Do czego służy ambona?
Homilia o. Aleksandra Jacyniaka SJ na mszy św. w katedrze warszawskiej 10 sierpnia tego roku znowu dolała oliwy do niegasnącego ognia polskich sporów. W pewnym sensie, może i dobrze, że tak się stało. Ten incydent po raz kolejny wywołuje uzasadnione pytanie o granice wypowiedzi duchownych na kościelnej ambonie.
Nie mam zamiaru wdawać się w szczegółową polemikę z tezami mojego współbrata (wyliczenie 9 śmierci, które ma rzekomo łączyć jakaś jedna "przyczyna"). Najprościej rzecz ujmując, te treści, moim zdaniem, nie powinny pojawić się na kazaniu, przynajmniej nie w takiej rozciągłości, ale za to mogłyby znaleźć swoje ujście w zupełnie innym miejscu i okolicznościach. Koniec, kropka.
Bardziej martwi mnie jednak coś innego.
Mam wrażenie, że nam duchownym podczas mszy św. zamazuje się czasem różnica między homilią a wyrażaniem jakichkolwiek poglądów: osobistych, politycznych, własnych upodobań, preferencji itd. Wystąpienie o. Jacyniaka SJ jest tylko jednym z wielu przykładów.
Owszem, trudno oddzielić to, czym żyje kaznodzieja, od tego, co ma głosić podczas liturgii. Osobiste świadectwo jest mile widziane. Niemniej, homilia rządzi się określonymi prawami. Kościół Katolicki jest w tym punkcie niezwykle precyzyjny. Stwierdza bowiem w Kodeksie Prawa Kanonicznego: "W ciągu roku liturgicznego należy wykładać w niej na podstawie świętych tekstów tajemnice wiary oraz zasady życia chrześcijańskiego"(kan. 767). Żeby podkreślić, jak ważna to sprawa, w następnym kanonie Kodeks dobitnie powtarza to samo: "Głosiciele słowa Bożego powinni przedstawiać wiernym przede wszystkim to, w co należy wierzyć i co trzeba czynić dla chwały Bożej i zbawienia ludzi". (kan. 768)
Jednakże, aby homilia nie została sprowadzona tylko do "pobożnych" kwestii lub życia prywatnego, powinna obejmować całe życie chrześcijanina, łącznie z jego byciem obywatelem w społeczeństwie i państwie. I o tym również wspomina Kościół w Kodeksie, gdzie wzywa głosicieli Słowa do przekazywania wiernym nauki "o obowiązkach ludzi żyjących w społeczeństwie, jak również o układaniu spraw doczesnych zgodnie z porządkiem ustanowionym przez Boga" (kan.768).
Z tego zalecenia wynika wyraźnie, że na homilii należy mówić także o sprawach dotyczących życia społecznego i politycznego, ale na poziomie meta, to znaczy takim, który dotyczy zasad i idei regulujących to życie, jak solidarność, odpowiedzialność, uczciwość itd. Homilia nie jest natomiast liturgicznym czasem przeznaczonym na rozwiązywanie szczegółowych problemów politycznych czy narzędziem do wspierania bądź atakowania takiej czy innej partii.
Jeśli więc osoba duchowna posiada określone poglądy polityczne, sympatyzuje z konkretną partią, to ma do tego prawo jak każdy obywatel. Nie może jednak wykorzystywać ambony i liturgii do kampanii wyborczej czy partyjnych przepychanek.
Niestety, w naszym kraju, podczas liturgii, której głównym celem jest uwielbienie Boga, a także głoszenie Ewangelii, niektórzy duchowni traktują ambonę tak, jakby mieli do czynienia ze środkiem społecznego przekazu na podobieństwo gazety czy telewizji. Uważam to za nadużycie, które mnie jako duchownego boli.
Uważam, że jeśli ksiądz lub biskup chce podzielić się ze społeczeństwem swoimi szczegółowymi poglądami politycznymi, pragnie skrytykować władzę czy wprowadzane ustawy, właściwym miejscem, gdzie może to zrobić są różnego rodzaju media: świeckie i katolickie. Może napisać dłuższy artykuł, przedstawić swoje argumenty, zarysować swoje rozwiązania. Póki co w Polsce nie jest to zakazane.
Dlaczego jednak unika się tego typu przekazu? Najpierw z dość prozaicznej przyczyny. To wymaga odwagi i przygotowania odpowiednich argumentów na poparcie swoich tez i opinii. Na ambonie można powiedzieć praktycznie wszystko, bo nikt z zebranych nie zabierze głosu, co najwyżej może sobie pomruczeć pod nosem lub wyjść z kościoła.
Natomiast w środkach społecznego przekazu zasadniczo można powiedzieć i napisać wszystko, tylko że trzeba się liczyć z polemiką, głosami krytycznymi, wykazaniem niespójności czy niewiedzy. A taka konfrontacja bywa bolesna.
Ponadto, myślę, że pewne tematy na homiliach po prostu łatwiej się "sprzedają", są bardziej atrakcyjne, ponieważ, paradoksalnie, nie dotykają głębi i serca, lecz zatrzymują się na płaszczyźnie zewnętrznej, którą kształtują emocje i sprawy podlegające zmiennym kolejom losu.
Co tu dużo mówić, łatwiej jest też zjednać sobie kogoś do walki z jakimś "wrogiem" niż skłonić do osobistego nawrócenia. Jezus nigdy nie zabierał głosu w szczegółowych kwestiach politycznych, natomiast wiele powiedział na temat jakości relacji z Bogiem i serca człowieka, które są ponad polityką czy nawet suwerennością konkretnego kraju. Chrystus nie umierał tylko za Izrael, lecz za cały świat od początku aż do jego zakończenia, bo widział więcej niż tylko doraźne powodzenie lub niepowodzenie konkretnego narodu.
Skomentuj artykuł