Czy współcześnie istnieją tacy mężczyźni jak św. Józef?
Gdy dziecko rodzi się inne niż oczekiwania rodziców – chore, niepełnosprawne - w Polsce nadal spora część tatusiów zwyczajnie znika. Matka zostaje sama z trudem wychowania, często aż do własnej śmierci. Nie tylko biologiczny tata umywa ręce, często taka kobieta nie jest w stanie związać się kolejny raz – bo któż odważy się wejść w związek z kobietą z dzieckiem niepełnosprawnym?
Sporo słyszymy w ostatnich dniach o św. Józefie. Mimo, że na kartach Pisma Świętego nie mówi nic, swoją postawą pokazuje bardzo wiele. W Roku świętego Józefa warto jednak nie tylko wpadać w zachwyt, patrząc na tę postać, ale być może zrobić krok dalej. Zobaczyć ile jest św. Józefa we mnie samym, w moim przeżywaniu codzienności?
Coś, co mocno we mnie rezonuje, gdy myślę o Józefie to to, że potrafił odłożyć na bok swoją wizję rodziny, plany i oczekiwania. Nie tak to miało wyglądać... Miał zostać mężem, później ojcem. Być może marzył o spokojnym życiu, zwyczajnym – jak wszyscy. Tu sytuacja odwraca się diametralnie. Dziecko jest, ale inaczej niż przewidywał. Józef przeżywa tę sytuację i rozważa co ma zrobić. Z czasem idzie za tym, co usłyszy we śnie, ale wcześniej kombinuje przecież by potajemnie odesłać Maryję.
Święty Józef jest patronem ojców. Patrząc na jego zgodę na to, czego wcale nie planował, można śmiało stwierdzić, że ciężko o lepszego kandydata.
Spotkałam w życiu wiele kobiet, które na pewnym etapie swojego życia usłyszały bolesne słowa: „radź sobie sama”. Niechciana ciąża, wychowanie dzieci (szczególnie, gdy pojawiają się trudności), codzienna domowa rutyna. Wiele tych spraw spada wyłącznie na kobiety i mimo że ten obraz powoli się w Polsce zmienia, daleko nam do postawy Józefa. On przyjął na klatę wszystko to, czego nie był sobie sam w stanie nawet wyobrazić, gdy planował założenie rodziny.
Gdy dziecko rodzi się inne niż oczekiwania rodziców – chore, niepełnosprawne - w Polsce nadal spora część tatusiów zwyczajnie znika. Matka zostaje sama z trudem wychowania, często aż do własnej śmierci. Nie tylko biologiczny tata umywa ręce, często taka kobieta nie jest w stanie związać się kolejny raz – bo któż odważy się wejść w związek z kobietą z dzieckiem niepełnosprawnym? Trzeba mieć ku temu serce Józefa, towar deficytowy.
W naszym kraju nadal to kobiety biorą zwolnienie lekarskie na dziecko czy urlop wychowawczy. To one podpytywane są na rozmowach kwalifikacyjnych o to, jak ogarną przedszkole dziecka przed pracą (to moje przykre doświadczenia ostatnich lat, więc niestety takie są nasze realia...). To u nas nadal funkcjonuje przeświadczenie, że mąż i ojciec musi zarabiać więcej i być głównym żywicielem rodziny. I o ile super jeśli takie możliwości są – to czy nie nakładamy na barki mężczyzn ciężaru, który czasem jest nie do udźwignięcia?
W jednej z książek moich dzieci (Neal Lozano, Czy mnie pobłogosławisz?, Ośrodek Odnowy w Duchu Świętym, Łódź 2015) pojawia się mały Jezus biegający po warsztacie Józefa i zadaje mu bardzo ciekawe pytanie. Co się stało ze złotem od mędrców? „Bóg pewnie wiedział, że będzie nam potrzebne na wakacje w Egipcie” - odpowiada Józef.
Ta scena pokazuje mi sytuacje, które tak często obserwuję ostatnio – gdy głowa rodziny traci pracę wskutek szalejącej epidemii. Czy taki ojciec może korzystać bez poczucia porażki, winy z tego, co zarobi żona albo dostają dzieci (ileż rodzin teraz utrzymuje się tylko dzięki 500+?). Józef pokazał, że można i że nie jest to powód do wstydu. Człowiek ciężkiej pracy, nieodpuszczający, pracowity – ale w sytuacji odmiennej od tej wymarzonej. I choć sam całe życie ciężko pracował, uciekł w nieznane do Egiptu, by ratować swoją rodzinę. Uciekł, mimo że nie czekało na niego tam nic pewnego.
Święty Józef jest patronem ojców. Patrząc na jego zgodę na to, czego wcale nie planował, można śmiało stwierdzić, że ciężko o lepszego kandydata.
Wejście w sytuację zupełnie zaskakującą, nieoczekiwaną, daleką od naszych planów - to krok w głąb zaufania. Józefowi się to udało, bo miał serce otwarte na słuchanie. Jak bardzo musiał mieć ukształtowane sumienie i głęboką relację z Bogiem, że poznał, iż we śnie przyszedł do niego anioł, że to wszystko nie było mrzonką, przewidzeniem?
Nie wiemy jak wyglądała ta modlitwa. Wiemy jaki był jej efekt – Józef wziął do siebie ciężarną Maryję. Patrząc na to czysto po ludzku, można to uznać za pewien heroizm. Rozmowa z aniołem zmieniła jego sposób patrzenia.
Patrzę na tę scenę i myślę, na ile dziś jesteśmy otwarci na modlitwie? Na ile nie tyle wierzymy w sny, ale słuchamy tego, co mówi do nas Bóg? Być może nie przez anioła, ale przez drugiego człowieka.
Czy znasz jakiś współczesnych Józefów? Mężczyzn, którzy potrafią stanąć za tobą w cieniu i pomóc przejść przez trudną sytuację? Takich, którzy zwyczajnie się tobą zaopiekują, wysłuchają, będą? Czy masz w swoim życiu ludzi, którzy są dla ciebie autorytetem, którzy potrafią odróżnić głos Boga od innych głosów?
Patrzę na ojców wokół mnie i widzę takie osoby. Widzę też kapłanów, którzy swoją postawą przypominają mi Józefa – pomagają odróżnić Boga od reszty, a przy tym nie chcą stać na świeczniku, ale cierpliwie wspierają i asekurują.
Takie osoby są obok nas, choć ich nie widać, nie mówi się o nich głośno. Oni wiedzą, że ich miejsce jest w cieniu, w cichej obecności. Oni podążają za tym, co rozeznali. Nawet jeśli to odmienia ich wyobrażenia, potrafią iść tam, gdzie ich miejsce.
Obym i ja potrafiła tak żyć. Jak Józef, który usłyszał Boga i potrafił mówić milczeniem.
Skomentuj artykuł