Dlaczego warto wracać do Taizé?
Kilkanaście lat temu jeździłem do Taizé, bo podobały mi się piękne śpiewy i spotkania z rówieśnikami z całego świata. Dziś wracam tam z zupełnie innych powodów. W tej ekumenicznej wspólnocie widzę rzeczy, których bardzo potrzebujemy w Kościele w Polsce.
Trzy razy w ciągu dnia w wiosce zapada cisza. Mniej więcej w połowie każdej z modlitw wszyscy przestają się odzywać, żeby móc usłyszeć, co chce im powiedzieć Duch Święty. Chwilę wcześniej jest czytany fragment z Pisma Świętego. Nikt go nie komentuje, nie padają zbędne słowa. Dzięki temu zwiększa się szansa na to, żeby Słowo skutecznie pracowało w sercach.
Codziennie po wieczornej modlitwie bracia ze wspólnoty rozchodzą się po całym kościele i czekają na młodych ludzi. Są tam nie po to, żeby ich pouczać i moralizować, ale przede wszystkim chcą ich wysłuchać. Nie stawiają się w pozycji wszystkowiedzącego nauczyciela. Starają się poznać ich historie i problemy. Czasem coś doradzą, dadzą jakieś wskazówki. Nie oceniają nikogo pochopnie. W ten sposób budują zaufanie.
Młodzi chrześcijanie z całego świata, z różnych tradycji, ale również osoby poszukujące i niewierzące, spotykają się w małych grupkach i wymieniają się doświadczeniami. Rozmawiają o Ewangelii, o tym co ich łączy. Nie unikają też spornych tematów. Padają różne pytania. Czasem mogą się one wydawać banalnie proste, a odpowiedzi na nie wręcz oczywiste. Ale to tylko pozory. To pytania o fundamenty naszej wiary. Szczególnie uważnie warto słuchać osób, które chrześcijanami nie są albo dopiero rozpoczynają przygodę z Bogiem. Ich spostrzeżenia zmuszają do refleksji i konfrontowania się ze sprawami, które w naszych wciąż cieplarnianych polskich warunkach, łatwo jest zbyć sformułowaniem: "Takie jest stanowisko Kościoła, tak zawsze było, więc nie ma o czym dyskutować".
W każdy piątek po wieczornej modlitwie na środku Kościoła kładziona jest ikona krzyża. Kto chce, może podejść, położyć na nim czoło i powierzyć Panu Bogu wszystkie swoje sprawy, problemy i cierpienia. Dla wielu osób jest to przełom. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyli. Ten symboliczny moment porusza ich serca. Również wielu z tych, którzy w Taizé znaleźli się "przez przypadek", bo przyjechali ze znajomymi, którzy opowiedzieli im o miejscu, gdzie można spotkać fajnych ludzi z całego świata. W trakcie tej modlitwy doskonale widać, że przypadków nie ma. Często takie osoby mówią po latach, kiedy znowu wracają do małej francuskiej wioski, że nie jest ważne z jakiego powodu tutaj się przyjeżdża, ale z czym się stąd wyjeżdża.
Bracia tak naprawdę nie robią nic nadzwyczajnego. Dzień po dniu realizują myśl ich założyciela, który wielokrotnie mówił, że Bóg nikogo nie potępia i może dawać tylko miłość, a naszym zadaniem jest mówić o tym światu oraz wsłuchiwać się w problemy ludzi, zamiast ich oceniać, pouczać i potępiać. Jeżeli zależy nam na tym, żeby młodzi w naszym kraju nie odwracali się od Kościoła, to dobrze by było taki sposób myślenia i działania naśladować.
Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg i papieskiego profilu Franciszek. Jego projekty można znaleźć na blogu autorskim
Skomentuj artykuł