Bóg w zupie - korespondencja z filmowej Gdyni

Bóg w zupie - korespondencja z filmowej Gdyni
Konrad Sawicki

Autorem wspomnianego tekstu jest Krzysztof Koehler, poeta, scenarzysta, krytyk filmowy i literacki, eseista, a w latach 2006-2011 dyrektor TVP Kultura. Po obejrzeniu "Lęku wysokości" Bartosza Konopki Koehler snuje refleksję o tym, że współczesne kino młodych polskich reżyserów w ogóle nie pokazuje młodych Polaków chodzących w niedziele do kościoła. I że wiara nie jest właściwie żadnym punktem odniesienia dla bohaterów pokazywanych w ich filmach. Cenzura jakaś? A może obciach? Pyta Krzysztof Koehler.

Przywołuję w pamięci najciekawsze debiuty i filmy młodych rodzimych reżyserów z ostatnich lat: "Sala samobójców", "Ki", "Wymyk", "Kret", "Lęk wysokości", "Chrzest" i inne. I faktycznie - kościół pojawia się tam tylko jako miejsce chrztu dziecka, a motyw wiary raczej nie istnieje. Oczywiście nie znam wszystkich filmów, więc moja ocena nie jest miarodajna, ale tych, które się ostatnio przebiły, raczej jestem pewien. Rzecz jasna nie chodzi o to, by ten temat musiał być jakoś obecny w każdym filmie. Jednak trzeba przyznać, że całkowite jego pomijanie daje do myślenia.

Zapadł mi ten felieton w pamięci i z tym większą ciekawością przyjechałem do Gdyni, by przekonać się, czy coś w tej kwestii się zmieniło. I owszem, już drugiego dnia festiwalu Maria Sadowska (rocznik 1976) zaprezentowała swój film "Dzień kobiet". W nim zaś widzimy główną bohaterkę, która wraz z matką i nastoletnią córką przychodzą do kościoła na mszę. Nie w jakieś specjalne święto i nie z jakiejś wyjątkowej okazji ale po prostu są na niedzielnej eucharystii, tak jak zresztą mniej więcej połowa Polaków. Co więcej filmowa bohaterka nie ma problemu z tym, by o swojej świątyni mówić do szefa per "nasz kościół".

DEON.PL POLECA

Krzysztof Koehler powinien być chyba zadowolony. W końcu filmowego opowiadania o współczesnej Polsce nie można tak po prostu pozbawić obecności kościołów i wiary młodych ludzi. Tę satysfakcję zmąci jednak jeden z dialogów wyjęty z "Dnia kobiet". Oto przy kuchennym stole nad gorącą zupą siedzą wspomniane trzy niewiasty.

- Bój się Boga! - wykrzykuje babcia, właściwie nie jest ważne z jakiego powodu.
- Babciu, co ty mówisz, przecież Boga nie ma - ripostuje nonszalancko nastoletnia wnuczka.
- Jak to nie ma!? - wykrzykuje starsza pani. - Jest! Jest wszędzie, nawet w tej zupie! - rzuca do wnuczki oburzona.
- To może lepiej jedzmy zupę, dobrze? - przerywa im główna bohaterka, kobieta trzydziestokilkuletnia.

Oczywiście, jest to subiektywna wizja twórców filmu. Ale przyjrzyjmy się uważnie, jaki obraz polskich katolików daje ta scena. Pokolenie dziadków - tradycyjnie wierzą, regularnie bywają w kościele ale brakuje im silnych argumentów na swoją wiarę, nie potrafią zbytnio o niej mówić, bo jest dla nich oczywistością, bo wynieśli ją z tradycyjnych domów (a tych coraz mniej). Pokolenie trzydziesto-czterdziestolatków - wolą o sprawach wiary w ogóle nie mówić, najczęściej zajęci, zapracowani, zatopieni w konsumpcyjnym modelu życia, troszczą się przede wszystkim o byt swojej rodziny (zupa). Pokolenie nastolatków - coraz częściej kontestują wiarę jawnie i wcale się tego nie wstydzą. Trochę to uproszczony obraz, naturalnie, ale coś w sobie ma i boli…

Jak by nie było, w końcu pojawił się film młodej polskiej reżyserki, która znajduje w nim miejsce na to, by pokazać Polaków na niedzielnej eucharystii i by coś o naszej wierze powiedzieć. Swoją drogą jest to zupełnie dobry, poruszający film, ze świetnymi zdjęciami, z ciekawą historią i interesującymi kreacjami aktorskimi. Gdy wejdzie do dystrybucji, można wybrać się do kina. Warto.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg w zupie - korespondencja z filmowej Gdyni
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.