Dwie choroby, które demolują Kościół
Dlaczego Kościół ma się nawracać? Czy dlatego, że traci wiernych, czy też dlatego, że winien mieć na względzie pierwotny projekt, zamysł Jezusa Chrystusa?
Jedną z najważniejszych kategorii przywoływanych przez papieża Franciszka w jego programowej adhortacji „Evangelii gaudium” jest postulat nawrócenia duszpasterskiego. Oczywiście rodzi się pytanie; dlaczego Kościół ma się nawracać? Czy dlatego, że traci wiernych (a co za tym idzie traci pieniądze, wpływy społeczne i polityczne) czy też dlatego, że winien mieć na względzie pierwotny projekt, zamysł Jezusa Chrystusa?
Odpowiedź znajdujemy w paragrafie 26. „Evangelii gaudium”, w którym Franciszek pisze tak: „Sobór Watykański II ukazał nawrócenie Kościoła jako otwarcie na stałą reformę samego siebie ze względu na wierność Jezusowi Chrystusowi: »Wszelka odnowa Kościoła w istocie polega na wzrastaniu w wierności jego powołaniu. Chrystus wzywa pielgrzymujący Kościół do nieustannej reformy, której Kościół, rozumiany jako instytucja ludzka i ziemska, wciąż potrzebuje«".
Nawrócenie to proces, który zostaje opisany na zasadzie od-do. Nawracamy się od czegoś i nawracamy się do czegoś.
Zabrzmi to pewnie dziwnie, ale kiedy Franciszek mówi o nawróceniu duszpasterskim trzeba postawić pytanie od jakiego modelu Kościoła Kościół powinien się nawrócić (lub odwrócić?). Otóż Kościół, który Franciszek chciałby zostawić, opuścić naznaczony jest dwiema chorobami, które go demolują tak jak nowotwór demoluje organizm człowieka.
Pierwszą chorobą jest klerykalizm. Czym kończy się klerykalizm pokazała sytuacja Kościoła w Chile oraz dwa filmy braci Sekielskich. Drugą chorobą jest bezczasowość. Ta bezczasowość według Franciszka wyraża się w takim infantylnym, ale demonicznie paraliżującym, stwierdzeniu: „zawsze tak było”. Papież pisze: „Duszpasterstwo w kluczu misyjnym wymaga rezygnacji z wygodnego kryterium duszpasterskiego, że „zawsze się tak robiło” (EG 33). Wysiłek rezygnacji z owej bezpłodnej bezczasowości oznacza w skrócie dwie sprawy: po pierwsze, konieczność wczytania się w dynamizm świata, w którym Kościół żyje, funkcjonuje. Tu i teraz. Po drugie, konieczność znalezienia nowego języka dla wyrażenia orędzia, które Tradycja nam przekazała.
Do jakiego Kościoła miałby, według Franciszka, Kościół się nawrócić? Franciszek posługuje się bardziej obrazami niż dyskursem teologicznym. Obraz mocniej przemawia do wyobraźni niż beznamiętny język teologiczny. Takim obrazem, który zdominował eklezjologię Franciszka, jest obraz Kościoła jako szpitala polowego.
Przeżywamy czas epidemii. W niektórych krajach dotkniętych w sposób straszliwy przez COVID- 19, między innymi w moich Włoszech, władze musiały postawić szpitale polowe, aby zaradzić zarazie. Jaki byłby sens, znaczenie takiego obrazu? Odnoszę wrażenie, że pierwszy komunikat, który kierujemy ku tym, którzy potrzebują pomocy jest następujący: jesteśmy blisko, tak blisko, że bliżej już nie można. Jesteśmy na wyciągnięcie ręki.
Drugie skojarzenie, które przychodzi mi do głowy jest nieco inne. Szpital polowy to zawsze jakaś instytucja, która nie gwarantuje totalnej sterylności (czego od szpitala raczej oczekujemy). Jest w to wpisana pewna prowizorka i jakaś dwuznaczność. Być może o tym myślał Franciszek, kiedy w „Evangelii gaudium" wyznał: „Powtarzam tu całemu Kościołowi to, co wielokrotnie powiedziałem kapłanom i świeckim w Buenos Aires: wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody z przywiązania do własnego bezpieczeństwa. Nie chcę Kościoła troszczącego się o to, by stanowić centrum, który w końcu zamyka się w gąszczu obsesji i procedur” (EG 49).
I chyba jeszcze jedno: nawrócenie to nie tylko proces od-do. To proces bardzo intymny. Nie sposób nawracać struktur, te się reformuje. Może nawracać się tylko serce, sumienie człowieka. A to już zależy tylko ode mnie.
Skomentuj artykuł