Bóg jest wielką, uśmiechniętą Murzynką?

Scena z filmu "Chata" (fot. materiały prasowe dystrybutora)

Autor tej historii był molestowany w dzieciństwie, a napisana przez niego książka miała się nigdy nie ukazać. Dziś jest światowym bestsellerem, a na ekrany kin weszła jej długo oczekiwana ekranizacja.

Nieczęsto oglądamy film, który może odmienić naszą modlitwę, sposób myślenia o Bogu, a nawet sprawić, że będzie nam łatwiej przebaczać. Być może dlatego "Chata" - filmowa adaptacja powieści Williama P. Younga, Kanadyjczyka wychowywanego wśród tubylczych plemion Papui Nowej-Gwinei - zdobyła taką popularność.

Od rany do uzdrowienia

Chociaż "Chata" to historia o wierze, przebaczeniu i bardzo osobistej relacji z Bogiem, w Kościele można spotkać się z opiniami, że jest za bardzo protestancka i zamyka Boga w zbyt "ludzkich" schematach. Wrażliwość ludzi, podobnie jak ich wiara, są jednak różne i to, co dla jednych upraszcza i ogranicza Boga, dla innych może być szansą pogłębienia relacji z Nim.

DEON.PL POLECA

Bohaterem filmu jest Mackenzie Allen Phillips - szczęśliwy mąż i ojciec, który postanawia zabrać swoje dzieci na wakacyjny biwak w górach. Podczas rodzinnej wyprawy dochodzi do tragedii. Missy - najmłodsza córka i oczko w głowie Macka - zostaje porwana i brutalnie zamordowana w górskiej chacie. Mężczyzna pogrąża się w rozpaczy, coraz bardziej oddalając się od żony i dzieci. Zaczyna czuć żal do siebie i złość na Boga za to, co spotkało jego córkę. Wszystko zmienia się w zimowy poranek, gdy Mack znajduje w skrzynce na listy wiadomość, w której ktoś podpisany "Tata" zaprasza go do spotkania w chacie - tej samej, w której została zamordowana jego córka. Chociaż mężczyzna początkowo traktuje list jak niemiły żart, słowo "Tata" nie daje mu spokoju. Powoli zaczyna do niego docierać, że tajemniczy list może pochodzić od Boga. Nie mając nic do stracenia, pożycza od przyjaciela jeepa i rusza do miejsca, w którym rozegrała się największa tragedia jego życia.

Gdy Mackenzie dociera do chaty, wkracza w przestrzeń jak ze snu; w niewytłumaczalny sposób zima zamienia się w wiosnę, a on sam trafia do pięknego domu, w którym mieszkają trzy niezwykłe osoby. Wkrótce okazuje się, że jego gospodarze - ogromna, uśmiechnięta Murzynka, przystojny młodzieniec o ciemnej cerze oraz młoda Azjatka - to w rzeczywistości Bóg Ojciec - "Tata", Syn Boży i Duch Święty. Mack zostaje zaproszony do kilkudniowego "pobytu" w domu samego Boga, którego może dotknąć, zadawać Mu pytania, a nawet powiedzieć Mu, co myśli o Nim w związku ze śmiercią Missy. Krótko mówiąc, Mack doświadcza bardzo osobistej relacji z Bogiem, który za wszelką cenę pragnie pokazać mu, jak bardzo jest kochany i jak wielki sens ma jego cierpienie.

Bóg jest wielką, uśmiechniętą Murzynką?

Fakt, że Bóg Ojciec został przedstawiony w "Chacie" jako ogromna Murzynka, jest pierwszym momentem, który może nas poważnie zaskoczyć, a nawet zgorszyć. Większość z nas myśli wtedy: "Przecież Bóg jest Ojcem - mężczyzną". Tymczasem postać, jaką Bóg wybrał, by objawić się Mackowi, związana jest z jego trudnymi relacjami z ziemskim ojcem. Gdyby Bóg przybrał postać mężczyzny, Mack nie otworzyłby się przed Nim. Co więcej, Bóg w książce oraz w jej filmowej adaptacji ma więcej twarzy - kiedy Mack wybacza swojemu ziemskiemu ojcu, Stwórca staje się mężczyzną.

Jezus w "Chacie" przedstawiony jest jako przystojny młodzieniec semickiego pochodzenia. To właśnie przy nim Mack czuje się najbardziej swobodnie. Ale oprócz Syna i Ojca w filmie pojawia się również młoda Azjatka. Gdy Mack pierwszy raz ją zobaczył, wydawało mu się, że "migocze w blasku słońca, a włosy ma rozwiane, choć nie poczuł najmniejszego podmuchu wiatru". To oczywiście Sarayu, uosobienie Ducha Świętego.

Fakt przedstawienia Boga w tak "ludzki" sposób może być niezrozumiały. Zgoda, nadanie Bogu ludzkich cech zawsze będzie Go ograniczało; pewnie dlatego tak długo unikano w ikonografii przedstawień Boga Ojca i Ducha Świętego.

Ale z drugiej strony, jeśli ludzkie wyobrażenie Boga zbliży Go do człowieka, a więc przyniesie dobre owoce, może warto zaryzykować? Czy nie dlatego Bóg stał się człowiekiem, aby w Jezusie Chrystusie ukazać nam siebie jako miłosiernego Ojca?

Dlaczego Bóg wybrał właśnie Macka?

Wygląda na to, że Young dzięki trudnym doświadczeniom z dzieciństwa odkrył, jak ważną rolę w życiu każdego człowieka pełni proces uzdrowienia relacji z ojcem. Kochający i odpowiedzialny tata jest w każdej rodzinie tym, który trzyma wszystko w ryzach. Jeśli z jakiegoś powodu nie jest on w stanie wypełniać ojcowskich obowiązków z miłością, cierpi cała rodzina, a wiele spraw zaczyna funkcjonować niezgodnie z Bożym planem, rodząc ból i cierpienie.

Może właśnie dlatego Bóg z "Chaty" wybrał Macka - ojca, który nie był idealny i który sam doświadczył, co to znaczy być skrzywdzonym przez tatę. I może paradoksalnie właśnie dzięki temu mógł doświadczyć ojcowskiej miłości Boga. Miłości, która daje siłę do uzdrowienia nawet najtrudniejszych relacji i przemiany ich w coś niewyobrażalnie pięknego.

Grzech sam w sobie jest karą

W filmie jest scena, w której Jezus sceptycznie wypowiada się o religii. W rzeczywistości nie piętnuje on Kościoła, ale grzech i to, co niszczy od środka zarówno Kościół, jak i każdą inną wspólnotę.

Co ciekawe, Bóg w "Chacie" daleki jest od gniewu i karania ludzi. Mówi wprost, że sam grzech jest dla człowieka wystarczającą karą, bo oddala go od źródła Bożej miłości. Czy nie o tym mówiliśmy w Kościele w czasie Roku Miłosierdzia i nie tego m.in. naucza papież Franciszek? Chociaż powieść Younga - której film jest wierną adaptacją - miała swoją premierę w 2011 roku, jeszcze długo pozostanie bardzo aktualna.

"Chata" to metafora wiary, nie Biblia!

Są tacy, którzy uważają, że "Chata" to opowieść o Bogu. Co więcej, z jakiegoś powodu traktują tę historię jak dogmat. Łatwo zapomnieć, że to powieść napisana przez pisarza w XXI wieku, która jest efektem jego przemyśleń i osobistych doświadczeń, a Bóg jest w niej przedstawiony wyłącznie w sposób metaforyczny. Nikt naprawdę nie wie, jaki On jest. Wiadomo tylko, że zaprasza człowieka do uczestniczenia w nieustannej komunii z Ojcem, Synem i Duchem Świętym i że chce dzielić się swoją miłością z każdym człowiekiem, bez względu na bagaż jego doświadczeń.

"Chata" to przede wszystkim historia zranionego człowieka, który uczy się przebaczać. To opowieść o wewnętrznym uzdrowieniu, które może dokonać się w każdym z nas, jeśli wejdziemy w relację z Bogiem w swojej własnej "chacie". Tak jak w przypadku Macka była to tragiczna śmierć Missy, tak w naszym przypadku mogą to być trudne doświadczenia naszego życia, coś, z czym nie możemy się pogodzić, źródła naszego cierpienia. Właśnie w tych miejscach Bóg pragnie działać i uzdrawiać nas, przemieniając nasze ciemne przestrzenie w ogrody pełne kwiatów, tak jak czyni to filmowa Sarayu.

Sporo osób uważało, że ekranizacja "Chaty" się nie uda. Bóg bardzo rzadko pojawia w filmach i łatwo można go przedstawić w sposób fałszywy. Zapominamy jednak o tym, że sami nosimy w sobie fałszywy obraz Boga - sędziego, który tylko czeka, by ukarać nas za nasze grzechy. Co więcej, kątem oka patrzymy na Boga tak, jakby bawił się nami, dawkując nam mniejsze lub większe porcje cierpienia. Tak już do tego przywykliśmy, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo niesprawiedliwie Go traktujemy. Nie jestem teologiem, ale wydaje mi się, że Bóg w "Chacie" jest rzeczywiście bliski temu, jaki może być naprawdę.

Co ciekawe, "Chata" nie została napisana w celach wydawniczych - była jedynie prezentem dla dzieci autora. Innymi słowy - miała się nigdy nie ukazać.

* * *

Tytułowa chata to pokryta śniegiem, rozpadająca się szopa - najbardziej ponure miejsce na świecie. Niestety, każdy z nas nosi je w sobie, ukryte w najgłębszych zakamarkach duszy. Sprawdź, czy i tobie Bóg nie wysłał zaproszenia, byś udał się na spotkanie z Nim w twojej własnej chacie. Jeśli się zdecydujesz, pamiętaj, że On będzie ci towarzyszył i nawet się nie obejrzysz, a śnieg stopnieje i wokół zapanuje niekończąca się wiosna.

Piotr Kosiarski - redaktor portalu DEON.pl. Prowadzi bloga Mapa bezdroży

Kiedyś pilot wycieczek, obecnie dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Od 10 lat redaktor DEON.pl. Uważa, że rzeczy materialne starzeją się i tracą na wartości, a radość z podróżowania jest ponadczasowa i bezcenna. Jego ulubionym kierunkiem jest północ, a dokładniej wszystko "w górę" od pięćdziesiątego równoleżnika. Od miast woli naturę, najlepiej oglądaną z okna pociągu. Interesuje się również historią, psychologią i duchowością. Lubi latać dronem, wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg jest wielką, uśmiechniętą Murzynką?
Komentarze (28)
PB
~Paweł Borzeński
2 kwietnia 2020, 23:12
Myślę że autor przedstawił Boga jako czarnoskórą kobietę, Jezusa jako człowieka o twarzy bliskowschodniej, a Ducha Świętego w postaci Azjatki by złamać w pewien sposób myślenie rasistowskie, ksenofobiczne. W powieści jest dużo odważnych posunięć w kwestii myślenia o Bogu. Film owszem nie jest dogmatem, ale na pewno ukazuje właściwy tor pojmowania Bożej miłości. Bóg pragnie relacji z Nami, a nie naszej klęski. Pragnie iść z nami przez złe i dobre czasy. I r pragnie byśmy my pragnęli również.
24 marca 2017, 13:01
Kończymy rozmowę, ale właściwie nie wiemy dokładnie, kto i kiedy opracował „Sześć prawd wiary”, nie wiemy też, co dalej w tej sprawie. Były to więc pogaduchy bez puenty. 
24 marca 2017, 21:28
Bardzo dużo jest na Deonie dyskusji, które ciekawie się zaczynają, a potem niewiele z nich wynika. Artykuły schodzą z pierwszej strony, przychodzą następne podobne, i tak to się kręci. Czy to wystarczy?
Zbigniew Ściubak
28 marca 2017, 07:28
To naturalne. Strona spada w niebyt, ludzie na nią nie wchodzą. Od dyskusji są raczej fora internetowe albo takie płaszczyzny i narzędzia jak disquss. W jednej z odpowiedzi pojawiło się nazwisko autora sześciu prawd wiary.
2 kwietnia 2017, 15:58
Ks. Filochowski opracował, napisał Katechizm, który został wydany i musiał zostać zaaprobowany. Raczej nie jest twórcą „Sześciu prawd wiary”.
D
Dorota
23 marca 2017, 15:36
Czytałam książkę i chętnie obejrzałam film. To że Bóg jest Murzynką może szokować ale nie to jest celem. Tematem jest wybaczanie, przeżycie straty i relacja z Bogiem
20 marca 2017, 09:44
Widać w komentarzach, iż wielu z nas ma problem ze współczesną sakropapką o miłosierdziu. Stąd zapominaymy o: KKK 1059 "Świty Kościół rzymski mocno wierzy i stanowczo utrzymuje, że w dniu Sądu wszyscy ludzie staną przed trybunałem Chrystusa w swoich ciałach i zdadzą sprawę ze swoich czynów" (Sobór Lyoński II: DS 859; por. Sobór Trydencki: DS 1549). KKK 682 Przychodząc na końcu czasów sądzić żywych i umarłych, chwalebny Chrystus objawi ukryte zamiary serc i odda każdemu człowiekowi w zależności od jego uczynków oraz jego przyjęcia lub odrzucenia laski. KKK 1051 Każdy człowiek w swojej duszy nieśmiertelnej otrzymuje na sądzie szczegółowym, bezpośrednio po śmierci, wieczną zapłatę od Chrystusa, Sędziego żywych i umarłych.
Oriana Bianka
19 marca 2017, 23:23
"Zapominamy jednak o tym, że sami nosimy w sobie fałszywy obraz Boga - sędziego, który tylko czeka, by ukarać nas za nasze grzechy." Taki obraz Boga mógł powstać w trakie nauczania religii w Polse przez kilkadziesiąt lat w oparciu o katechizm dla młodzieży zawierający „Sześć prawd wiary”, które nie mają powiązania z powszechnym katechizmem i nie występowały w wydaniach w innych krajach.  Dlatego też niektórzy katolicy mają problem z obrazem Boga miłosiernego i przyjęciem jako głównego orędzia, że "Jezus Chrystus cię kocha, dał swoje życie, aby cię zbawić, a teraz jest żywy u twego boku codziennie, aby cię oświecić, umocnić i wyzwolić"
19 marca 2017, 20:46
Bóg nie jest wielką uśmiechniętą Murzynką i nie jest również małym smutnym albinosem. Na film raczej się nie wybiorę.
Andrzej Ak
19 marca 2017, 14:29
Ktoś może powie, że to za mocne, a ja utwierdzam się w tym, że większość z nas żyje w analfabetyzmie wiary Chtrystusowej i przez to zbyt łatwo daje się łamać złu. Aby pokonać ten analfabetyzm musimy wciąż więcej uczyć się o Bogu, o Jego Trzech Przenajświętszych Osobach i szukać z Nimi bezpośredniego kontaktu. Jednak nauka o Bogu to jedna płaszczyzna wiary, bo trzeba także poznawać drugą rzeczywistość naszego życia, czyli zło, które niestety żyje razem z nami na tym świecie. Dlatego ja polecam do rozważenia poniższe nagranie, bo jest w nim esencja prawdy o nas samych. Nie ma chyba człowieka wolnego od doświadczeń złego. A wygrywają ze złem tylko Ci którzy wiedzą czym ono jest i jak się przed nim bronić powierzając się w opiekę Bogu i świadomie odrzucając wszystko co pochodzi od złego. [url]https://www.youtube.com/watch?v=0-0LawWQiHs[/url]
WR
Wow Ras
20 marca 2017, 13:42
Tu nie ma się czego uczyć, tu kochać trzeba! Nic więcej do piękej relacji z Bogiem nie potrzeba - tylko prawdziwe miłwanie siebie i drugiego człowieka, w postawie pokory wobec cudu stworzenia wszystkiego, co mnie otacza :) Też nie chodzi o walkę ze złem jako życiowym celem, to nie zawody kto więcej zła pokona :) Zło zostało przez Boga w Jego planie ujęte, zaakceptowane i ostatecznie zniszczone. Więc niech sobie ono będzie, miejmy tylko na nie baczenie; będąc przy Panu oddalamy zło od siebie; nie trzeba walczyć wystarczy trwać w Bożej obecności :) pozdrawiam
Andrzej Ak
22 marca 2017, 19:37
Owszem moje słowa nie są skierowane do wszystkich, bo jakaś nieliczna grupa ludzi faktycznie ma jakby mniejsze skłonności do zła. Czy to po przodkach, którzy wiedli bardzo pobożne życie, czy też z samej duszy, która została obdarzona Bożą miłością w większym stopniu niż u pozostałych. Faktycznie chyba na kilku palcach jednej ręki mógłbym wyliczyć takie jednostki, które miałem okazję poznać w swoim życiu. Jednak bardzo wielu ludzi musi się zmagać ze złem, ze słabościami i skłonnościami do upadków. I tak np im wyżej w hierarchiach kościelnych tym dostrzegam słabszych. Problemu nie ma jak pracują nad sobą w łączności z Bogiem. Problem pojawia się wówczas, gdy się już zmęczą tą wewnętrzną walką i odpuszczą.  A ileż to wiernych po kościołach z "przyklejonym" złym co niedziela chodzi i ja to widzę. Brakuje egzorcystów, bardzo brakuje, bo nikt inny tym ludziom nie pomoże, a i oni sami nigdy nie znajdą chyba tyle sił aby pojechać tam gdzie egzorcyzmują, czyli robią porządki w duszy człowieka, w jego wnętrzu.
19 marca 2017, 14:24
Cóż,każdy ma Boga na miarę potrzeb.Autorowi wyraźnie wystarczy ten ze zdjęcia.Trudno więc z tym dyskutować. Katolicy jednak winni wiedzieć,iż Objawienie Boga skończyło się ze śmiercią ostatniego z Apostołów,zaś jego depozytariuszem jest Kościół Rzymski podając nam do wierzenia niezmienne dogmaty wiary współgrające z podobnie niezmiennym publicznym kultem Boga. Jakiekolwiek formy dyskredytowania Oblubienicy Naszego Pana zmierzające do "uwolnienia" indywidualnego sumienia od zbawczego obowiązku podporządkowania się Kościołowi jest czystym diabelstwem. 
WR
Wow Ras
20 marca 2017, 13:47
"zbawczy obowiazek podporządkowania się Kościołowi" ? A cóż to za funtamentalistyczne teorie? Wpuść trochę ożywczego Ducha Świętego w Twą religijność i niech ona stanie się duchowością :) pozdrawiam katolik
Zbigniew Ściubak
19 marca 2017, 11:02
Cytuję tekst: "Zapominamy jednak o tym, że sami nosimy w sobie fałszywy obraz Boga - sędziego, który tylko czeka, by ukarać nas za nasze grzechy." A teraz Katechizm Kościoła Katolickiego: "Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze." - z pamięci. Ktoś nas nabiera albo wprowadza w błąd. ------------------------------------------------------------------------------------ Proszę o wsparcie mojego cudownego i fantastycznego projektu: [url]https://polakpotrafi.pl/projekt/wydanie-ksiazki-droga[/url]
Mieczysław Łusiak SJ
19 marca 2017, 13:35
Przyjacielu, masz słabą pamięć. Zdania: "Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze" w Katechiźmie Kościoła Katolickiego nie ma.
19 marca 2017, 13:54
W KKK nie ma, ale pamięć mimo wszystko dobra, bo "Sześciu prawd wiary" chyba wszyscy się uczyliśmy. Pewnie trzeba by je przeredagować.
MR
Maciej Roszkowski
19 marca 2017, 15:52
To zdanie było przez prawie 40 lat w katechiźmie ks. Filochowskiego
PG
Przemek Góralczyk
19 marca 2017, 18:42
Od kilku lat poważnie się mówi o konieczności zrezygnowania, bądź przedagowania tej formułki. Mówił o tym np. bp. Jan Długosz.  Podjęto też refleksję nad pochodzeniem tych "przedrukowywanych" prawd, choćby w tekście: https://gloria.tv/article/RyY7jmDSj3Ns2Lgti9aCX7bYv Myślę, że najważniejszą myślą tego tekstu, która też wskazuje na ukryte niebezpieczeństwo zawarte w "6 prawdach wiary" jest: "Jezuita Karl Frielingsdorf jedną ze swoich książek poświęcił fałszywym, demonicznym wyobrażeniom Boga. Są one bardzo szkodliwe duchowo – a powstają, gdy jeden z aspektów wizerunku Boga zostanie „podniesiony do rangi absolutu”, lub wtedy, kiedy „jedna lub więcej części mozaikowego obrazu Boga traktowana będzie jako całość”. Rolą Kościoła jest więc zastanawiać się, czy w naszej formacji wyrażamy się o Bogu odpowiednio precyzyjnie."
19 marca 2017, 22:13
Widzę, że bardzo ciekawe jest pochodzenie „Sześciu prawd wiary”, to nasze lokalne (polskie) prawdy wiary przekazywane od lat kolejnym pokoleniom.
19 marca 2017, 23:55
„Sześć prawd wiary” to polski wkład w teologię pastoralną. Ale poza Polską nieznany. Podejrzewam, że w czasach, kiedy je formułowano rzeczywiście były potrzebne. Był to porządkujący „dodatek” do 10 przykazań, 7 wad głównych i uczynków miłosierdzia względem duszy i ciała. Tak naprawdę wypełniało „lukę” w podstawowym wykładzie wiary dla nieuczonych i pomoc w spowiedzi. Dzisiaj co uczciwsi teologowie i biskupi zastanawiają się jak się z tego teologicznego „czcigodnego potworka” wycofać.
WR
Wow Ras
20 marca 2017, 13:51
Masz w pamięci zły ślad. Tego co piszesz z pamięci nie ma w KKK :( Jest to w ramach 6 prawd wiary zamieszczonych m.in w katechiźmie dla  dzieci/młodzieży. To jest już kilkadziesiąt lat inprintowane nam do głowy przez instytucję i mamy taki oto pasztet, że Bóg jawi sie na m jako sędzia i najlepiej z ługa siwa brodą hehe. Pięknie że Chata łamie ten stereotyp, a kto żyw niech czym prędzej oduczy się patrzenia na Ojca jako surowego sędziego. btw możemy podziękować instytucji KK, że nas w takie "myśłowe maliny" wpuściła. Czyżby nas (i siebie) oszukali?
Zbigniew Ściubak
20 marca 2017, 16:10
Oczywiście, że mam w pamiędzi ŚLAD. Ale dlaczego pisze Pan, że to ZŁY ślad? Jak mam nie mieć tego śladu, kiedy - jak sam Pan pisze - księża "imprintowali" to pojęcie. I teraz NAJWAŻNIEJSZE, czyli pańskie pytanie: "możemy podziękować instytucji KK, że nas w takie "myśłowe maliny" wpuściła. Czyżby nas (i siebie) oszukali?" Otóż, nie wiem czy zdaje Pan sobie sprawę z wagi wniosków, gdyby istotnie były to (kolokwialnie ujmując) myślowe maliny. Przecież ktoś może zupełnie łatwo wtedy, i nie bezzasadnie, powiedzieć że to była nieprawda. Mówiona celowo. Zwodzenie. Prowadzenie na manowce itd. Więc jak?
Zbigniew Ściubak
20 marca 2017, 16:12
No dobrze. Ale jeśli to jest "teologiczny czcigodny potworek" to jak nazwać wkładanie go w głowy ludzi? Błędem? A może to nie był błąd? A to była prawda czy fałsz? A czy są czasy gdy fałsz jest potrzebny??? Komu i do czego? Fałsz?
Zbigniew Ściubak
20 marca 2017, 16:14
@MR dziękuję za informację. Bo teraz nagle nikt się do tego zdania nie przyznaje, a było ono podstawową formacją dzieci, młodzieży i dorosłych.
Zbigniew Ściubak
20 marca 2017, 16:21
Z państwa komentarzy oraz tekstu artykułu, wnoszę, że przez tych, których obdarzałem zaufaniem i pewną fromą czci, byłem uczony nieprawdy. To chyba niemożliwe.
20 marca 2017, 22:17
500 lat temu twierdzić, że ziemia jest płaska, też nie było fałszem.
Zbigniew Ściubak
21 marca 2017, 08:27
@Cogito 1. 500 lat temu twierdzić, że Ziemia jest płaska (albo co bliższe prawdy, że Słońce i gwiazdy krążą wokół Ziemi) było FAŁSZEM. Fałsz to synonim NIEPRAWDY. Nie jest zależny od czasu i okoliczności. 2. Jest gorzej. Można rozpowszechniać i wtłaczać w ludzi fałsz z NIEWIEDZY. Wówczas jest to BŁĄD. Ale, co jeśli prawdę nagięliśmy do swoich (szczytnych) celów? Jeśli wiedzieliśmy, że dane określenie NIE JEST prawdziwe, ale je propagowaliśmy?