Dlaczego katolicy są tak wredni w mediach społecznościowych?

Dlaczego katolicy są tak wredni w mediach społecznościowych?
(fot. shutterstock.com)

Dlaczego niektórzy katolicy wylewają z siebie tyle nienawiści w mediach społecznościowych? Do najpopularniejszych odpowiedzi na to pytanie należą między innymi te.

Po pierwsze: "Tak, wiem o czym mówisz. Cały czas widzę to na Facebooku!". Po drugie: "Nie korzystam tak dużo z mediów społecznościowych. O czym dokładnie mówisz?". I po trzecie: "Już nie bądź taki wrażliwy. To, że ktoś coś krytykuje, nie znaczy od razu, że jest wredny".

DEON.PL POLECA




Oto mały elementarz dla tych, którzy nie korzystają zbyt często z mediów społecznościowych. Niektórzy katolicy uznają za swój święty obowiązek poprawianie, napominanie i atakowanie innych, kiedy zauważą coś, co obraża ich wrażliwość religijną lub coś, co różni się od takiej interpretacji wiary, jaką sami uznają za właściwą. Dziennikarz David Gibson zwrócił ostatnio uwagę na coś, co nazwał "liturgicznym piętnowaniem" (liturgy shaming). Zjawisko polega na umieszczaniu w internecie dowodów na jakieś nadużycie religijne. To prowokuje oburzonych katolików do pisania wściekłych listów do nieprzestrzegających zasad liturgicznych księży i biskupów. Spróbujcie podsłuchać rozmowy na jakimkolwiek zebraniu dziennikarzy katolickich, a zawsze usłyszycie to samo narzekanie: "mam dość całej tej nienawiści".

Skąd bierze się tyle nienawiści w ludziach rzekomo religijnych?

Niedawno odbyłem Live Chat na Facebooku z Michaelem O’Loughlinem, krajowym korespondentem "America Magazine", który zaproponował kilka możliwych wyjaśnień tego zjawiska. Dwa pierwsze odnoszą się do wszystkich użytkowników mediów społecznościowych, trzecie - tylko do katolików

Po pierwsze, O’Loughlin zauważył, że w mediach społecznościowych nie ma możliwości przekazywania "sygnałów niewerbalnych". Jeśli powiem w twojej obecności coś, co cię obraża, odbierzesz takie zachowanie jako odrzucające. Ja z kolei zauważę twoją reakcję i prawdopodobnie złagodzę swój komentarz. W Internecie nie obserwujemy jednak "na żywo" skutków krzywdzących słów. Po drugie, naturalna dla Internetu anonimowość pozwala ludziom tworzyć profile w mediach społecznościowych tylko po to, aby pluć jadem. Po trzecie, katolicy podchodzą do swojej religii "z dużą pasją". Więc kiedy widzisz lub czytasz coś, z czym się nie zgadzasz, prawdopodobnie będziesz ostro bronić swojego zdania - możesz także pokusić się o nazwanie czegoś "heretyckim".

Ostatni powód niepokoi mnie najbardziej. Kiedy niektórzy katolicy stwierdzają, że tylko oni znają właściwą interpretację wiary, zaczynają zachowywać się tak, jakby mieli Boga po swojej stronie, podczas gdy temat może budzić rzeczywiste teologiczne kontrowersje lub być wielką teologiczną tajemnicą.

Dla przykładu, kilka tygodni temu opublikowałem na Twitterze krótką refleksję na temat Ewangelii z dnia - historii spotkania Jezusa i Syrofenicjanki, która prosi o uzdrowienie swojej córki (Mk 7,24-30; Mt 15,21-28). Na początku Jezus odmawia kobiecie, ale gdy ta nalega, dokonuje uzdrowienia.

To tajemnicza historia. Czemu Jezus odmawia? Czemu w końcu zgadza się spełnić prośbę? W swojej wiadomości napisałem, że Jezus wydaje się uczyć czegoś z uporu tej mądrej kobiety. W jednej sekundzie pod moim postem posypały się dziesiątki komentarzy, w których część osób nazwała mnie heretykiem. Jezus nie mógł się niczego nauczyć! On wie wszystko, zawsze! Kolejne komentarze tylko rozsierdzały inne osoby tak, że hejtowanie ciągnęło się przez parę dni.

W związku z tym napisałem kilka komentarzy, żeby przypomnieć ludziom, że Jezus w swojej naturze był w pełni człowiekiem i w pełni Bogiem, więc nigdy nie zrozumiemy do końca tego, w jaki sposób Jego bóstwo współgrało z Jego człowieczeństwem. W Ewangelii znajdujemy przesłanki pozwalające twierdzić, że Jezus jednak nie wiedział wszystkiego. Jak sam powiedział, nawet Syn nie wie, kiedy nadejdzie pełnia czasów (Mk 13,32). Z drugiej strony jednak Jezus pokazuje, że ma świadomość nadchodzącej śmierci i wie o swoim zmartwychwstaniu (J 2,19). Tu pojawia się teologiczna łamigłówka: skoro Jezus jest Bogiem, to miał Boską świadomość i wiedział wszystko. Ale skoro był człowiekiem, to znaczy, że miał ludzką świadomość i musiał uczyć się różnych rzeczy, zanim mógł powiedzieć, że o nich wie. Koniec końców - to wielka tajemnica.

Ale to nie wystarczyło. "Heretyk!". W końcu przekonałem się, że wszelkie tłumaczenia nie mają sensu. A ci, którzy zaprzeczali człowieczeństwu Jezusa, mówili, o ironio, zupełnie jak heretycy - dokeci, ujmując ściślej. W dodatku tylko kilku dyskutujących miało mgliste pojęcie o teologii. Zastanawia mnie jednak to, czy mieli problem z teologiczną stroną zagadnienia, czy raczej z samym aspektem jego tajemniczości.

Nie mam nic przeciwko dyskusjom teologicznym, ale jak większość osób jestem przeciwko nienawiści, wyzwiskom i inwektywom. Czasem ludzie w Internecie chcą być tak "katoliccy", że przestają zachowywać się jak chrześcijanie.

Więc dlaczego niektórzy katolicy są tak wredni w mediach społecznościowych? Z tych wszystkich powodów, które wymienił Michael O’Loughlin. Niektórzy mogą być też wredni od początku, a katolicyzm daje im tylko kolejną arenę, na której mogą poddawać próbie swoje emocje.

Z czasem zacząłem coraz mniej przejmować się hejtami. Jeszcze kilka lat temu odpowiadałem na każdy komentarz i próbowałem przekonywać wszystkich, że jestem wiernym katolikiem. Ale teraz już nie. Czemu oni nie słuchają? Dlaczego nie pozwalają ludziom się mylić? Dlaczego błyskawicznie przyklejają etykietkę heretyka? Wydaje mi się, że koniec końców, tak jak wiele ludzkich zachowań, jest to wielka tajemnica.

James Martin SJ - redaktor naczelny America Magazine. Autor książki "Jezuicki przewodnik po prawie wszystkim"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dlaczego katolicy są tak wredni w mediach społecznościowych?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.