Dariusz Piórkowski SJ: W Kościele dokonuje się zmiana, której wcześniej nie doświadczyłem

Fot. PAP/EPA/MAURIZIO BRAMBATTI
Facebook.com / tk

A jednak w Kościele w Polsce się coś zmienia. I jest to zmiana, której ja w swoim życiu wcześniej nie doświadczyłem. A mianowicie ukryta, a czasem także frontalna, krytyka Papieża i zwoływanych przez niego synodów. Wcześniej przecież w Polsce krytykowano mocno "Amoris leatitia" - pokłosie synodu na temat małżeństwa i rodziny. Właściwie skupiono się na kilku punktach z adhortacji, jakby cała reszta nie istniała. Teraz na tapecie jest synod o synodalności – pisze na Facebooku o. Dariusz Piórkowski SJ.

Nie chodzi mi nawet o teksty publikowane na portalu PCH24, który moim zdaniem wyrządza ogromną szkodę Kościołowi jako takiemu, jątrząc, dzieląc, rzucając insynuacje i półprawdy. I trudno z tym jakkolwiek polemizować, bo w sumie nie ma z czym.

Ciekawsze jest środowisko księży, także profesorów, publikujących na portalu Opoka, którzy może z mniej otwartą przyłbicą wyrażają sprzeciw wobec poczynań Franciszka (rzecz jasna nie wszystkich). Piszą o swoich wątpliwościach, zastrzeżeniach i obawach. Niektórzy, jak o., Dariusz Kowalczyk SJ, miesza w swoich artykułach już wszystko z wszystkim. Porównuje partię, której nie lubi i marksizm do jakichś gremiów, osób w Kościele, które go mają rozwalać od środka, chociaż w sumie nie wiadomo, o kim pisze.

Niestety, czytając niektóre z tych tekstów nie mogę pojąć, skąd bierze się w nich tyle demagogii i uproszczeń. Może to zwykły lęk. Nie wiem. O. Kowalczyk pisze w ostatnim ze swoich tekstów "O hulającym duchu w Kościele i w Polsce" na temat tzw. "ducha Soboru", który jak biała dama straszy lub powraca jak upiór w operze i teraz zaczął przenikać synod o synodalności. Sam o. Kowalczyk pisze o swojej obawie, która stoi za tym przypuszczeniem: "Dziś można się obawiać, że fałszywy duch wkręca się w synod poświęcony synodalności. Słowo ‘synodalność’ odmieniane przez wszystkie przypadki ma być odpowiedzią na problemy i wyzwania, jakie stoją przed Kościołem".

DEON.PL POLECA


Rozumiem, że obawa skądś się bierze. Czasem obawa jest po prostu obawą. Człowiek sam nie wie, czego się boi, chociaż się boi. Z dalszej części tekstu można wywnioskować, że jednak przedmiotem tej obawy są "grupki nacisku spod znaku eko-femo-homo, które proponują nowe, zupełnie inne, niż przez 2 tys. lat, rozumienie pojęcia 'Kościół walczący'".

Miałyby one doprowadzić biskupów do utraty władzy i zdominować synod czy w ogóle Kościół. No cóż. O, Kowalczyk SJ powinien wiedzieć jako jezuita, że zły duch uczestniczy niemal w każdej Eucharystii, rekolekcjach, synodach i soborach. Nie tylko ubiera się w szaty dobra, ale przede wszystkim budzi lęk i zamęt. Nie wiem na podstawie czego o. Kowalczyk wnosi, że te "grupki" miałyby zakrzyczeć głos biskupów. Ale rozumiem, że strach ma wielkie oczy. A sprowadzanie wszystkiego do absurdu, gdzie "grupkom" przypisuje się wręcz niesłychaną moc i siłę rażenia biskupów, zawsze dobrze się sprzedaje. Emocje rosną i wtedy dopiero hula duch. Niekoniecznie ten dobry.

Ponadto nie wiem też, skąd to przekonanie, że synodalność ma rozwiązać wszystkie problemy Kościoła. Nikt tak nie twierdzi, ale można tak oczywiście demagogicznie wykrzywiać jego cel.

Ks. Tomasz Jaklewicz piszący dla tego samego portalu wyraża bardziej stonowaną obawę, że powoli brakuje dla niego miejsca w Kościele. Zagraża szczególnie ten Franciszkowy potwór - "synodalność". Jego zdaniem, synod o synodalności ma też uderzać w apostolską władzę biskupów i ich władzę nauczania. Stawia pytanie, czy "Kościół, który idzie drogą synodalności, osłabia i rozmywa strukturę podstawowej synodalnej instytucji, jaką jest właśnie synod biskupów"? Taka forma synodu, gdzie pojawiają się także nie-biskupi i osoby świeckie miałaby (taką obawę i wątpliwość wyraża ks. Jaklewicz) doprowadzić do erozji hierarchicznej struktury Kościoła, wynikającej z sakramentu święceń.

To prawda. Ten synod jest inny niż wszystkie dotąd. I ja nawet rozumiem te obawy i wątpliwości. Wielokrotnie bowiem doświadczyłem, że nawet postawienie pytania wokół "odwiecznych" prawd i rzeczy, które były "od początku" budzi lęk. Nie wiem, w jaki sposób władza apostolska biskupów może być zagrożona przez to, że się wysłucha głosów, wypowiedzi, których się może na co dzień nie słyszy, a czasem nawet nie chce słuchać.

To, że biskupi mają władzę apostolską nie oznacza, że reszta Ludu Bożego nie ma nic do powiedzenia i nie posiada darów Ducha Świętego. Do takiego Kościoła się przyzwyczailiśmy. Być może ks.Tomasz też. Ale słuchanie, branie pod uwagę tego, co mówią szeregowi wierni, bo często nie mają takiej możliwości, to jeszcze nie jest podejmowanie decyzji. Wszystko wymaga rozeznania. Wszystko. I to też jest zadaniem biskupów. Synod jest ciałem doradczym dla Papieża. To nie Sobór. A że "rozeznawanie" także brzmi jak nowość w polskim Kościele, a nawet zagrożenie, to się wcale nie dziwię.

Kościół to nie jest firma zarządzana przez menadżerów, których namaścił Prezes w niebie, a reszta to pracownicy niższego szczebla, którzy mają wykonywać polecenia. Nie jest to też wojsko. Jesteśmy mistrzami w teologicznym uzasadnianiu obrony tego, co często sami stworzyliśmy. To powoli do nas zaczyna docierać, choć budzi obawy, "duchy, które straszą". Ale pewne rzeczy, które "uświęciliśmy" sami i bronimy im jak Jasnej Góry, muszą się rozpaść. A kto lubi rozpad tego, w czym czuł się dobrze i bezpiecznie.

Natomiast wiara w apostolski atrybut Kościoła oznacza również wiarę w to, że Bóg działa przez niedoskonałego, a jakże, każdorazowego następcę św. Piotra. Wszystko jedno czy będzie nim Jan Paweł II, Benedykt XVI czy Franciszek. A że nie zawsze nam się wszystko podoba, bo nigdy tak nie było, to może właśnie o to chodzi, aby coś w sobie najpierw zmienić.

Źródło: Facebook.com / tk

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dariusz Piórkowski SJ: W Kościele dokonuje się zmiana, której wcześniej nie doświadczyłem
Komentarze (1)
EM
~Ewa Maj
11 października 2024, 10:59
A może ten opór jest trochę stąd, że biskupi, wcześniej księża na parafiach, w różnych gremiach i instytucjach przywykli do słuchania i posłuszeństwa temu, co usłyszeli. W myśl zasady, że jeśli kogoś w Kościele trzeba słuchać, to trzeba być mu poslusznym. I jakoś nie mieści się im w głowie, że można sluchać, wysłuchać i pozostać przy swoim.