Co ma Kościół do Jobsa i Gatesa?

Co ma Kościół do Jobsa i Gatesa?
(fot. flickr.com/ by Brevityness)

Streszczając książkę Waltera Isaacsona "Steve Jobs" można stwierdzić, że główny spór, jaki twórca Maca, iPhona i iPada toczył z resztą świata, dotyczył kwestii "zamknięty" czy "otwarty". Choć sam Jobs raczej wolał mówić o "zintegrowanym" niż o "zamkniętym". Ucieleśninieniem "otwartego" przez całe lata był dla Jobsa Bill Gates i jego Microsoft. Pod koniec życia głównymi adwersarzami założyciela Apple’a byli twórcy Googla, którzy wyprodukowali i udostępnili komu się da Androida.

Ironia życia Jobsa polega na tym, że będąc we własnym przekonaniu buntownikiem, a więc teoretycznie kimś ceniącym otwartość, od samego początku swej wielkiej kariery zajmował się "zamykaniem". Wszak pierwszym jego osiągnięciem biznesowym było niedopuszczenie do tego, aby jego kumpel i imiennik, Steve Wozniak, rozdawał za darmo komu popadło, swoje genialne pomysły.

Podczas lektury książki Isaacsona raz po raz łapałem się na budowaniu mimowolnych analogii z sytuacją, jaka istnieje w Kościele katolickim, nie tylko w Polsce (gdzie pojęcia "Kościoła otwartego" i "Kościoła zamkniętego" na trwałe wprowadził do obiegu obecny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin), ale także w skali globalnej.

DEON.PL POLECA

Temat "otwierania" lub "zamykania" Kościoła nie jest wynalazkiem naszych czasów, a uważny czytelnik Ewangelii dostrzeże jego przejawy już za ziemskiego życia Jezusa Chrystusa. Przy czym, podobnie, jak w przypadku Jobsowego widzenia kwestii produktu, w kwestii "zamykania" niejednokrotnie bardziej chodzi właśnie o spojrzenie integralne niż o faktyczne zamykanie. Chociaż, podobnie jak z produktami Apple’a, troska o integralność wiele razy owocowała zamknięciem (kto zna produkty firmy Steva Jobsa, ten wie, że nie da się ich otworzyć bez specjalnych narzędzi, dostępnych wyłącznie profesjonalnym serwisantom).

Zarówno komercyjny sukces Windowsa, jak i Androida, sugeruje wniosek, że ostatecznie filozofia "otwartości" wygrywa ze skutkującą zamknięciem integralnością. Tyle, że odbywa się to za bardzo wysoką cenę - za cenę jakości.

Tak się złożyło, że w ciągu zaledwie kilku dni miałem w rękach tablety Samsunga i Apple’a. Nie jestem specjalistą ani przesadnym estetą, ale podobnie jak brytyjski sędzia Colin Birss nie miałem wątpliwości, które z tych urządzeń jest bardziej "cool". Problem w tym, że jako stały klient dyskontów, wcale nie mam pewności, który tablet ostatecznie bym kupił. Zwłaszcza, że przed laty, jako zapalony użytkownik na polskim gruncie komputera Apple’a, musiałem z niego zrezygnować, ponieważ niezbędna współpraca z będącymi w większości w moim otoczeniu posiadaczami innych maszyn była kłopotliwa, uciążliwa (bardziej dla nich, niż dla mnie), a z czasem coraz częściej wręcz niemożliwa.

Isaacson opisując biografię Jobsa dochodzi do konstatacji, że obydwa podejścia do cyfrowej rzeczywistości, zarówno "integralne" (zamknięte), jak i "otwarte", okazały się potrzebne dla rozwoju tej dziedziny techniki i naszego życia. Choć przeciwstawne, ostatecznie wzajemnie się dopełniały i wciąż dopełniają. Mają różne zadania i trafiają do różnych adresatów.

Myślę, że podobnie rzecz się ma w Kościele. Spór "otwarty" czy "zamknięty" (a raczej właściwiej byłoby używać Jobsowego "integralny") choć nieunikniony i niemożliwy do wyciszenia, a tym bardziej do zażegnania, w końcu okazuje się drugorzędny (bo jednak nie pozorny). Kościół w swej różnorodności, która jest w istocie jego bogactwem, potrzebuje obydwu tych podejść. Jest czymś naturalnym, że raz przeważa jedno, a raz drugie. Najistotniejsze, moim zdaniem, aby jednemu nie udało się stłamsić, a tym bardziej zniszczyć, drugiego. Bo tylko razem przynoszą sukces.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co ma Kościół do Jobsa i Gatesa?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.