Czasem trzeba tak niewiele, by zachwycić się Kościołem i poczuć się w nim jak w domu

Fot. Josh Applegate / Unsplash

My, dorośli, często szukamy w swoich parafiach cudowności: kazań idealnie wpisujących się w nasz tok myślenia czy przeżywania, spowiedników przenikliwych i głębokich niczym święty ojciec Pio czy organisty z głosem anioła. Gubimy w tym radość, skupiając się na tym, czego nie mamy, albo tylko na tym, że ktoś nas kiedyś zawiódł, zranił, obraził. Tymczasem gdzieś obok Jezus stawia nam ludzi, wydarzenia, sytuacje, które mogą prowadzić do głębszej relacji z Nim. Tylko czy nasze uprzedzenia nam tego nie zasłonią?

Ostatnie dni spędziłam z najbliższymi daleko od rodzinnego domu. Gdy 15 sierpnia wybieraliśmy się z dziećmi do okolicznego kościoła, rozmawialiśmy o tym, że w naszej parafii tego dnia wypada główny odpust parafialny. Zaproponowałam, byśmy będąc na mszy w innym mieście, pamiętali o naszej parafii i o tym, co od niej dostajemy. Reakcja dzieci mnie zaskoczyła. Moi chłopcy mają 7 i 10 lat. Można powiedzieć, że są mali i niewiele rozumieją. Jednak to, co zaczęli mi opowiadać, poruszyło mnie głęboko.

- Mamo, ja się pomodlę za ks. H., bo zawsze się do mnie uśmiecha i odprawił mszę gdy mi lekarz powiedział, że nie da się uleczyć mojego brzuszka. Wiem, że ksiądz też się za mnie modli.

DEON.PL POLECA

- Ja się też pomodlę – powiedział drugi syn – za ks. M., bo lubię, gdy do nas mówi i czuję, że jesteśmy dla niego ważni.

Zaskoczyli mnie tym. Pociągnęłam więc rozmowę, pytając o to, za co konkretnie i za kogo są wdzięczni. Pomysłów było sporo - za modlitwę, uśmiech, ognisko na zakończenie roku szkolnego, spotkania oazy i scholii dla dzieci oraz za małżeństwa, które te spotkania prowadzą, za możliwość zadawania pytań (i to, że nikt się z tych pytań nie śmieje) i za to, że są częścią grupy, w której czują się bezpiecznie, dobrze, w której mogą się rozwijać – nie tylko na poziomie duchowym. Ciocia, która przysłuchiwała się z boku naszej rozmowie, skwitowała to krótkim: serio? to wszystko dzieje się w waszej parafii?

Doświadczenie moich dzieci jest czyste, głębokie, nieporanione. Owszem, zdarzały się problematyczne sytuacje i są w naszej parafii ludzie, którzy są dla nich trudni. Jak wszędzie. Oni jednak nie wspomnieli o tym ani słowem, skupili się wyłącznie na tym, co dobre. Dostrzegli drobne rzeczy, które my, dorośli często pomijamy, szukając cudowności: kazań idealnie wpisujących się w nasz tok myślenia czy przeżywania, spowiedników przenikliwych i głębokich niczym święty ojciec Pio czy organisty z głosem anioła. Gubimy w tym radość, skupiając się na tym, czego nie mamy, albo tylko na tym, że ktoś nas kiedyś zawiódł, zranił, obraził. Tymczasem gdzieś obok Jezus stawia nam ludzi, wydarzenia, sytuacje, które mogą prowadzić do głębszej relacji z Nim. Tylko czy nasze uprzedzenia nam tego nie zasłonią?

Gdy rozmawiam z innymi o moim codziennym przeżywaniu wiary, powtarzam często, że moją ulubioną formą modlitwy jest adoracja w ciszy w naszym parafialnym kościele. Lubię też przyjść wcześniej, w tygodniu, na wieczorną mszę i pomodlić się z innymi na różańcu. Nie mam problemu z tym, że jedni przyjmują Komunię na rękę, a inni do ust (ani z tym, że jedni stoją, a drudzy klęczą, gdy ją przyjmują). Nie przeszkadzają mi starsze panie, których śpiew daleki jest od mojej wrażliwości muzycznej. Jedne kazania lubię bardziej, innych kapłanów słucham z dystansem albo walcząc, by nie przysnąć. Nie przeszkadza mi nasza różnorodność. Wręcz przeciwnie, widzę w tym piękno naszej parafii. Zwykłej, jakich wiele na mapie Polski.

Gdy zaczynałam pisać ten tekst, przeczytałam wpis deonowej blogerki, Agaty Rusek na Instagramie. Pięknie oddaje to, co rozumiem jako wspólnotę i to, że czasem trzeba tak niewiele, by zachwycić się Kościołem i poczuć się w nim jak w domu. Przyjętym, chcianym, akceptowanym.

Warto czasem zatrzymać się i pomyśleć za co jestem wdzięczny w Kościele – może nie tylko w swojej parafii, bo wiem, że nie wszędzie jest sielankowo. Co jest tym, co mnie ubogaca, karmi? Co dostaję od swojej wspólnoty i co ja sam, sama mogę jej dać? Czy szukam miejsca dla siebie - przestrzeni, która będzie dla mnie szansą spotkania z Bogiem, samym sobą i drugim człowiekiem? To ważne pytania, szczególnie jeśli tkwimy w martwym punkcie niewdzięczności, niedostrzegania dobra i szukania swojej jedynie słusznej racji, ponad relacją z drugim człowiekiem. To ważne pytania, jeśli rzeczywiście Kościół ma stać się naszym domem.

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czasem trzeba tak niewiele, by zachwycić się Kościołem i poczuć się w nim jak w domu
Komentarze (4)
G.
~Gość .
22 sierpnia 2023, 07:50
"Przyjętym, chcianym, akceptowanym" być. Jakie to trudne w naszym KK.
EG
~Ewa Glabriela
20 sierpnia 2023, 10:23
Dziękuję za inspirację, dziękczynienie za nasze parafie ( mamy dwie) będzie moją intencją dzisiejszej Mszy Sw.
TT
Thorgi Thorgi
18 sierpnia 2023, 09:49
A jaki piękny obrazek mamy jako ilustrację tego felietonu - 'versus deum', monstracja i krzyż. On jest najważniejszy...
AM
~Anna Majkowska
18 sierpnia 2023, 08:17
Bardzo lubię czytać Pani artykuły, takie mądre, wyważone