Czy nasza skrucha skłania Boga do okazania nam miłosierdzia?

(fot. cathopic.com)

Ujęcie miłosierdzia reprezentowane przez abpa Lengę, którą podziela wielu gorliwych katolików, jest osobliwe i zafałszowane. Najwyraźniej nie znają poprawnej nauki Kościoła w tej sprawie.

Emerytowany arcybiskup Karagandy Jan Paweł Lenga w swojej książce- wywiadzie „Przerywam zmowę milczenia”, krytykuje ogłoszony przez Papieża Franciszka Rok Miłosierdzia. Wyjaśnia, że, jego zdaniem, „na miłosierdzie trzeba zasłużyć, poznając swój grzech, pokutując za niego, przepraszając Boga i wtedy Pan Bóg może to miłosierdzie okazać. Nie musi, ale może” (s. 76). Dodaje przy tym, że takie jest katolickie ujęcie miłosierdzia przyjmowane „przez nas, którzy właściwie rozumiemy naukę Kościoła, który już ma 2000 lat, a nie tylko 5 lat pontyfikatu Bergoglio” (s. 77).

Chciałbym odnieść się do tego osobliwego i równocześnie zafałszowanego ujęcia miłosierdzia reprezentowanego przez abpa Lengę, którą podziela, jak nieraz słyszę, także wielu gorliwych katolików, nie znając najwyraźniej poprawnej nauki Kościoła w tej sprawie. Jest to o tyle istotne, że abp Jan ciągle kreuje się na obrońcę doktryny Kościoła. Naukę o miłosierdziu Boga sprecyzował nie Papież Franciszek, lecz Sobór Trydencki w dekretach o usprawiedliwieniu i o sakramencie pokuty. I do tych tekstów chciałbym się tutaj odwołać.

Po pierwsze, nie jest prawdą, że na miłosierdzie człowiek może w jakikolwiek sposób zasłużyć czy to skruchą, czy dobrym uczynkiem. Sobór wyraźnie zaznacza, że zarówno w chrzcie świętym jak i w sakramencie pokuty „przyczyną zasługującą jest Jego umiłowany Jednorodzony, nasz Pan Jezus Chrystus, który – gdy byliśmy nieprzyjaciółmi – „z powodu wielkiej miłości, którą nas umiłował, swą najświętszą męką na drzewie krzyża wysłużył dla nas usprawiedliwienie i zadośćuczynił za nas Bogu Ojcu”. Innymi słowy, Ojciec udziela nam przebaczenia nie dlatego, że żałując w końcu doprowadzamy Boga do zmiany zdania na nasz temat. Ojciec przebacza nam ze względu na dar Jego Syna.

Po drugie, za Ojcami Kościoła, szczególnie za św. Augustynem, Sobór przypomina dobitnie, że Bóg we wszystkim nas wyprzedza. Nawrócenie nigdy nie jest dziełem samego człowieka. Podobnie rzecz wygląda z naszą modlitwą i dobrymi uczynkami. To nie my naszymi zabiegami skłaniamy Boga do odpowiedzi, my jedynie możemy odpowiedzieć na Jego wcześniejsze działanie. Tym właśnie różni się chrześcijańska koncepcja Boga od pogańskiej, względnie przedchrześcijańskiej. Tę drugą mocno skrytykował już prorok Eliasz w słynnej scenie z prorokami Baala, którym kazał krzyczeć głośniej, aby obudzili śpiącego boga lub wytrącili go z zamyślenia (Por 1 Krl 18, 27).

W dekrecie o usprawiedliwieniu czytamy, że na każdym etapie naszego życia, w doli i niedoli, Bóg jak wierny małżonek ratuje nas i wspiera, zawsze pierwszy wychodzi naprzeciw. „Usprawiedliwienie dorosłych (chrzest) bierze początek z uprzedzającej łaski Bożej przez Jezusa Chrystusa, czyli z Jego wezwania, którym bez żadnych wcześniejszych zasług są wzywani, aby jako ci, którzy przez grzechy byli odwróceni od Boga, za sprawą Jego pobudzającej i wspomagającej do nawrócenia łaski, przysposobili się do usprawiedliwienia ich samych, dobrowolnie zgadzając się i współpracując z łaską”.

A więc w przypadku niewierzących najpierw Bóg stoi u drzwi i puka, jak przedstawia to w pięknym obrazie św. Jan w Apokalipsie. Bóg wzywa, porusza i pociąga, ale bez stosowania przymusu. Nie włamuje się do ludzkiego serca. Gdy człowiek rozpozna to działanie i w swojej wolności odpowie przez zmianę myślenia i skruchę, następuje nawrócenie. Kiedy człowiek nawróci się, to postępuje w przyjętej świętości, po pierwsze, „przez łaskę Bożą współpracującą i wspierającą”, po drugie, przez dobre uczynki. Nasze postępowanie zawsze jest owocem współpracy z wcześniej daną łaską Boga. Natomiast gdy wierzący upadnie, to jako „grzesznik powstaje z łaski Bożej i wolnej woli (…) Bóg przygotowuje grzesznika, aby się podniósł, grzesznik zaś współdziała swą wolną wolą” . Ze zdań tych wynika, że to Bóg zawsze pierwszy wyciąga rękę do człowieka, a ponieważ nie może przymusić go do właściwej odpowiedzi, Jego działanie jest zwykle subtelne, wręcz niezauważalne. Czasem, jak za chwilę zobaczymy, z Jemu wiadomych powodów bardziej emocjonalne i wstrząsające. Sobór podsumowuje, że „miłość Boga ogarnia grzesznika jeszcze przed jego nawróceniem, nie jedynie zewnętrznie, formalno-prawnie jak myśl łaskawego sędziego, ale dosięga go w jego rdzeniu, w jego istocie i tam go przekształca jak lekarstwo pierwszej fazy leczenia“.   

W dekrecie o sakramencie pokuty czytamy, że „ci, którzy po przyjęciu łaski usprawiedliwienia odpadli od niej przez grzech, mogą ponownie być usprawiedliwieni, kiedy pobudzeni przez Boga, będą się starać dzięki zasłudze Chrystusa odzyskać utraconą łaskę w sakramencie pokuty”.

Gdy więc chrześcijanin upadnie popełniając grzech ciężki, a potem się nawraca, czyli idzie do spowiedzi, to zawsze odpowiada na wcześniejsze działanie Ducha Świętego. Raz Duch może się posłużyć zwykłą myślą, że już czas pójść się wyspowiadać. Innym razem, będzie to scena z filmu lub słowo z książki, spotkanie z człowiekiem, czy jakaś rodzinna uroczystość. To nie skrucha sama w sobie popycha Boga do okazania nam miłosierdzia, bo Bóg zawsze gotów jest przebaczać. Skrucha jest odpowiedzią na wcześniejsze poruszenie przez Boga, jest pewnego rodzaju naczyniem, za pomocą którego możemy przyjąć Boże miłosierdzie. W tym sensie jest konieczna, bo inaczej serce nieskruszone pozostaje zamknięte. Jak więc miałoby przyjąć darmowy dar Boga? Żalem jednak nie wymuszamy miłosierdzia Bożego, nie sprawiamy, że staje się nagle miłosierny wobec nas, nie zmieniamy nastawienia Boga względem nas. Skrucha raczej zmienia nasze nastawienie wobec Boga.

Jeśli (...) będziemy się ograniczać tylko do straszenia i dyscyplinowania przez wątpliwej jakości teologię „zasługiwania” na miłosierdzie i niebo, obawiam się, że w ten sposób jeszcze bardziej zaszkodzimy Kościołowi i zafałszujemy ewangeliczny obraz miłosiernego Boga.

Zasadniczo człowiek się nawraca, gdy usłyszy Słowo, Dobrą Nowinę, gdy głębiej pozna Boga, gdy doświadczy Jego miłości. Wtedy widzi swoją niewdzięczność, pychę, brak odwzajemnienia i ślepotę. Nie moglibyśmy poznać brzydoty swoich grzechów i za nie żałować, gdyby Duch Święty nie oświecił nas Słowem Bożym czy na wiele innych sposobów. Ojciec Tomasz Mantyk OFMCap słusznie zauważa, że moralność nie jest treścią Dobrej Nowiny, lecz jej skutkiem. Treść Dobrej Nowiny stanowi zbawcze działanie Boga, który staje się człowiekiem, zbliża się do grzeszników i ich ratuje. Podobnie z naszym nawróceniem. Jeśli przestawimy tę kolejność, będziemy mieli do czynienia z niemiłosiernym kościelnym moralizmem, w którym wszystko możemy przypisać tylko sobie: nie tylko grzech, ale też uzdrowienie z niego, co zwykle kończy się faryzeizmem, czyli duchową katastrofą.

Czasem subtelne działanie Ducha Świętego w nawróceniu polega także na budzeniu w duszy niezbyt doskonałych motywów. Chrześcijanin idzie do spowiedzi, ponieważ boi się potępienia lub kar w tym życiu. Takie pobudki to ostatnia deska ratunku, jeśli już nic innego nie przemawia, a równocześnie impuls, który skłania do nawrócenia, ale go nie kończy. W dekrecie o sakramencie pokuty Sobór nazywa tę skruchę „żalem niedoskonałym” (attritio), uznając go za „prawdziwy dar Boga i poruszenie Ducha Świętego, nie zamieszkującego jeszcze w duszy, ale tylko poruszającego, przez co wsparty penitent przygotowuje sobie drogę do sprawiedliwości”. Właśnie w tym zdaniu szczególnie podkreśla się pierwszeństwo działania Boga w procesie nawracania. Człowiek nie mógłby wyrazić skruchy, gdyby nie wsparcie Ducha Świętego. Żadnym czynem lub aktem pobożnym chrześcijanin nie może sprowokować Boga do działania, bo tenże Bóg od zawsze działa dla dobra człowieka.

O ukrytym działaniu Ducha Świętego na drodze nawrócenia przekonuje chociażby przypowieść o synu marnotrawnym. Zwykle sądzimy, że decyzja o powrocie do domu ojcowskiego była wyłącznie autonomicznym aktem syna, w dużej mierze wymuszonym również przez głód i okoliczności życia. Niemniej, jeśli tak spojrzymy na sprawę, pomijamy działanie Boga w czasie, w historii. Po drugie, synowi na progu śmierci otworzyły się oczy. Dlaczego? Ponieważ zachował jednak jakiś pozytywny obraz swego ojca. Nie zdecydował o powrocie do swego kraju, by gdziekolwiek znaleźć pracę. Od razu pomyślał o domu. Wiedział, że ojciec nie wyrzuci go na bruk, lecz przynajmniej da mu jakieś zatrudnienie. Właśnie ta „drobnostka” świadczy o tym, że w przeciwieństwie do starszego syna, jego młodszy brat więcej poznał z dobroci ojca.  

Zamiast więc lamentować nad upadkiem Kościoła i grzesznikami, którzy się nie nawracają, należałoby postawić pytanie, na ile pasterze Kościoła głoszą pełną Dobrą Nowinę o Bogu, który jest pierwszy w miłości. Jeśli bowiem będziemy się ograniczać tylko do straszenia i dyscyplinowania przez wątpliwej jakości teologię „zasługiwania” na miłosierdzie i niebo, obawiam się, że w ten sposób jeszcze bardziej zaszkodzimy Kościołowi i zafałszujemy ewangeliczny obraz miłosiernego Boga. Papież Franciszek ogłosił Rok Miłosierdzia także dlatego, by odwieść nas od tej błędnej drogi, którą ciągle od nowa próbujemy ukazywać jako jedyną i słuszną.

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy nasza skrucha skłania Boga do okazania nam miłosierdzia?
Komentarze (7)
TZ
~Tomasz Zieliński
19 października 2019, 20:27
„na miłosierdzie trzeba zasłużyć... " Myślę, że abp Lenga się nie myli. Być może razi o. Dariusza słowo "zasłużyć". To znaczy nic innego jak po prostu chcieć, pragnąć, pokazać Bogu, że tego właśnie od Niego oczekuję, kiedy przyznaję się do grzechu i za niego żałuję, bo czy Bóg może nam okazać miłosierdzie niejako poza nami bez naszego udziału. Ważna jest przecież nasza wolna wola, by ją uruchomić, gdy modlimy się do Boga. Bóg nie może nas zbawić bez nas jak uczył św. Augustyn
DK
~Dariusz Kaczor
19 października 2019, 11:34
Ten biskup to heretyk.
MT
~MICHAŁ Tomasz
18 października 2019, 22:34
,,Diabeł ubrał się w ornat i ogonem na Mszę dzwoni" - mówi nam znane przysłowie. Papież Franciszek jest jak dobry Samarytanin XXI wieku. Wielu z Niego szyszki i podwarza jego nauczanie jako Piotra naszych czasów. Abp Lenga już jest poza Kościołem. Nie ma żadnej władzy sprawdzaj ani moralnej by cokolwiek mówić w imieniu Kościoła Rzymskokatolickiego. To po prostu człowiek, który nawet nie jest już kapłanem. Nosi strój osoby duchownej jak aktor we filmie i tyle. Fałszywych proroków nam dzisiaj nie brakuje o tym nas uprzedził sam Pan Jezus Chrystus. Jak powiedział Pan Jezus do Piotra:,,Ty jesteś Piotr Skała..." i w tej kwestii nie ma dyskusji. Więc ten człowiek sam siebie postawił poza bramy Kościoła.
JW
~Jarosław Wyszyński
21 października 2019, 16:16
"Gdy następnie Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył" - św Paweł też jest poza Kościołem?
MS
~Michał Sternberg
22 października 2019, 08:02
Z całego wywiadu można się dowiedzieć, że nie chodzi tu o zwykłe sprzeciwienie się, tylko o akt formalnej schizmy, w dodatku codziennie odnawiany - Jan Paweł Lenga pomija imię papieża w liturgii.
JW
~Jarosław Wyszyński
18 października 2019, 10:46
trzeba by dopytać o jakim Bożym miłosierdziu pisał ks. arcybiskup. może o tym z kanonów Soboru Trydenckiego: 26. Gdyby ktoś mówił, że sprawiedliwi za dobre uczynki dokonane w Bogu nie powinni oczekiwać ani mieć nadziei na wieczną nagrodę od Boga przez Jego miłosierdzie i zasługę Jezusa Chrystusa, jeśli w czynieniu dobra i przestrzeganiu Bożych przykazań wytrwali aż do końca - niech będzie wyklęty. 32. Gdyby ktoś mówił, że dobre czyny człowieka usprawiedliwionego są darami Bożymi w takim sensie, że nie są zarazem dobrymi zasługami tegoż usprawiedliwionego, albo że usprawiedliwiony dobrymi czynami, spełnionymi z pomocą łaski Bożej i przez zasługę Jezusa Chrystusa (którego jest żywym członkiem), nie zasługuje prawdziwie na wzrost łaski, życie wieczne i jego osiągnięcie (jeśli umrze w stanie łaski) oraz na wzrost chwały - niech będzie wyklęty.
Dariusz Piórkowski SJ
18 października 2019, 11:13
Jedno drugiego nie wyklucza. Zasługa jest owocem współpracy z łaską, a sama możliwość współpracy też jest darem Boga. Niczego sobie nie możemy przypisać, chociaż bardzo próbujemy, oczekując potem nagrody. Podczas każdej mszy świętej zawsze sie modlimy: "Prosimy Cię, zmiłuj się nad nami wszystkimi i daj nam udział w życiu wiecznym". Zbawienie zawsze będzie darem. Nasze uczynki to tylko odpowiedź na przyjęty dar. Uczynkami nie wypracowujemy daru. Opór wobec Papieża Franciszka i miłosierdzia bierze się z głęboko zakorzenionego w Polsce jansenizmu. U nas jeszcze tego nie przezwyciężyliśmy.