Czy Katarzyna Sieneńska pisałaby do "NIE"?

Czy Katarzyna Sieneńska pisałaby do "NIE"?
Krzysztof Wołodźko

Dziś chyba zbyt często i zbyt chętnie dba się o dobre samopoczucie kościelnych outsiderów, miłośników efektownych tez i niezobowiązującej paplaniny, a rzadziej ceni ten ciężki kawałek krzyża i chleba, jakim dla wielu księży jest przepowiadanie Ewangelii w zgodzie z Tradycją Kościoła.

Tytułem felietonu natchnął mnie redaktor naczelny "Więzi", Zbigniew Nosowski, a ściśle: jego notka na autorskim blogu, dotycząca ks. Lemańskiego, zatytułowana "Nie dano szansy pojednaniu".

DEON.PL POLECA

Naczelny "Więzi" stwierdza: "W historii Kościoła - obok licznych świętych pokornych - istnieją także wielcy niepokorni święci, którzy za swego życia surowo upominali nawet papieży. Sądzę, że gdyby np. Katarzyna Sieneńska żyła współcześnie, to swoje listy do biskupów zapewne ogłaszałaby w mediach (i to w mediach uznawanych przez wielu za wrogie Kościołowi). Dla takich niepokornych (nawet mniej świętych niż Katarzyna) trzeba znajdywać odpowiednie miejsce w misji Kościoła tu i teraz, a nie spychać ich przedwcześnie do domu emerytów".

Oczywiście, mój tytuł tylko nawiązuje do cytowanego tekstu, a to dlatego, że zawiera on istotny, a chyba celowo niedoprecyzowany niuans. Czym innym są bowiem media obiektywnie wrogie Kościołowi, a czym innym "uznawane przez wielu za wrogie". Ta druga sytuacja stwarza niejasność, wartą przedyskutowania: niestety, red. Nosowski nie podaje żadnych nazw, możemy się tylko domyślać, jakie to media. Czy chodzi może o stacje telewizyjne, w rodzaju TVN, czy gazety, takie jak "Gazeta Wyborcza", a może tygodnik "Polityka"? Ale przecież dla niektórych wrogie Kościołowi może być choćby "Radio Maryja", a jak się ktoś uprze to i nawet "Gość Niedzielny". Z kolei dla jeszcze kogo innego - pismo "Zawsze Wierni". Wyobrażam też sobie, że dla niektórych wrogie Kościołowi jest pismo "Christianitas", dla innych z kolei "Więź".  I już widać kłopot jak na dłoni: albo decydujemy się na obiektywne kryteria "wrogości wobec Kościoła", albo balansujemy na granicy własnych i cudzych opinii i domniemań.

Redaktor Nosowski ma rację, gdy pisze, że niepokorni także krytykowali Kościół i papiestwo - i byli świętymi. Co jednak zdecydowało ostatecznie o ich świętości? Ano to, że Kościół rozpoznawał i uczcił ich wierność - przede wszystkim nauczaniu Kościoła. Tak było choćby ze św. Tomaszem z Akwinu, tak też było przecież ze św. Ignacym Loyolą. A oni, choć niepokorni - to znaczy wykraczający poza pewien horyzont myślenia i praktyki Kościoła w świecie sobie współczesnym - w gruncie rzeczy byli rzeczywiście pokorni i posłuszni. Niepokorny nie znaczy niewierny, nie może tego oznaczać. Więcej: św. Ignacy wsławił się wypracowaniem doktryny "sentire cum Ecclesia" - trzymania z Kościołem, w której narzucał wiernym ogromną dyscyplinę myśli i woli.

Mam zatem poczucie, że niepokorny (czy może trafniej: nieposłuszny) ks. Lemański musi najpierw na własny rachunek odrobić lekcję posłuszeństwa, zamiast szukać sojusznika w "mediach uznawanych przez wielu za wrogie Kościołowi" (trzymając się enigmatycznej formuły redaktora Nosowskiego).

Nieco inną kwestią jest to, że Kościół faktycznie żyje dziś w sytuacji, jakiej nie znał przez wieki: w świecie areligijnym, czy może antyreligijnym.  Także Kościół w Polsce, tu i teraz, żyje w rzeczywistości, w której najpopularniejsze są opinie antykatolickie. W tym sensie argument red. Nosowskiego grzeszy kompletną ahistorycznością, czyli poza wartością erystyczną pozbawiony jest jakiejkolwiek wartości merytorycznej. Nie wiemy bowiem - wciąż trzymając się metafory - do jakich stacji telewizyjnych chodziłaby św. Katarzyna ze Sieny i komu wysyłałaby swoje artykuły: "NIE", albo "Gazecie Wyborczej", a może tygodnikowi "Polityka". A może wolałaby zupełnie inne tytuły?

Niezależnie od obiektywnej niemożności określenia medialnych sympatii św. Katarzyny ze Sieny wciąż mamy pewne reguły i intuicje, które właśnie dziś wydają się być szczególnie istotne. Zalecają one ostrożność: wypowiadać się o Kościele tam, gdzie ten Kościół jest traktowany instrumentalnie, przedstawiany z reguły w złym świetle, widziany wedle przeróżnych "widzimisię" i interesów, oskarżany bądź wykpiwany - nie jest mądrze. Nie dlatego, że Kościół jest bez skazy, albo że jest niezdolny do obrony własnych racji - raczej dlatego, że brak jest elementarnej pewności, czy z takich sytuacji wynika rzeczywiste dobro Kościoła: nawet nie dobro poszczególnych hierarchów, czy instytucji kościelnych, czy kleru, czy grupy wiernych - ale dobro Kościoła, które u swych źródeł jest darem zbawienia od Boga dla ludzi. Tam, gdzie "reformuje się" Kościół ze względu na ludzi i ich mniemania na jego temat - tam trzeba szczególnej ostrożności.

Ostatecznie, w grę wchodzi także odpowiedź na pytanie, co jest ważniejsze w Kościele: dobre samopoczucie "mniej świętych niepokornych" (znów wedle określenia red. Nosowskiego), czy wierność nauczaniu, zatem - wierność Kościoła sobie samemu. Mam wrażenie, że dziś chyba zbyt często i zbyt chętnie dba się o dobre samopoczucie kościelnych outsiderów, miłośników efektownych tez i niezobowiązującej paplaniny, a rzadziej ceni ten ciężki kawałek krzyża i chleba, jakim dla wielu księży jest przepowiadanie Ewangelii w zgodzie z Tradycją Kościoła.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy Katarzyna Sieneńska pisałaby do "NIE"?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.