Geniusz kobiecy
Na Białorusi zabrakło mężczyzn, bo zostali zamknięci lub wydaleni. Przywództwo wzięły w swoje ręce ich żony. Z konieczności
Pani Tamara rzekła, że przecież nie będą strzelać do matek, żon i córek. Ta starsza kobieta odpowiedziała tak w Mińsku, gdy zapytano ją, dlaczego idzie wraz z demonstracją. To dla niej była nadzieja na pokojowe rozwiązanie kryzysu na Białorusi – obecność kobiet… i jej obecność. Można powiedzieć, że czuła się „żywą tarczą”, która wraz z innymi miała powstrzymać rozlew krwi.
Nie jest prawdą, że nigdy nie strzelano do kobiet i dzieci. Nie jest prawdą, że terroryści to tylko mężczyźni. Nie jest prawdą, że kobiety nigdy nie przejmowały władzy i nie zlecały zabicia konkurencji (np. Elżbieta i Maria Stuart czy Katarzyna Wielka). Sufrażystki domagające się praw wyborczych stosowały także niepokojowe metody. Ale prawdą jest, że tłum samych kobiet inaczej wpływa na aparat przemocy i stojącą za nim władzę niż demonstracja z przewagą mężczyzn. Trudno komukolwiek uwierzyć, że „zuchami” są milicjanci/policjanci pałujący kobiety.
Na Białorusi zabrakło mężczyzn, bo zostali zamknięci lub wydaleni. Przywództwo wzięły w swoje ręce ich żony. Z konieczności, a nie z chęci. To dało im niesamowitą wiarygodność, to poruszyło ludzi, zachęciło do poparcia owych kobiet.
Po wyborach, gdy fałszerstwo stało się jasne, nastąpiły starcia (sprowokowane), bito i porywano ludzi z ulicy, a jednak nie doszło do eskalacji przemocy (jakby się tego można było spodziewać), ale zorganizowano biały marsz kobiet, tak pokojowy, że trudno o bardziej pokojowy. I w tym widać jakiś „geniusz kobiety”. Wobec takiego marszu trzeba się opowiedzieć. Atakując taki marsz, zaprzecza się wartościom, w jakich wychowały nas matki, i traci się wszelkie poparcie społeczne.
I tu nie tyle chodzi o słuszność haseł niesionych przez kobiety. Osobiście nie zawsze zgadzałem się z tym, co postulowano na kobiecych marszach. Ale zawsze miałem poczucie, że dotykamy kwestii tak ważnych, że nie można ich lekceważyć. Nazywanie takich protestów wybrykami jest samobójstwem politycznym. Ludzie nie uwierzą, że kobiety mogły się zorganizować i działać w błahej sprawie.
Mężczyzna zajmujący się polityką (dobrem wspólnym) a kobieta dbająca o gniazdo rodzinne to konserwatywne spojrzenie na role społeczne. Lecz paradoksalne to właśnie w oczach konserwatystów kobiece demonstracje są szczególnie silne. Bo skoro kobiety jednak oderwały się od swojej tradycyjnej roli, to chyba w imię czegoś niezwykle ważnego. Kobiety nie demonstrują ot tak sobie. Przynajmniej w oczach tradycjonalistów.
Pani Tamara powiedziała, że chyba nie będą strzelali do kobiet. A Łukaszenka paraduje z kałasznikowem. Jej nadzieja jest bohaterstwem, tym głośniejszym, że kobiecym.
Tekst ukazał się również na łamach "Gazety Krakowskiej".
Skomentuj artykuł