Czy w objawieniach wieszczących zagładę jest "palec Boży"?

(fot. depositphotos.com)

W czasie pandemii mogliśmy zauważyć wzmożone zainteresowanie prywatnymi objawieniami, także takimi, które nigdy nie zostały zatwierdzone przez Kościół. Pojawiali i pojawiają się ludzie, niestety także duchowni, którzy przy pomocy budzących lęk i niepokój najdziwniejszych apokaliptycznych wizji, próbują skupić wokół siebie jak najwięcej osób.

Niczego nieświadomi ludzie, dający posłuch współczesnym „głoszącym” i „widzącym”, poszukując często radykalnej drogi naśladowania Chrystusa, ulegają irracjonalnym objawieniom, które niemal zawsze wieszczą zagładę, trzęsienia ziemi, katastrofy i inne nieszczęścia prowadzące nieuchronnie do rychłego końca świata. Co gorsza, w tym wszystkim dostrzegają „palec Boży”.

DEON.PL POLECA


Tymczasem Bóg poprzez historię Eliasza uświadamia nam, że nie jest On tym, który przychodzi przez wichury, trzęsienia ziemi czy pożary. Bóg Eliasza i nasz Bóg nie chce nas przerażać, oszołamiać, powalać na ziemię, ponieważ nie chce nas zniewalać. Przeciwnie, szanuje naszą wolność i dlatego stara się zdobyć nasze zaufanie. Podobnie, jak nie chce zwracać na siebie naszej uwagi poprzez wzniecanie w naszym życiu sztormu choroby (np. wtedy, gdy o Nim zapominamy; a czasami takie zapomnienie może trwać całe lata), tak nie chce również zdobywać naszej miłości poprzez wzniecanie w naszym życiu burzy lęku lub rozpalanie pożaru nieszczęść.

Bóg nie chce nas przerażać, oszołamiać, powalać na ziemię, ponieważ nie chce nas zniewalać.

Skąd o tym wiemy? Ano stąd, że w obecności Boga te utrapienia tracą na sile. Eliaszowe wichury, trzęsienia ziemi, ognie, jak i też Piotrowe sztormy i zjawy, również w naszym życiu się zdarzają. Ich autorem nie jest jednak Bóg i to nie On na nas zsyła nieszczęścia. Te często przerażające zjawiska są dla nas okazją, byśmy zobaczyli, jak wiele w życiu możemy zdobyć, ale też, jak wiele możemy stracić; są okazją, byśmy przewartościowali nasze życie; byśmy przybliżyli się do Boga. W Jego obecności tracą bowiem na sile negatywne doświadczenia, z którymi w życiu przychodzi nam się zmagać.

Zdarza się, że gdy o burty łodzi naszego życia zaczynają uderzać fale przeciwności, gdy ogarnia nas ciemność choroby, gdy paraliżuje lęk, gdy przychodzi nam zmierzyć się ze stratą kogoś bliskiego, wówczas podobnie jak Piotr wołamy: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”. Zupełnie, jakbyśmy przestali wierzyć, że w tej życiowej zawierusze Bóg jest z nami i nam towarzyszy. Wystawiamy zatem Boga na próbę, wchodzimy w trudne doświadczenie bez wystarczającego zaufania Bogu i… zaczynamy tonąć. Zapominamy, że możemy kontrolować niepewności naszego losu tylko dzięki temu, komu poddany jest cały świat. Piotr tonie, bo zapomniał, że nie jest mistrzem, a jedynie niedoskonałym zastępcą Mistrza. My też zapominamy…

Dlatego niemal zawsze jestem sceptyczny wobec próśb o cud uzdrowienia, które w pewnym sensie są podobne do Piotrowego pragnienia chodzenia po wodzie. Co jeśli cud się nie wydarzy? Wychodząc do Boga z prośbą o cud, wychodzimy jakby z rozkołatanej łodzi naszego życia i zaczynamy tonąć. Wpadamy pod fale zalewających nas wątpliwości, zaczynają nami miotać fale oporów umysłu i jeszcze większej niepewności.

Dlatego bardziej niż o cud, wolę prosić Boga o to, bym umiał przyjąć te wszystkie burze, wichury, życiowe pożary; bym umiał Go zobaczyć i doświadczał Jego bliskości, nawet (albo przede wszystkim) w momencie śmierci; bym nigdy nie pomyślał, że Bóg mnie, albo kogoś innego opuścił; bym pamiętał, że nie przychodzi On w gwałtownej wichurze rozwalającej góry i druzgocącej skały, ani w trzęsieniu ziemi, ani też w ogniu, ale w szmerze łagodnego powiewu; by zawsze wystarczyło mi wiary, która pozwoli wykrzyknąć: „Panie, ratuj mnie!”; bym pamiętał, że Jezus zawsze natychmiast wyciągnie rękę i chwyci mnie, jak wówczas Piotra, nawet jeśli tę rękę wyciągnie z tamtego świata, zapraszając mnie do niego.

Zapytacie zapewne, dlaczego bardziej niż o cud, wolę modlić się o wiarę i zaufanie Bogu. Gdy łodzią mojego życia zaczyna targać sztorm, szczęśliwie wtedy poznaję własne słabości, zostaję sam na sam z życiem, aby odkryć, że tylko Bóg mnie zbawia i na nikogo innego, ani na nic innego nie mogę liczyć. Dopiero wtedy w pełnym zaufaniu mogę wykrzyknąć: „Panie, ratuj mnie!”.

Proboszcz parafii na South Kensington w Londynie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy w objawieniach wieszczących zagładę jest "palec Boży"?
Komentarze (11)
AG
~Ania Gross
20 sierpnia 2020, 15:44
Ks. kanonik Bartek to bardzo mądry kapłan. Przydałby się w Polsce, np. w Gdańsku.
AN
~A. N.
20 sierpnia 2020, 11:44
Czy Szanowny Autor był kiedyś w sytuacji zagrożenia życia, śmiertelnej choroby gdy nikt nie daje nadziei? Wtedy pozostaje tylko rozpaczliwe wołania do Boga o ratunek. Czy to brak zaufania bo przecież On dopuścił do tej sytuacji. Myślę, że to jest największe świadectwo wiary, wierzyć wbrew wszelkim opiniom. Przeżyłam kilka takich sytuacji i ufam, że Bóg nigdy nie zostawia człowieka proszącego bez pomocy. Może nie uzdrowić fizycznie ale na pewno daje siły i nadzieję.
TS
~tekst satyryczny
20 sierpnia 2020, 09:09
*Rajewski
TS
~tekst satyryczny
20 sierpnia 2020, 08:59
Proszę Państwa, w następnym artykule Rajski głosić będzie potępioną naukę Orygenesa o powszechnym zbawieniu. Jupppi
DS
~Dorota S.-P.
20 sierpnia 2020, 11:32
Gdy słyszę kpiny z nauki o powszechnym zbawieniu (można z nią polemizować, ale w duchu szacunku, z resztą jak w wypadku wszelkiej poważnej polemiki), to, przykro mi, ale widzę zacietrzewionych purystów, faryzeuszy z pierwszej ławki w świątyni, którzy dziękują Bogu, że nie są grzesznikami, jak inni. Nam się należy niebo, ale takiemu czy takiej..., z jakiej racji? Przypomina mi się też reakcja starszego brata z przypowieści o miłosiernym ojcu.
LB
~Lukrecja Borgia
20 sierpnia 2020, 08:53
"Padnijcie na nas i zakryjcie nas przed obliczem Zasiadającego na tronie i przed gniewem Baranka" (Ap 6,16). --- Rajski, jeśli bełkoczesz, że "Bóg nie chce nas przerażać, oszołamiać, powalać na ziemię, ponieważ nie chce nas zniewalać", to ja się pytam: Co będzie powodem że w dzień Sądu tak będą wołać ludzie?! No chyba nie dlatego, że pojawi się słodziachny, tylko miłosierny Bóg XD
BA
~bergoglio argentino
20 sierpnia 2020, 08:39
W delikatnym powiewie przyjdzie powtórnie Bóg...Hmmm Zob. np. Ap 7, 1-3: Potem ujrzałem czterech aniołów stojących na czterech narożnikach ziemi,powstrzymujących cztery wiatry ziemi [...]. I ujrzałem innego anioła [...]. Zawołał on donośnym głosem do czterech aniołów, którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i morzu: «Nie wyrządzajcie szkody ziemi ni morzu, ni drzewom, aż opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego». Przyjdzie i niczym nie zatrzęsie. Zob Ap 16, 18: [Siódmy anioł wylał czaszę GNIEWU Bożego] I nastąpiły błyskawice i głosy, i gromy, i nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi [...]. Rajewski zdziwisz się w dniu przyjscia Chrystusa, oj zdziwisz się. P.S. Skończ ten bełkot
JE
Jacek Ejsmont
20 sierpnia 2020, 06:32
Poważne oskarżenie. Zarzucić księżom, że chcą gromadzić ludzi wokół siebie a nie Boga. Czy mógłbym prosić o przykłady takich księży? Bo oprócz ks. Natanka to nie znam.
A4
Akwizytor 41
19 sierpnia 2020, 21:40
Artykuł dobry, choć rzucony dla kilku tysięcy odbiorców może być źle odebrany. Myślę, że autorowi chodziło o coś delikatnie innego niż sama niechęć do cudów. Każdy kto doświadczył Boga, doświadczył cudu więc i autor pewnie też nie raz to przeżył. Czasami rzeczywiście prosimy, ale rzecz się nie wydarza. Czasami zmagamy się z czymś wiele lat i zamiast lepiej jest dużo gorzej. Czasami nasze życie zamiast rozkwitać zdaję się gasnąć. Czasami okoliczności nie układają się pomyślnie. Łatwo jest powiedzieć, że robisz coś źle itp. Każdy ma inną historię życia, doświadczenia, inną wiedzę i rozumienie świata. Sam zmagam się z kilkoma problemami od lat i nie mogę powiedzieć, że jest lepiej mimo licznych charyzmatycznych modlitw itp. Bóg ma swój plan na każdego , On bada serca, nie my jesteśmy sędziami.
AS
~Antoni Szwed
19 sierpnia 2020, 16:41
"Dlatego niemal zawsze jestem sceptyczny wobec próśb o cud uzdrowienia..." Osoba sceptyczna wobec Boga NIGDY cudu nie dozna, bo z definicji nie wierzy w moc Boga. A przecież jeśli taka jest Jego WOLA, to Bóg uzdrawia osobę proszącą Go o cud. Wbrew pozorom to się zdarza, zwłaszcza dziś, dosyć często. W ten sposób Bóg wzmacnia wiarę uzdrowionej osoby, ona zaś umacnia się w przekonaniu, że Bóg jest ŻYWY, naprawdę słyszy, rozumie, kocha i działa jak chce i kiedy chce. Zatem cud nie przeczy wierze, lecz przeciwnie, wzmacnia ją. Niestety dziś w Kościele, zwłaszcza w szeregach duchownych coraz więcej tych, którzy wątpią w moc Boga, i postrzegają Go jako bezsilną atrapę, w którą od biedy można wierzyć, ale tak naprawdę taka wiara nic nie daje.
MS
~Marcin Stradowski
19 sierpnia 2020, 14:33
Księże, a czy księga Objawienia i objawienia z Fatimy to też ściema? Bóg działa poprzez delikatny powiew wiatru i w inny sposób. Bóg z miłości chwyta się różnych środków, aby nas ludzkość obudzić. Czy ja pisząc to, przypisuję Bogu wszelkie kataklizmy? Nie, zbrodnie XX wieku, to dzieło ludzi, którzy byli owładnięci bezbożnymi ideologiami, które niszczyły człowieka, takie jak komunizm (Lenin, Stalin) i socjalizm (Hitler). Dziś są inne ideologie, takie jak nieskrępowany seks bez jakichkolwiek ograniczeń (LGBT+). Niektórzy mówią, że to inna forma miłości. Ja mam na ten temat inne zdanie, bo czytam Pismo Święte. We wszystkim widzę "palec Boży", bo Bóg dopuszcza dość dużo i czeka na nasze nawrócenie. Czasami trzeba człowiekiem i ludzkością wstrząsnąć, aby się obudzili. Tak robił Ojciec Pio i w niektórych przypadkach Jezus, gdy biczem przegonił kupców ze świątyni. Tyle, że ten fragment się przeważnie pomija, bo niszczy obraz Boga, który przychodzi jedynie w delikatnym powiewie wiatru.