Gdy sam czart neguje Stadion Młodych... warto tam być

Gdy sam czart neguje Stadion Młodych... warto tam być
(fot. stadionmlodych.eu)

Wszelkie namowy do bojkotu, sugestie o zagrożeniu dla wiary w stylu: "zawracanie katolickiej młodzieży w głowach" albo "bałamucenie katolików w pierwszą sobotę miesiąca" ani z katolicyzmem ani z miłością Przenajświętszego nie mają nic wspólnego.

Już jutro dziesiątki tysięcy młodych (ciałem i duchem) spotkają się w jednym miejscu - na PGE Narodowy. Po co? Aby się spotkać z Bogiem i z sobą, wspólnie się modlić, posłuchać dobrej i różnorodnej muzyki chrześcijańskiej oraz świadectw innych - świeckich i duchownych katolików.

W to wielkie, ogólnopolskie święto młodych, towarzyszących modlitwą Synodowi o młodzieży w Rzymie (z pewnością szaleńcze w zamyśle i rozmiarach, lecz Boże dzieło ewangelizacyjne), wślizguje się - zgodnie zresztą z naturą węża, diabli duch w postaci kontestacji1 , którą nota bene uderza we wszelkie katolickie dzieła religijne, które nie mają co najmniej pięćdziesięciu lat.

DEON.PL POLECA

Jawi się więc kusicielską intryga wobec Stadionu Młodych jako wyrzut, iż odbywa się on w "pierwszą sobotę(!) października. Czyż czciciele Niepokalanego Serca Maryi są zobowiązani w tym dniu do niewychodzenia z domu? Nie. Istotą jest udział w Eucharystii i przyjęcie komunii świętej w tym dniu, modlitwa różańcowa połączona z rozważaniem tajemnic naszego zbawienia, które podpowiadają tajemnice chwalebne. Czart jednak prawdy nie mówi i swoim starym sposobem truje.

Ten, którego zadaniem jest zwodzić, ostrzega wręcz jakoby przez tę konkretnie "ewangelizację" (cudzysłów od niego pochodzi) stadion staje się ważniejszy od kościoła. Nie mówi jednak - jak to czart, że Chrystus Pan i Jego uczniowie nauczali nie tylko w świątyni czy w synagogach, a wręcz przeciwnie, przede wszystkim poza nimi: na drogach, placach, ulicach, pustyni, nadbrzeżach oraz innych otwartych przestrzeniach, w których gromadzili się ludzie. I jak kiedyś droga poznania Boga i umacniania wiary tych, którzy już Go poznali wiodła głównie nie przez miejsca sakralne, tak podobnie dzieje się i obecnie - choćby przez stadiony.

W zwodzeniu przez tego, który karykaturyzowanie dzieł Stwórcy ma opanowane do perfekcji - co już starożytni Ojcowie zauważyli, "Stadion Młodych: włącz pełnię wiary" jawi się "nazwą buńczuczną", to znaczy jak podają słowniki: "zawadiacką, zuchwałą i pewną siebie, czupurną". Dlaczego zawadiacką? Nie wiadomo. Dlaczego zuchwałą i pewną siebie? On wie. Dlaczego czupurną? Pozostanie sekretem. Przez tajemnicze niedopowiedzenia kąkol bywa zasiany.

Ten, który brzydzi się prawdą chce, by w duchowym spotkaniu 6 października widziano "nadęty event" i "kosztowny spęd". Czy można się temu dziwić? Nie. Dawniej, Jezusowe jedzenie i picie z grzesznikami interpretował w wielu głowach jako żarłoczność i pijaństwo. Obecnie, z pomocą ulubionych: "pycha" i "mamona" nie kusi lecz oskarża. Przemilcza jednak Eucharystię, której będzie przewodniczyć Pasterz metropolii warszawskiej - kardynał Kazimierz Nycz, oraz sakrament pokuty i pojednania sprawowany przez sztab spowiedników. Trudno nie rozumieć tego rodzaju taktyki. Diabła zawsze nomen omen piekliło i uobecnianie całego Misterium Paschalnego (a nie tylko męki i śmierci Pańskiej), i radość z każdego nawracającego się grzesznika.

Dla tego, który podczas uwalniającego sakramentalium rękoma filigranowych potrafi rzucać o ścianę osiłkami, Stadion Młodych to rzeczywiście "łatwizna śmieszna do rozpuku" niczym "chodzenie na ryby na stawy hodowlane" albo "zbieranie grzybów w pieczarkarni". Ulegający owym sugestiom doskonale wiedzą, że sami nie potrafią do Przenajświętszego przyprowadzić nawet połowy tych młodych, którzy będą 6 października przy Alei Księcia Józefa Poniatowskiego 1. To powoduje frustracje, które skutecznie podgrzewa odwieczny wróg zbawienia.

Ten, któremu odwiecznie z Bogiem "nie po drodze", spotkanie umacniające wiarę zawsze będzie traktował jako zagrożenie. Szczególnie, gdy stawką są diamenty dopiero szlifowane - młodzi chrześcijanie. Dlatego sugestie, iż Stadion Młodych to "nonsensy do kwadratu" niczym "wlewanie wody do morza", "noszenie piasku na pustynię" czy "uczenie Henryka Sienkiewicza polskiego alfabetu", nie dziwią.

Niepokoi natomiast, że tego rodzaju kusicielskiej narracji ulegają niektórzy prezbiterzy oraz świadomi przynależności do Kościoła świeccy katolicy. Czyżby nie zauważyli, że pomimo czci godnych i niekiedy wręcz starożytnych form kształtowania duchowości, obecnie nie oddziałują one tak jak dawniej? Nie odmawiam im absolutnie skuteczności - wierzę, że nadal ją mają, natomiast do współczesnego pokolenia one nie przemawiają. I tego rodzaju zjawisko nie jest czym nowym. Niektóre praktyki pobożności przemijają, bądź schodzą na "drugi plan", lecz w ich miejsce przychodzą inne. Karmienie się słowem Bożym przez czytanie i rozważanie go, do tej pory nie jest powszechną praktyką wśród katolików. W ubiegłych wiekach było z tym jeszcze gorzej, także ze względu na szeroko zakrojony analfabetyzm.

Obecnie budowanie duchowości w oparciu o Pismo Święte staje się coraz częstszą praktyką. Brak słowa Bożego (Biblii) zastępowały w przeszłości niekiedy bogate w symbolikę obrazy, jak choćby z powszechnie utrwalanym motywem Krzyża Chrystusowego jako Drzewa Życia. Podobny cel miały religijne pieśni, czego dobrym przykładem są XVIII-wieczne Gorzkie Żale. Dla współczesnego, młodego odbiorcy są na tyle ckliwe, że aż wręcz nudne i nie oddziałują na jego duchową wrażliwość i nie są dla niego pomocne w modlitwie. Natomiast adoracja Krzyża połączona np. z rozważaniem tekstów biblijnych, czy pism świętych Kościoła i współczesnymi pieśniami pasyjnymi sprzyjają ich modlitwie.

Nabożeństwo różańcowe polegające na wręcz wszechobecnym schemacie: wystawienie Najświętszego Sakramentu, odmówienie (często bezrefleksyjnie, automatycznie) pięciu Ojcze nasz, stu pięćdziesięciu Zdrowaś Maryjo i pięciu Chwała Ojcu, dla większości młodych katolików (i niemłodych) nie jest sposobem, przez który będą potrafili wyrazić swoją miłość do Boga i Matki Pana. Natomiast jest to możliwe gdy np. wraz z Maryją zaśpiewają Magnificat albo swoimi słowami uwielbią Boga za dar Jej obecności, modlitewne wstawiennictwo i pomoc w duchowym wzrastaniu.

Sposobów na spotkanie z Przenajświętszym Bogiem jest mnóstwo. I ani Stadion Młodych nie jest gorszy od procesji w Boże Ciało, ani lepszy od szeptanej sercem Litanii do Matki Bożej. Podobnie jak nie ma rangi "ważniejszości" przybycie do narodzonego w Betlejem Dziecięcia bogatych magów wobec wcześniejszej wizyty ubogich pasterzy. Nikt też nie gloryfikuje miłości do Jezusa prostego choć nieokrzesanego rybaka Piotra nad miłość Mistrza ex celnika Mateusza.

Wszelkie namowy do bojkotu, sugestie o zagrożeniu dla wiary w stylu "Zawracanie katolickiej młodzieży w głowach. Mieszanie im w duszach. I bałamucenie katolików w pierwszą sobotę miesiąca" ani z katolicyzmem ani z miłością Przenajświętszego nie mają nic wspólnego. Tego rodzaju straszaki to tylko odprysk jadu czarta pokonanego w Trzy Dni w Jerozolimie.

Zostałem zaproszony na Stadion Młodych do "Strefy inspiracji". Chcę z Biblią w ręku, przez historię w Galilejskiej Kanie, opowiedzieć kawałek swojej historii, w którą przy współudziale Swojej Matki skutecznie wkroczył - choć nie z winem a z bandażami - sam Chrystus Pan.

Młodzi i czujący się młodymi. Serdecznie zapraszam 6 października na PGE Narodowy. Cokolwiek bowiem neguje czart, to zawsze się zdradza że chodzi o Najważniejsze(go).

Przypisy: 

[1] T. Sikora, Ewangelizacja stadionowa, goo.gl/KoLvNw, (dostęp 22.09.2018).

ks. dr hab. Tomasz Szałanda - kapłan archidiecezji warmińskiej, wykładał homiletykę w WSD w Elblągu i Pieniężnie, autor kilku książek i kilkudziesięciu artykułów z zakresu demonologii, mariologii i homiletyki. Od 2000 r. proboszcz parafii w Stawigudzie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gdy sam czart neguje Stadion Młodych... warto tam być
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.