Co mają wspólnego Kościół i telewizja?
Między światem dla Boga i światem skrajnego antropocentryzmu, opartego na konsumpcji jako głównym źródle szczęścia, kompromis jest bodaj niemożliwy.
W czasach mojego dzieciństwa, w latach 80-tych, były właściwie dwa programy telewizyjne. Jeśli kogoś interesuje, jak wyglądała ramówka telewizyjna w tamtych latach i jeszcze na początku lat 90-tych, warto sięgnąć po archiwalne numery prasy ze śmiesznie skromnym - z dzisiejszej perspektywy - programem TV. Dziś wydaje się to niewiarygodne - zmiana społeczna w tej materii jest chyba jedną z najważniejszych przemian, jakie zaszły po roku 1989.
Niegdyś telewizja, nawet jako narzędzie propagandy władzy ("ludowej"), miała o wiele bardziej ograniczony zasięg. Nie mówiąc już o tym, że była w zupełności pozbawiona reklam. Moje pokolenie wychowywało się właściwie jeszcze bez telewizji, która była rozrywką, ale nie zajmowała mnóstwa czasu, nie zaprzątała tak wyobraźni, nie blokowała/modyfikowała odbioru świata. Dziś chociażby wyobrażeniami konsumpcyjnymi, a zatem indywidualnymi i społecznymi rządzi głównie reklama, jej przekaz, bodźce, jakie wysyła. Poza tym, jeśli porównać jakość rozrywki, jaką dostarczają dziś kanały komercyjne i publiczne z niegdysiejszymi czasami, różnice będą widoczne gołym okiem. Od "Wielkiej Gry" do coraz bardziej żenujących festiwali ludzkiej głupoty i próżności...
Jak bardzo Polacy "zależą" od telewizji i telewizora pokazała niedawna sytuacja z platformą cyfrową NC+. W społeczeństwie niemal niezbuntowanym zmiana taryf i pakietów telewizyjnych wywołała małą rewolucję wściekłych użytkowników.
"Oburzeni po polsku" siedzą przed telewizorami i konsumują płynący stamtąd przekaz. Można im do woli meblować świat - spostrzegą to dopiero, gdy "cyfrówka" zmieni swoje pakiety. Dzieci, młodzież, dorośli - coraz bardziej wciągani są w telewizyjny matrix, powszechnie akceptowany, budujący kody kulturowe i wzorce funkcjonowania wspólnotowego: silniej u młodzieży, chyba nieco słabiej w pokoleniach bardziej odpornych na konsumpcyjną propagandę.
Nie ma dziś wyobrażeń społecznych, ani politycznych, ani wreszcie kulturowych bez telewizji. Czegokolwiek nie mówilibyśmy o Internecie - TV wciąż jest górą jako główne źródło infotainmentu, czyli rozrywkowej informacji. Przenikanie tych światów jest coraz mocniejsze.
Nie trzeba większej spostrzegawczości, by zauważyć, jak skrajnie zlaicyzowanym medium jest telewizja. Zabrzmi to radykalnie: to najsilniejszy przeciwnik Kościoła w kształtowaniu wizji społeczeństwa, jego etyki, jego punktów odniesienia i hierarchii wartości. Od reklam, czyniących z hedonizmu i hiper-konsumpcji naczelną wartość i cnotę społeczną przez rozrywkę bazującą na niskich instynktach, aż po założenia światopoglądowe stojącymi za przekazywanymi informacjami - konflikt jest widoczny, choć z reguły przemilczany dla świętego spokoju.
Ewangelizacja mediów to temat nie tak rzadki. DEON.pl jest najlepszym przykładem udanego wejścia w świat internetowych mediów. Ale znacznie gorzej powiodło się w eterze i w telewizji właśnie. Tutaj największy sukces odniósł o. Rydzyk - budując własne media, czyniąc z radia i telewizji media rzeczywiście społecznościowe. A jak wygląda dziś kondycja TV PULS? Jaki jest zasięg TV Religia? A te dwa pytania to właściwie tylko czubek góry lodowej. Bo warto by zapytać, na przykład, jak w rzeczywiście silnej katolickiej telewizji wyglądać miałaby kwestia reklamy, ile miałaby ona zajmować miejsca w ramówce? Jak musiałoby wyglądać finansowanie takich mediów, jeśli nie miałyby kompletnie zależeć od reklamodawców - dziś jakość przekazu jest silnie skorelowana z ich potrzebami.
Media są dziś nowym Areopagiem świata, globalnej wioski, czy może globalnego miasteczka. Chrześcijaństwo przed wiekami przemieniło świat, przemieniając także jego kulturę, jej nośniki. Zaproponowało własne. A dziś? Tu i teraz? Czy katolicki przekaz choćby w telewizji publicznej nie jest tylko kwiatkiem do kożucha? A może - przeciwnie - ważnym przyczółkiem? A może w ogóle media nie są dobrym środkiem ewangelizacji, bo są zbyt wirtualne, zbyt mało dają możliwości rzeczywistego świadectwa? Czy - przeciwnie - służą jako dobre narzędzie "pierwszego kontaktu" z dzisiejszymi ludźmi, żyjącymi niemal non stop online, spędzającymi mnóstwo czasu z telewizorem?
Bądź co bądź, to właśnie dzięki telewizji, radiu i sieci każdy wierzący może szczególnie dziś poczuć się niemal jak "domownik Watykanu". Ale - równocześnie - media tworzą świat niemal kompletnie podporządkowany zachciankom człowieka. Między światem dla Boga i światem skrajnego antropocentryzmu, opartego na konsumpcji jako głównym źródle szczęścia, kompromis jest bodaj niemożliwy.
Skomentuj artykuł