Pro life zrekonstruowany
Katolicyzm bez postawy pro life staje się „solą, która utraciła swój smak”. Jeśli jednak obrona życia ma być nie tylko znakiem sprzeciwu wobec świata, ale postawą realnie zmieniającą świat, musi być ona komunikowana i uzasadniana w języku świeckim. Religia nie jest i nie powinna być fundamentem uzasadnienia sprzeciwu wobec aborcji. Sama zaś aborcja nie może być jedynym elementem postawy pro life.
Obalenie przez Sąd Najwyższy USA wyroku Roe kontra Wade to ważny moment w historii. I to z wielu powodów. Po pierwsze, uświadamia, że nie istnieje „konieczność dziejowa”, że „postęp” (moim zdaniem w tej sprawie akurat moralny regres) nie jest nieodwracalny, że historia trwa. Po drugie, decyzja ta uświadamia, że w sporach światopoglądowych, niekiedy określanych starciem cywilizacji, strona bardziej konserwatywna nie jest bez szans, że istnieje możliwość odwrócenia trendu, i to nawet w sytuacji, gdy spór nie wygasł. Po trzecie, z perspektywy życia to najważniejsze - decyzja ta oznacza, że w części stanów USA możliwe stanie się wprowadzenie prawa ograniczającego lub nawet zakazującego aborcji. To zaś pozwoli zachować życie wielu osobom. I wreszcie po czwarte, orzeczenie Sądu Najwyższego, a także długi proces, który do niego doprowadził, uświadamia, że ruch pro life, jeśli ma być skuteczny, powinien w pewnych kwestiach nie tylko zmienić strategię, ale też zgodzić się na mentalną zmianę.
O czym mówię? Warto zwrócić uwagę na fakt, że orzeczenie napisane przez sędziego Samuela Alito opiera się na argumentacji prawnej. Jego autor podkreśla, że w orzeczeniu chodzi o to, czy rzeczywiście „prawo do aborcji” da się odnaleźć w napisanej pod koniec XVIII wieku konstytucji. I odpowiada, że nie. Argumentacja ta wpisuje się w stary spór prawniczy o zasady interpretacji ustawy zasadniczej i w istocie nie odwołuje się do kwestii metafizycznych. Warto zwrócić uwagę na fakt, że w kolejnych orzeczeniach Trybunału Konstytucyjnego w Polsce zastosowana jest identyczna zasada. Prawników nie zajmuje pytanie, czy aborcja jest moralna, czy jest zgodna z zasadami religijnymi, ale to, czy jest ona zgodna z konstytucją. Czy można ją uznać za prawo konstytucyjne, czy też raczej prawem konstytucyjnym jest życie człowieka. Takiej argumentacji, dobrze uzasadnionej, opartej na głębokim kompromisie prawnym, nieustannie potrzebujemy w debacie publicznej. Z perspektywy prawa bowiem nie istnieje autorytet religijny, nie ma powodu, by powoływać się na Jana Pawła II czy na Katechizm. Istotne jest to, jak rozumiemy życie ludzkie, jaką wartość mu przypisujemy i jak zamierzamy ważyć rację w przypadku konfliktu wartości czy - lepiej powiedzieć - uprawnień.
Orzeczenie Sądu Najwyższego pokazuje także, że w sporach kulturowych i moralnych nie należy proponować pakietów (co niestety nieustannie robią najbardziej radykalni polscy obrońcy życia). Obrona życia jest wartością fundamentalną i nie widać żadnych powodów, by łączyć ją z walką z ruchami LGBTQ+, a tym bardziej z agresywną homofobią. Te dwie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego, co zresztą wykazywał w sporej części swojej argumentacji sędzia Alito, a na pewnym poziomie mogą być i są ze sobą sprzeczne. I nie chodzi tylko o marketing, o skuteczne pozyskiwanie możliwie szerokich grup społecznych dla sprawy pro life, ale także o to, że w istocie postawa za życiem opierać się powinna na maksymalnej inkluzywności, otwarciu dla odmienności, zakazie dyskryminacji.
Jeśli argumentując za życiem w przypadku tzw. aborcji eugenicznej (przez drugą stronę określaną mianem embriopatologicznej), przypominamy fundamentalną „zasadę niedyskryminacji” ze względu na stan zdrowia, niepełnosprawność, to ta sama zasada obowiązuje w przypadku osób LGBTQ+. Konsekwentnie przemyślana od tej strony postawa pro life oznacza zatem także szacunek, otwarcie i uznanie praw tych osób. Jak określone powinny być te prawa? To pozostaje kwestią prawną, ale potrafię sobie wyobrazić, że w tej sprawie zwolennicy ruchu pro life się ze sobą różnią. Różnicy tej nie powinno być jednak w kwestii szacunku dla innych, odrzucenia nie tylko agresywnej homofobii.
Dynamika moralna, która doprowadziła do zdecydowanego odrzucenia systemowego rasizmu, a także leży u podstaw ruchów LGBTQ+, powinna służyć także ruchom pro life. I nie chodzi tylko o użyteczność marketingową, ale moralną. Jednym z kluczowych elementów współczesnych debat moralnych jest pojęcie „wykluczenia”. Wiele systemów prawnych, debat publicznych ma prowadzić do stanięcia po stronie „wykluczonych”. Trzeba więc zrobić wszystko, by w Nienarodzonych, Niewidocznych, Bezbronnych dojrzeć prawdziwie wykluczoną mniejszość, słabszych, których prawa naruszają silniejsi. Słabszych, których trzeba bronić, także przy pomocy środków prawnych. Taka postawa będzie jednak niewiarygodna, gdy nienarodzeni będą jedyną grupą, jaka ma być broniona. Ruch pro life powinien sprzeciwiać się każdemu wykluczeniu i każdej systemowej przemocy.
Czy taki zrekonstruowany ruch pro life jest w ogóle możliwy? Tak, bo w prawdziwej postawie za życiem nie chodzi o to, by wrócić do tego, co było, by zrekonstruować „patriarchalny model kontroli nad ciałami kobiet”, by zsakralizować pewien model życia społecznego, ale o to, by rzeczywiście chronić najsłabszych i najbardziej wykluczonych. Obrona nieistniejącej wyobrażonej przeszłości nie ma sensu, tak jak nie ma sensu wiara w to, że możemy skutecznie wrócić do etapu sprzed rewolucji seksualnej czy szerzej obyczajowej. Naszym zadaniem nie jest powrót do tego, co było, ale przekazanie pewnych fundamentalnych zasad myślenia o człowieku dalej.
Skomentuj artykuł