czasie oscylowała wokół osoby Prymasa.

Źle na tym Kościół nie wyszedł. I ktoś może zarzucić, że dziś czasy nie te, że Kościół stał się bardziej pluralistyczny i nie można wracać do tamtych schematów, które były odpowiednie na tamte a nie nasze czasy. Jedno jest jednak pewne, że nigdy potem Episkopat Polski nie odznaczał się taką jednością w działaniu i myśleniu. Było to widać „na dole” w sukcesywnej realizacji ogólnopolskich programów duszpasterskich (z różnymi oczywiście wynikami), w odbiorze przez Lud Boży i w postrzeganiu przez całe społeczeństwo (bo nie tylko Boży Lud – czyli Kościół wchodził w grę).

Kardynał był zawsze ostatnią instancją decyzji, ale swoją postawą potrafił zbudować wspólny front działa na rzecz Kościoła. Dziś rzadko kto nie ma wrażenia, że jest całkowicie inaczej.

Cecha druga: maryjność bez dewocji

Wielu ludzi, nawet badaczy historii Kościoła, zarzuca kardynałowi Wyszyńskiemu mariologię maksymalistyczną, czyli takie spojrzenie na rolę i znaczenie Maryi w planie zbawienia, które odbiera miejsca samemu Jezusowi Chrystusowi. Faktycznie Prymas był mocno związany z pobożnością maryjną i taką propagował. Trzeba jednak jasno zaznaczyć, że nie była to dewocja, polegająca na klepaniu litanii i różańca, poparta peregrynacją Obrazu i masowymi pielgrzymkami do miejsc maryjnych. Było to i jest nadal (do wykorzystania!) przepastne objętościowo studium maryjności, z uzasadnieniem takiego wywyższenia roli Maryi.

Jedno jest jednak pewne, że nigdy potem Episkopat Polski nie odznaczał się taką jednością w działaniu i myśleniu.

Choć w odbiorze często postrzegane jako budowane na emocjach, to jednak bardzo przemyślane prowadzenie duszpasterstwa Kościoła w Polsce drogą Niepokalanej, poparte dogmatycznie, biblijnie i historycznie. Komplementarność tego nauczania zdumiewa. I jest do obronienia. Zaskoczyłem się bardzo, kiedy ostatnio czytałem biografię ks. Blachnickiego (autorstwa p. Terlikowskiego) i dostrzegłem tak samo głęboką analizę maryjności, przebijającą w działaniu i myśleniu założyciela Ruchu Światło-Życie. Wnioski podobne. Kościół w Polsce będzie maryjny albo nie będzie go wcale. Myśl warta zaznaczenia.

Cecha trzecia: komplementarność wizji

To, co najbardziej zdumiewa w postawie, działaniu i myśleniu Prymasa Tysiąclecia – całościowa wizja Kościoła. On rozumiał, że tylko budowanie Kościoła na wszystkich frontach jednocześnie przyniesie określone rezultaty. W swoim pasterzowaniu nie skupiał się tylko na szczególnych obszarach duszpasterstwa (bo w tym czuł się dobrze, a tamtego nie tykał). Widział Kościół we wszystkich jego wymiarach. Miał to wszystko bardzo logicznie poukładane. Największym tego przejawem jest chociażby fakt łączności, niesamowitego przenikania się i wzajemnego uzupełniania (równoległego rozwoju) trzech wielkich inicjatyw Prymasa: Odnowienia Ślubów Jasnogórskich, Peregrynacji Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej i Wielkiej Nowenny Tysiąclecia.

Każde z tych wydarzeń analizowane osobno jest niepełne, nie do zrozumienia. Jedno wynikało z drugiego, bo wizja była całościowa. Dziś w Kościele (duszpasterze, ale nie tylko) starają się jak mogą, ciągnąc jednocześnie kilka srok za ogon z różnym, często miernym, rezultatem. Brakuje w tym jakiegoś fundamentu, jakiejś myśli i wizji przewodniej. I może nie czas, by wymyślać i tworzyć na nowo, a czas powrócić do już sprawdzonych i komplementarnych pomysłów.

Cecha czwarta: walka z wadami

Z wadami, które jeśli w sobie zauważał, to zwalczał (zacząć od siebie!!). Z wadami, o których Prymas zawsze mówił wprost. I nie bał się odbioru. Z wadami, na które zawsze dawał jakąś receptę. I oczywiście pierwsza nasuwa się tutaj wizja walki z alkoholizmem (zresztą również zauważona przez wspomnianego ks. Blachnickiego), ale chodziło tutaj o wiele innych wad: Kościoła (a czy dziś tych wad nie zauważamy?), człowieka czy Ojczyzny.

Kiedy rozmawia się ze świeckimi, to często zwracają uwagę, że czują się w Kościele „zagłaskani”. Bo jakoś wygodniej nie dotykać spraw trudnych, wstydliwych, bo jakoś prościej o przypominanie o Miłości Bożej bez wskazywania wymagań. I takie (łatwe do zauważania) błędne myślenie, że jak będziemy się uśmiechać, to ludzi w Kościele będzie coraz więcej. I troszkę wstyd, że muszą przypominać to świeccy, że jakość jest w cenie. Jakość a nie miałkość.

Cecha piąta: przede wszystkim człowiek

Bo relacja Boga z CZŁOWIEKIEM była dla Prymasa najważniejsza. „Człowiek jest najważniejszą na świecie istotą, jest swego rodzaju centrum, ku któremu powinny się kierować wszystkie sprawy ziemskie”. I to dalszego komentarza nie wymaga.

Za kilka miesięcy Prymas Tysiąclecia będzie ogłoszony błogosławionym. Stanie się dla Kościoła w Polsce wielkim orędownikiem, patronem wielu spraw i wspomożycielem w odbieraniu łaski Bożej. Czy do tego czasu zdąży na powrót stać się naszym nauczycielem?
Chciałbym.

Wpis ukazał się pierwotnie na nowacki.blog.deon.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Beatyfikacja kard. Wyszyńskiego stawia Kościół przed wielkim zadaniem
Komentarze (7)
MR
~Ma Rek
28 kwietnia 2021, 21:40
Tekst jest bardzo dobry. Punkt wyjścia do dyskusji.
KS
Konrad Schneider
28 kwietnia 2021, 13:32
Prosze Ksiedza, jednak trudno mi jest sie zgodzic z powyzszymi tezami. Przypomina mi to raczej akademie ku czci... (w mojej mlodosci odbywaly sie akademie ku czci rewolucji pazdziernikowej). Poniewaz jestem ostatnio na deonie banowany, odpowiem Ksiedzu prywatnie.
WG
W Gedymin
29 kwietnia 2021, 08:02
Nie tylko Pan. Taka jest "dobra zmiany" ojców Jarosława i Jakuba.
JJ
~Jan Jan
30 kwietnia 2021, 10:54
A nie są to przypadkiem księża Grzegorz Kramer SJ i Remigiusz Recław SJ ( ci, którzy kasują wypowiedzi a nawet zamykają konta) . https://pch24.pl/banuj-tradycjonaliste-banuj-czyli-kilka-slow-o-dialogu/
JL
Jerzy Liwski
28 kwietnia 2021, 12:20
Czy beatyfikacja Jana Pawła II coś zmieniła, była jakimś wyzwaniem etc. etc.? W przypadku tej beatyfikacji będzie dokładnie to samo.
WG
W Gedymin
28 kwietnia 2021, 10:40
"to nie trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem ..." nie trudno, czyli łatwo. czyli: "to łatwo się nie zgodzić z tym stwierdzeniem". Czy o to autorowi chodziło? Choć ja nie zgadzam się z "że wyniesienie tego Pasterza do chwały ołtarzy wiąże się z nie lada wyzwaniem i zadaniem na wiele lat dla Kościoła w Polsce". Sama beatyfikacja nie zmienia nic w przesłaniu Prymasa, ani jego wypowiedzi nie są mądrzejsze, ani życie świętsze czy heroiczniejsze. Mądrych słów trzeba słuchać, dobre przykłady i świętość warto naśladować bez względu na to czy ktoś jest beatyfikowany czy nie, a nawet wtedy gdy nie jest chrześcijaninem, a nawet wtedy gdy jest ateistą.
JN
~Jan Nowak
28 kwietnia 2021, 22:27
A co jest takiego mądrego w byciu ateistą że warto to naśladować?