Dwoje pacjentów, czyli o standardach pro-life
Obrona życia ludzkiego od poczęcia pozostaje istotnym elementem nauczania Kościoła. Trzeba jednak pamiętać, że zasada ochrony życia obejmuje także matkę, a do tego istnieją sytuacje (nie tak znowu częste, ale realne), w których te dwie wartości wchodzą ze sobą w konflikt.
Jest kolejny dramat. 33-letnia kobieta, prawdopodobnie na skutek zaniedbań lekarzy (choć to jeszcze będzie ustalane) z Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II w Nowym Targu, umarła. Prawniczka rodziny wskazuje, że do śmierci doszło z powodu braku adekwatnej reakcji lekarzy, którzy nie chcieli przeprowadzić aborcji, a do tego (na co już nie tak często zwraca się uwagę) nie analizowali i nie sprawdzali stanu zdrowia nienarodzonego dziecka w łonie matki, co także mogło opóźnić odpowiednie reakcje. Dramatu rodziny nie wolno lekceważyć, tak jak nie wolno lekceważyć faktu, że zmarła młoda kobieta. Jej rodzinie należy się współczucie i empatia, sprawa musi być odpowiednio wyjaśniona i zbadana, a jeśli ktoś ponosi winę (to wciąż jest jeszcze do sprawdzenia, bo nie znamy argumentacji lekarzy), to powinien ponieść odpowiedzialność.
Jednocześnie, jak zawsze w takiej sytuacji, podniosła się ogromna medialna wrzawa. Nie wątpię, że część z liderów opinii szczerze troszczy się o stan zdrowia kobiet, szczerze współczuje zmarłej i jej rodzinie i ma poważne wątpliwości, co do stanu służby zdrowia i opieki położniczej, ale nie mogę nie dostrzegać, że część wykorzystuje ten dramat do ataku na polskie ustawodawstwo dotyczące aborcji. Absolutnie zrozumiałe emocje związane z takimi sprawami są wygodnym argumentem (wygodnym niekoniecznie znaczy adekwatnym) w toczącej się i wciąż bardzo ostrej debacie na temat aborcji w Polsce. Memy, obrazki, ostre komentarze są świetną bronią w debacie, a wygodne określanie nienarodzonego dziecka (życia ludzkiego) w łonie matki mianem tylko "płodu" pozwala zarzucać obrońcom życia, że interesuje ich tylko obrona "płodów", a kobiety są dla nich jedynie "pojemnikami na płody". Czy tak jest rzeczywiście? Być może czasem tak bywa, być może niekiedy obrońcy życia za bardzo skupieni są na tym, by nie dopuścić do aborcji, i tak skupieni na nienarodzonych, że nie dostrzegają słusznych praw i interesów kobiet, ale co do zasady nie takie jest myślenie katolickie (czy też może lepiej powiedzieć myślenie pro-life).
U jego podstaw leży bowiem, tak jak ja je rozumiem, nie tyle uznanie wyższości życia nienarodzonego nad życiem kobiety, ile świadomość, że - w etyce lekarskiej odnośnie do opieki nad kobietami w ciąży - konieczna jest świadomość, że lekarz zajmuje się dwójką pacjentów: matką i nienarodzonym dzieckiem. Życie jednego z nich jest zależne w całości od życia drugiego, ale co do zasady, i jedno i drugie ma wartość, i jedno i drugie podlega ochronie, a podejmując działania medyczne trzeba się liczyć ze zdrowiem i życiem każdego z nich. Owszem - choć etyka może wymagać heroizmu (a Kościół niekiedy prosi o niego), to prawo robić tego nie może - stąd to ostatecznie do matki (ale właśnie do niej a nie do lekarzy) należy decyzja, czy poddać się procedurom medycznym, które mogą zagrozić życiu nienarodzonego dziecka, a które mogą jej uratować życie (albo przynajmniej być próbą jego uratowania). Polskie prawo jest w tej sprawie jednoznaczne. A nauczanie Kościoła, choć jest przeciwne aborcji w ogóle, ma świadomość także konfliktu racji, nawet jeśli wzywa kobietę do heroizmu. Świętość, a Kościół beatyfikował matki, które poświęciły swoje życie dla nienarodzonych dzieci, nie jest czymś do czego można zmusić prawnie czy przez zaniedbania medyczne.
Warto też przypomnieć, że w sytuacji, w której nie da się uratować życia nienarodzonego, a jego rozwój musi doprowadzić do śmierci kobiety, Kościół pozwala na podjęcie procedury medycznej, której skutkiem ubocznym (wtórnym wobec ratowania życia kobiety) jest śmierć płodu. Mowa oczywiście o ciąży pozamacicznej, w przypadku której stosuje się zabieg usunięcia fragmentu jajowodu, którego skutkiem (drugim, nie chcianym, ale koniecznym) jest także śmierć rozwijającego się w nim (choć nie mogącego się rozwinąć) zarodka czy płodu ludzkiego. Moralnie to postępowanie usprawiedliwione jest zgodnie z zasadą podwójnego skutku - celem tej procedury jest bowiem ratowanie życia matki, a śmierć dziecka nienarodzonego, jest tylko skutkiem - niechcianym, ale koniecznym - owej procedury. Trudno nie zadać pytania, czy w sytuacjach analogicznych, gdy nie ma szans na przeżycie dziecka, a dalsze trwanie ciąży zagraża poważnie życiu matki, nie powinno mieć zastosowania analogiczne działanie? Czy w takiej sytuacji aborcja nie jest po prostu procedurą ratującą życie matki, a śmierć dziecka, które i tak nie może przeżyć (albo jest w stanie agonii) nie jest niechcianym skutkiem?
Te pytania wyrastają z logiki ochrony życia i uważnej analizy nauczania Kościoła, która pozwala dostrzec, że istotą myślenia moralnego jaki prezentuje opcja pro-life nie powinien być po prostu sprzeciw wobec aborcji, ale pozytywne opowiedzenie się za życiem zarówno kobiety jak i dziecka. Troska o oboje, a nie o jedno z nich. To myślenie wymusza z jednej strony troskę o życie nienarodzone, w tym pełną diagnozę jego stanu (zdaniem prawniczki takiej troski miało zabraknąć w szpitalu w Nowym Targu), ale z drugiej także pełne skupienie na życiu matki. Ratowanie życia dziecka nie może dokonywać się kosztem jej życia (jeśli nie taka jest jej wola, bo nikt nie może jej zmusić do heroizmu). To teorie, którą zastosować w praktyce mogą tylko dobrze przygotowani lekarze, i oni - tak naprawdę - są w stanie ocenić, kiedy jakie decyzje powinny zostać podjęte. Oni mają konieczną do tego wiedzę, a powinni mieć też odpowiednią odwagę i determinację. Trudno, bez dostępu do dokumentacji medycznej i wiedzy specjalistycznej, to ocenić laikowi.
Bez wątpienia można jednak powiedzieć, że z perspektywy myślenia pro life, które właściwe jest Kościołowi, w analizie bioetycznej musi być brany stan zdrowia matki, a jeśli z przyczyn medycznych nie da się uratować życia dziecka, trzeba zrobić wszystko, by ratować życie matki. Skupienie wyłącznie na życiu nienarodzonym wcale nie jest postawą realnie katolicką i broniącą życia.
Skomentuj artykuł