Dojrzale o modlitwie
Modlitwa jak życie układa się czasem w melodie, a książki, które czytamy je uzupełniają. Tak jest ostatnio w moim życiu.
Jeśli miałbym powiedzieć, co jest ostatnio moją melodią, to wskazałbym na "Wariacje Goldbergowskie" Jana Sebastiana Bacha w transkrypcji na instrumenty skrzypcowe i podobna interpretacja "Czterech Pór Roku" Vivaldiego. Obie towarzyszą mi niemal noc-stop, i zostają nawet gdy zdejmuje słuchawki, żeby się pomodlić. Frazy, melodie, obrazy wracają gdy czytam Pisma Święte czy odmawiam brewiarz. Niesamowite doświadczenie, które wzmacniane jest jeszcze lekturą niewielkiej książeczki "Możliwości i melodie" napisaną przez trapistę ojca Hieronima. To on uświadomił mi, że różne etapy naszego życia mają swoje melodie, i że warto się w nie wsłuchiwać.
Ale w tej książce istotniejsze jest zupełnie co innego. Ojciec Hieronim przedstawia w nim niesamowite wprowadzenie w modlitwę. Nie jest to jednak żaden rodzaj cudownego samouczka, nic w stylu "zacznij się modlić w trzy tygodnie", ale pogłębiona refleksja na temat tego, na czym polega życie kontemplacyjne. Trapista nie obiecuje cudów, nie zapewnia, że wszystko błyskawicznie się ułoży, a jedynie prowadzi ku głębszemu życiu. Modlitwa, jeśli ma działać, musi być regularnym oddawaniem czasu, a nie tylko spontanicznym porywam serca. "Człowiek, który przeznacza swój czas na modlitwę (…) naprawdę pokazuje, jak wielkie znaczenie ma dla niego ta czynność, ukierunkowana bezpośrednio na kontakt z Bogiem. To właśnie jest sposób na oddawanie swojego życia, ponieważ wymaga ogromnych kosztów. Przecież cały ten czas, które spędzamy na modlitwie, to czas, którego nie spędzamy na robieniu czegoś innego. Przebywać sam na sam z Bogiem… z istotą, której nie widzimy, której nie możemy spojrzeć głęboko w oczy, która nie odpowiada, to jest wiara w czystej postaci" - pisze ojciec Hieronim.
Odpowiedzią na tę wiarę wcale nie są jakieś cudowne wydarzenia, wcale nie jest natychmiastowe zrozumienie swojej sytuacji, czy tym bardziej nie jest nim "odpowiedź" Boża. "Bóg nie mówi, a jeśli już to w wyjątkowych przypadkach i w bardzo szczególnych, niepozostawiających wątpliwości okolicznościach! Nigdy, przenigdy nie przemówi do Ciebie" - pisze trapista. I dodaje w innym miejscu, że "Bóg wcale nie próbuje nas wywyższać czy wynosić, wręcz przeciwnie poza kilkoma wyjątkowymi przypadkami, pozostawia nas w naszych modlitwach, niedostatkach, w naszej bezsilności". Niesamowity jest ten realizm ojca Hieronima.
Po co zatem się modlić? Po to, by zachować relację, by zachować wierność, by wciąż na nowo podejmować działania, by nie przestawać kochać, ale nie emocjonalnie, ale aktem woli. Tylko w ten sposób można budować modlitwę. "Kiedy modlitwa osobista osiąga pewną częstotliwość, nie ma potrzeby zastanawiać się czy jest żarliwa, czy nie. Wytrwałość znaczy tyle co żarliwość, a wierność może wszystko uratować. Moje życie modlitewne pozostawia wiele do życzenia? Nieważne, prowadzę je dalej. Lepiej kontynuować modlitwę taką jaka jest, niż ją porzucać. Moja miłość do Boga pozostawia wiele do życzenia? Nieważne. Kochaj dalej. Lepiej kochać tak, jak potrafimy, niż przestać" - wskazuje trapista.
Jego słowa są naprawdę pokarmem na drodze modlitewnej, szczególnie, gdy wpisze się je w melodię, która nam towarzyszy. Mnie obecnie towarzyszy barok, a ukochanymi autorami ojca Hieronima byli mistycy epoki baroku.
Skomentuj artykuł