Co chcemy osiągnąć, dyskutując o błędach Jana Pawła II?
Jednym z celów dziennikarstwa jest poszukiwanie prawdy. Sęk w tym, że każdy ma swoją wizję prawdy. I tej to wizji – a nie prawdzie – usiłuje podporządkowywać swoje działania. Jedni zatem za wszelką cenę usiłują dowieść, że Jan Paweł II krył przestępców w sutannach, inni zaś - także za wszelką cenę - próbują wytłumaczyć, że był człowiekiem bez skazy i w swoich działaniach się nie mylił, a podważanie dziś jakiś jego decyzji to zamach na świętość.
„Ja bym z takim papieżem nie wytrzymał” – stwierdził w 1999 roku w czasie pobytu w Gliwicach Jan Paweł II. Nawiązywał do swojej choroby, która spowodowała zakłócenia w podróży. Spotkanie z wiernymi w Gliwicach najpierw odwołano, a potem szybko znaleziono nowy termin.
„Ja bym z takim papieżem nie wytrzymał” – te, wypowiedziane w żartach, słowa Jana Pawła II można odnieść do całkiem poważnej dyskusji o jego podejściu do kwestii wykorzystywania seksualnego. Ale trzeba byłoby je lekko sparafrazować i powiedzieć tak: „Ja bym z takimi dziennikarzami nie wytrzymał”. Skąd taki pomysł? Jednym z celów naszego zawodu jest poszukiwanie prawdy. Sęk w tym, że każdy ma swoją wizję prawdy. I tej to wizji – a nie prawdzie – usiłuje podporządkowywać swoje działania. Jedni zatem za wszelką cenę usiłują dowieść, że Jan Paweł II krył przestępców w sutannach, inni zaś - także za wszelką cenę - próbują wytłumaczyć, że był człowiekiem bez skazy i w swoich działaniach się nie mylił, a podważanie dziś jakiś jego decyzji to zamach na świętość.
Prawda oczywiście leży po środku. Tyle tylko, że jak się wydaje każda ze stron okopała się na swoich pozycjach i nie zamierza ustępować. A tych stron jest w tej całej debacie sporo. Samo środowisko katolickie jest podzielone. Bo gdy jedni nie popuszczą ani o włos, drudzy jednak jakieś mankamenty w podejmowanych przez Jana Pawła II decyzjach dostrzegają. A co najciekawsze, i jedni, i drudzy mówią o konieczności obrony Jana Pawła II oraz o szukaniu prawdy. Ale podczas gdy jedni są w stanie podjąć merytoryczną debatę, to ci drudzy już nie – uznają się niejako za natchnionych przez Ducha Świętego, który udzielił im łaski poznania całej prawdy. Przyznam, że trudno z takim stanowiskiem podjąć jakąkolwiek merytoryczną dyskusję.
Trudno też dyskutować z emocjami, o których parę razy już tu pisałem. Jeśli bowiem chcemy podjąć rzetelną debatę i poszukiwania prawdy, to emocje trzeba zostawić za drzwiami. One bowiem w dużej mierze ją determinują. Zasadnicze pytanie brzmi: czy Jan Paweł II potrzebuje obrony? Właściwie wszystko na temat jego roli w odniesieniu do przestępstw seksualnych wiemy. Doskonale wiemy, że to za jego pontyfikatu zaostrzono kościelne przepisy, doskonale też wiemy o tym, że początkowo były one ułomne i z czasem je poprawiono i doprecyzowano. Po Janie Pawle II kontynuowali zmiany i Benedykt XVI oraz Franciszek. Doskonale też wiemy o tym, że papież Polak z ofiarami się nie spotykał. I choć to wiele osób boli i tu dostrzegają jego niedociągnięcia, to nie trudno nie widzieć tego, że były to inne czasy, inaczej na te problemy patrzono, etc.
Kolejne zasadnicze pytanie w tej dyskusji to punkt dojścia. Utwierdzić się w przekonaniu co do świętości, czy raczej ową świętość obalić? Czy też interesują nas li tylko pewne procesy decyzyjne, analiza błędów i niedociągnięć po to, by nie popełniać ich w przyszłości? Osobiście stawiałbym na to trzecie. I jeśli jakąś debatę prowadzić - to właśnie w tym kierunku. Nie sposób w niej pomijać błędów, ale też nie można rozdzierać z tego powodu szat i ustawiać Jana Pawła II w jednym szeregu z tymi, którzy faktycznie przestępców w sutannach kryli. Bo jest to po prostu nieprawdą. Uczciwe poszukiwanie prawdy wymaga dostrzeżenia każdego elementu budowli. Można przecież postawić dom bez komina czy bez okien, ale bez fundamentów się nie da.
W owym poszukiwaniu prawdy nie sposób jednak obojętnie przechodzić obok fałszerstw, niedopowiedzeń, szyderstw. Koniecznym jest ich prostowanie. „Prawda obroni się sama” – każdy z nas słyszał te słowa nie raz. Tyle tylko, że prawdzie trzeba pomagać, a to wymaga wiedzy. A tej nigdy za wiele.
Skomentuj artykuł